Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#56566

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dawno moje historie nie gościły na portalu. Trochę urlopu, trochę spokoju. Ale dziś dwie historie, z dwóch różnych służb, które łączy jedna osoba - Pani Lekarz Pogotowia [LP]. Po informacji która właśnie do mnie dotarła ledwo siedzę, bo tak mnie trzęsie. Cóż- policjanci też mają uczucia, też przeżywają robotę.

#1
Wezwanie do DPS (Dom Pomocy Społecznej), mężczyzna po alkoholu dostał świra, uderza głową o ścianę, atakuje współmieszkańców. Gdy przybyliśmy na miejsce trzymało go 6 chłopa. Trochę go ogarnęliśmy - kajdanki na ręce, przyblokowane ciało - pielęgniarka dała mu zastrzyk na uspokojenie i koleś powoli odpływa, chociaż jeszcze walczy z nami. Została rozcięta głowa. My gościa wziąć nie możemy, dzwonić po karetkę, niech go opatrzy. W załodze znalazła się właśnie piekielna [LP]. Z pretensją, czemu my go nie weźmiemy (przepisy nie pozwalają - jest on pod opieką DPS, my nie mamy prawa go zabrać bo nie ma podstaw - kwalifikuje się d na Oddział Psychiatryczny, a nie na dołek). Tłumaczymy jej to raz, drugi, trzeci... ALE TO WY POWINNIŚCIE GO WZIĄĆ!!! cóż... chociaż pielęgniarka była ogarnięta i jej tam tłumaczy jak krowie na rowie. Udało się, chyba zakumała. Gościu bełkocze że on się nie da zszyć. I koniec. Nie jest ubezwłasnowolniony, więc ma prawo. [LP] zaciera ręce, zabiera torbę i wio do karetki. A kierownik DPS-u za nią tłumaczyć jej, że on nie może zostać z taką raną na głowie w DPS-ie. Kolejna batalia.

W końcu z wielkim trudem biorą go do szpitala żeby założyć opatrunek i przygotować do transportu na Oddział Psychiatryczny, który jest w sąsiednim powiecie. [LP] żąda od nas, abyśmy asekurowali karetkę, jadąc za nimi radiowozem. My nie możemy podjąć takiej decyzji jako patrol, musi to ogarnąć nasz dyżurny. I [LP] nie może tego zrozumieć. Tłumaczę ja, tłumaczy kolega z patrolu, tłumaczy pielęgniarka, kierowca karetki, lekarz dyżurny, recepcjonistka, sprzątaczka... W międzyczasie koleś z DPS-u zaczyna śpiewać. Oby też nie zaczął jej tłumaczyć. [LP]: Ale jak to? To co ja mam teraz zrobić? Podpowiadamy - kobieto, zadzwoń do dyżurnego naszego i powiedz że jest taka potrzeba. I kobieta dzwoni! hurra! ale do dyspozytora 112... Zaczynamy znowu tłumaczyć że to trzeba do naszego dyżurnego - pan z wąsami co siedzi na komendzie w czarnym fotelu i dzisiejszej nocy rządzi i dzieli zasobami komendy. Patrzy się [LP] na nas podejrzliwie. I nagle się pojawił kolejny problem - jak ona ma się z nim skontaktować? Każde dziecko zna numer 997. [LP] gdzieś ominęła ten etap. W końcu udało się, dyżurny wydał nam dyspozycję, pojechaliśmy i wróciliśmy z nadzieją, że z tą kobietą nie będziemy mieć już nic wspólnego...

#2
... jednakże moje wrodzone szczęście mi na to nie pozwala. Kolejna służba, skład inny, noc andrzejkowa, ludzie się bawią. Jedziemy, patrzymy - facet [F] leży na asfalcie. Podbiegamy do niego - pijany, ale nie żul. Normalnie ubrany, okularki i nowy telefon leżą obok. Nie reaguje na wołanie, oczy jakieś tak dziwnie otwarte. Kolega wzywa karetkę, ja usiłuję złapać kontakt z człowiekiem, ocenić ewentualne obrażenia. Po dłuższej zaczyna się ruszać, wydaje jakieś jęki - dobra nasza - żyje. I nagle dostaje drgawek - nie jestem lekarzem, nie umiem fachowo ocenić czy to padaczka alkoholowa czy coś innego. Po chwili drgawki ustępują, pan zaczyna wracać do świadomych, sadzamy go na chodniku, opieramy o murek, usiłujemy się z nim dogadać. Przyjeżdża karetka. Kto z niej wychodzi? tak.... to ona... [LP]. Rzut oka na siedzącego [F] i jak nie zacznie nas opier...lać (wybaczcie, inaczej tego nie mogę nazwać) po co my wezwaliśmy karetkę skoro człowiek pijany siedzi i nic mu nie jest? [LP] nawet nie obejrzała [F], zadała mu jedno pytanie - i nie, nie brzmiało ono "jak się pan czuje?" czy też "co się stało?". Brzmiało ono "czy podpisze mi pan papier że nie chce pan pomocy lekarskiej i przewiezienia do szpitala?" [F] był już tak w szoku, że nagryzmolił szlaczek wciśniętym długopisem w rękę. I [LP] wpakowała się w karetkę i pojechała. My [F] odwieźliśmy do domu. Gdzie piekielność? Tą informacją która dziś do mnie dotarła brzmi - w poniedziałek [F] zmarł z powodu rozległego krwiaka głowy, który prawdopodobnie powstał w wyniku uderzenia głową w asfalt przy upadku w sobotnią noc.

I teraz siedzę i gdybam - a może jakby [LP] wzięła go do szpitala to [F] by żył? A może my mogliśmy coś więcej zrobić? Jakim cudem taka osoba jak [LP] jeździ w karetce która ma ratować życie innym?

P.S. przypomniał mi się jeszcze jeden dialog ze szpitala w historii #1:
[LP] A gdzie ten opiekun z DPS-u co z nami jechał w karetce?
[kierowca] Pani doktor, ale oprócz rannego nikt więcej z DPS-u nie jechał...

policja

Skomentuj (39) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 712 (760)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…