Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#55671

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mamy domek letniskowy, wybudowany przez mojego dziadka w l. 70-80 w niewielkiej wsi na pd. Polski. Co istotne, nie jest to typowa miejscowość letniskowa, a zwykła wieś, w której gmina postanowiła odrolnić kilka działek, nie nadających się pod uprawy, więc oprócz nas i raptem 4 sąsiadów, reszta mieszkańców to lokalsi - i to o nich będzie historia, a właściwie seria historii, które miały miejsce od końca l. 80 do dziś.

- babcię budzi hałas na zewnątrz. W ogrodzie kręci się daleki sąsiad. Na widok babci oświadcza: "dzień dobry, ja po grzybki przyszedłem". I dalej zbiera nasze maślaki

- z ogrodu znikały porzeczki. Powoli, ale znikały. Zagadka wyjaśniła się po kilku dniach, gdy zobaczyłam może 5-letnią dziewczynkę, która z metalowym kubeczkiem i miną zawodowego szpiega czatowała pod naszą bramą, czekając aż wyjdziemy na spacer. Mama ją wysłała, żeby sobie pozbierała pod naszą nieobecność.

- w ogrodzie rośnie krzew winogron. Dzięki polskim genom owoce składają się w 90% z pestek i skórki a dzięki (ponoć) burgundzkim mają wysoką zawartość garbników. Znaczy się są kwaśne jak skurczybyk i w zasadzie niejadalne. Mimo to kilka lat temu postanowiłam produkować z nich własne wino. Udało się... dwa razy. Później już nigdy nie dotrwały do winobrania. Ani jedno. Na pewno nie przez ptaki, bo one raczej nie ucinają całych kiści i nie zadeptują trawnika ;)

- po dłuższej nieobecności zastaliśmy rozerwaną siatkę pomiędzy naszą działką a błotnistym nieużytkiem obok. Załataliśmy. Sąsiad przychodzi z pretensjami, bo będzie musiał prowadzić krowy z pastwiska naokoło

- innego dnia, inny sąsiad przychodzi z prośbą - żebyśmy zamykali bramę zewnętrzną tylko na zamek a nie na łańcuch z kłódką, bo przez niego nie może się dostać na działkę. A jak robił to do tej pory? Zdejmował metalową furtkę z zawiasów, a potem (jak to wytłumaczyć?...) delikatnie wysuwał ją wraz z ryglem z drugiej części zamka, osadzonej na słupku.

- do ok. 2000 r. po każdej roślince wkopanej do ogrodu po max. miesiącu zostawała dziura w ziemi

- pewnego dnia grupa sąsiadów-lokalsów weszła do ogrodu sąsiada-letnika z wiadrami i zydelkami, żeby zebrać porzeczki. Robili to bez skrępowania na naszych oczach, więc nikomu nie przyszło do głowy, że nie mają zgody właściciela. Właściciel bardzo się zdziwił, gdy przyjechał kilka dni później zebrać swoje porzeczki. Co ciekawe, zbieracze mieli klucze do ogrodu, bo sąsiad płacił im co miesiąc całkiem sporą kwotę za "dbanie o ogród".

- jednym z letników był emerytowany ksiądz, świetny człowiek, który m.in. odprawiał msze przed swoim domem w czasach głębokiej komuny. Kupił kiedyś deski od miejscowych i złożył je obok domu. Tej samej nocy nakrył wynoszących je złodziei. "Bo proszę księdza, myśmy chcieli je tylko wymienić na lepsze". Tak, to ci sami, którzy mu je wcześniej sprzedali.

- inna sąsiadka wróciła z Zachodu u samego schyłku komuny. Nie miała czasu, żeby doglądać prac, więc postanowiła wybudować dom tak, jak robi się to zagranicą - dając miejscowym robotnikom projekt i pełnomocnictwo do swojego rachunku. Dzięki kreatywnej księgowości był to najdroższy dom jaki powstał w promieniu kilkudziesięciu kilometrów. A ma ok. 100 m2 ;)

- bez naszej wiedzy ścięto zdrowy, stary dąb, rosnący na naszej działce, ale już za ogrodzeniem, przy drodze. "Bo nam za dużo liści leciało na działkę"

- zlecaliśmy miejscowym "złotym rączkom" drobne roboty, płacąc uczciwe stawki. Ale farba na dachu przetrwała rok, płytki były położone krzywo a na zrobienie balkonu (niestety zapłacone z góry, bo "panie, materiały muszę kupić") czekamy już cztery lata. Materiałów też nie kupili. Więc już nigdy nikomu z nich nie zlecimy nawet przykręcenia śrubki.

- co kilka lat powraca pomysł założenia kanalizacji. Letnicy są za, miejscowi protestują. Dopóki można spuścić zawartość szamba do strumyczka płynącego pod lasem, po co przepłacać?

Nie chodzi mi o te porzeczki, winogrona i garść grzybów, ale ich mentalność. Przez te wszystkie lata żyliśmy z nimi zgodzie. Z wyjątkiem wspomnianej sąsiadki wszyscy przyjezdni byli zwykłymi szaraczkami, budującymi domki własnymi rękami, nie związanymi w żaden sposób z władzami i/lub partią, biedniejszymi nawet od lokalsów, którzy nielegalnie handlowali mięsem ;) My nadal pracujemy w budżetówce, za to prawie wszyscy miejscowi w ciągu ostatnich 20 lat zarobili "na saksach" na wielkie domy z ogródkami wymuskanymi jak na Wisteria Lane, pod którymi stoją po dwa auta i kilkanaście gipsowych krasnali. Mimo to nikomu z nich nie przyszło do głowy, żeby kupić sobie krzaczek porzeczek za 10 zł zamiast zbierać cudze, zasadzić jakieś słodkie winogrona tokajskie zamiast kraść nasze, wykręcające mordę i uczciwie wykonać zleconą pracę, by dostać kolejne fuchy.

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 733 (781)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…