Dziś miał się odbyć mój ślub.
A ponieważ jednak się nie odbył, to sobie postanowiłam napisać jak do niego nie doszło.
Z moim byłym już narzeczonym zaręczyliśmy się z zeszłym roku w moje urodziny. Prezent mu się udał, ja szczęśliwa, nasze rodziny też, więc zaczynamy przygotowania. Wszystko szło dobrze do marca, nawet już suknię zaczynałam szyć.
Dokładnie 9-ego mój luby był u mnie w domu, dogadywaliśmy jakieś tam szczegóły po czym pojechał na przyjęcie zaręczynowe znajomych (ja z anginą średnio mogłam się ruszyć z łóżka więc postanowione było, że jedzie sam bo im przykro jeszcze będzie).
W niedzielę do lubego postanowiłam zadzwonić. Nie odbierał. Ani za pierwszym razem ani za żadnym. Około 20-tej zaczęłam już lekko panikować, że może coś się stało (wiadomo - śnieg leżał sobie jeszcze wesoło wszędzie i ślisko było jak diabli). Obdzwaniam jego znajomych, rodzinę - nic.
W końcu około północy przychodzi sms, którego treść to chyba sobie do końca życia już zapamiętam:
"Nie dzwoń, bo i tak nie odbiorę. Nie ma to sensu i tak będzie lepiej."
Po godzinie dzwonienia bez przerwy w końcu raczył odebrać... W 15-minutowej rozmowie powiedział mniej więcej to samo co napisał w smsie, stwierdził, że nic nie wyjaśni i się rozłączył.
Więcej telefonu ode mnie już nie odebrał, nie odpisał na żadną formę kontaktu, a po jego rzeczy, które u mnie zostawił podczas naszego 3-letniego związku przyjechali jego rodzice.
A ponieważ jednak się nie odbył, to sobie postanowiłam napisać jak do niego nie doszło.
Z moim byłym już narzeczonym zaręczyliśmy się z zeszłym roku w moje urodziny. Prezent mu się udał, ja szczęśliwa, nasze rodziny też, więc zaczynamy przygotowania. Wszystko szło dobrze do marca, nawet już suknię zaczynałam szyć.
Dokładnie 9-ego mój luby był u mnie w domu, dogadywaliśmy jakieś tam szczegóły po czym pojechał na przyjęcie zaręczynowe znajomych (ja z anginą średnio mogłam się ruszyć z łóżka więc postanowione było, że jedzie sam bo im przykro jeszcze będzie).
W niedzielę do lubego postanowiłam zadzwonić. Nie odbierał. Ani za pierwszym razem ani za żadnym. Około 20-tej zaczęłam już lekko panikować, że może coś się stało (wiadomo - śnieg leżał sobie jeszcze wesoło wszędzie i ślisko było jak diabli). Obdzwaniam jego znajomych, rodzinę - nic.
W końcu około północy przychodzi sms, którego treść to chyba sobie do końca życia już zapamiętam:
"Nie dzwoń, bo i tak nie odbiorę. Nie ma to sensu i tak będzie lepiej."
Po godzinie dzwonienia bez przerwy w końcu raczył odebrać... W 15-minutowej rozmowie powiedział mniej więcej to samo co napisał w smsie, stwierdził, że nic nie wyjaśni i się rozłączył.
Więcej telefonu ode mnie już nie odebrał, nie odpisał na żadną formę kontaktu, a po jego rzeczy, które u mnie zostawił podczas naszego 3-letniego związku przyjechali jego rodzice.
związki
Ocena:
1074
(1184)
Komentarze