zarchiwizowany
Skomentuj
(6)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Drodzy Piekielni, liczę na waszą opinię o sytuacji, którą opiszę poniżej.
Obecnie trwający weekend to czas finału Szlachetnej Paczki. Jako wolontariuszka intensywnie działam i rozwożę paczki do swoich rodzin i nie tylko. Dodatkowo udostępniam samochód (ze mną w roli kierowcy), nie jest on jednak mój, a mojego taty, co dość istotne w tej sytuacji, bo ubezpieczenie i wszystko inne jest na niego.
Dostałam hasło, że przewozimy paczki do rodziny. Wsiadam zatem w auto, żeby podjechać pod drzwi magazynu, który mieści się w salce przy kościele. Wycofuję, patrzę, ze z kościoła właśnie wychodzą ludzie i staram się na nich uważać. Ale oni są po prawej, więc nie zerkam tak często w lewe lusterko. I w pewnym momencie patrzę, jak wyrasta mi z tyłu samochód-tak, wtedy spojrzałam w lusterko. Niestety było już za późno, zahamowałam z prędkości 3km/h, ale koła się ślizgnęły i w efekcie stuknęłam w nadkole tamtego auta. A jego kierowca właśnie wyszedł z kościoła...
Gaszę silnik, wysiadam, a on do mnie zaczyna wrzeszczeć.
[K]ierowca: Co pani robi, uderzyła pani w samochód, czy pani wie co pani zrobiła???
[J] Tak, najmocniej pana przepraszam, po prostu nie spojrzałam w lusterko..
[K] To nie mój samochód, ja nie zamierzam płacić, on jest służbowy, ja chcę oświadczenie!!!
[J] Ale czy może mi pan dać dojść do słowa? Naprawdę nie chciałam uderzyć w pana samochód, proszę mi uwierzyć, że to nie celowe, rozwożę Paczki i się spieszę...
[K] Mnie to nie obchodzi, czy się pani spieszy, czy nie, ja chcę oświadczenie o pani winie!!!
W tym momencie podchodzi mój chłopak i kolega, którzy widzieli całe zajście, a panu na widok wsparcia mina rzednie. Oglądają nadkole i zgodnie stwierdzają, że nic tam nie ma, że kopniakiem większą krzywdę by zrobili. I faktycznie, na lakierze może jedno kilkumilimetrowe zadrapanie. Włączają się do dyskusji, którą pan ucina ciągłym powtarzaniem, że on chce oświadczenie i już. Ostatecznie spisuje numery auta na jakiejś ulotce i odchodzi, bo reszta kościoła idzie z procesją. Ja pakuję paczki i odjeżdżam, uspokajana przez chłopaka, który uważa, że w takim wypadku nic mi ten facet nie zrobi, bo nie ma żadnych dowodów poza moimi numerami i malutkim zadrapaniem na nadkolu. Nic mu nie podpisałam, bo nie było czego.
I właśnie o to mam do was pytanie, czego mogę się spodziewać? (A znając ten typ człowieka, to gotów znajomościami na lakierowanie całego auta naciągnąć)
Obecnie trwający weekend to czas finału Szlachetnej Paczki. Jako wolontariuszka intensywnie działam i rozwożę paczki do swoich rodzin i nie tylko. Dodatkowo udostępniam samochód (ze mną w roli kierowcy), nie jest on jednak mój, a mojego taty, co dość istotne w tej sytuacji, bo ubezpieczenie i wszystko inne jest na niego.
Dostałam hasło, że przewozimy paczki do rodziny. Wsiadam zatem w auto, żeby podjechać pod drzwi magazynu, który mieści się w salce przy kościele. Wycofuję, patrzę, ze z kościoła właśnie wychodzą ludzie i staram się na nich uważać. Ale oni są po prawej, więc nie zerkam tak często w lewe lusterko. I w pewnym momencie patrzę, jak wyrasta mi z tyłu samochód-tak, wtedy spojrzałam w lusterko. Niestety było już za późno, zahamowałam z prędkości 3km/h, ale koła się ślizgnęły i w efekcie stuknęłam w nadkole tamtego auta. A jego kierowca właśnie wyszedł z kościoła...
Gaszę silnik, wysiadam, a on do mnie zaczyna wrzeszczeć.
[K]ierowca: Co pani robi, uderzyła pani w samochód, czy pani wie co pani zrobiła???
[J] Tak, najmocniej pana przepraszam, po prostu nie spojrzałam w lusterko..
[K] To nie mój samochód, ja nie zamierzam płacić, on jest służbowy, ja chcę oświadczenie!!!
[J] Ale czy może mi pan dać dojść do słowa? Naprawdę nie chciałam uderzyć w pana samochód, proszę mi uwierzyć, że to nie celowe, rozwożę Paczki i się spieszę...
[K] Mnie to nie obchodzi, czy się pani spieszy, czy nie, ja chcę oświadczenie o pani winie!!!
W tym momencie podchodzi mój chłopak i kolega, którzy widzieli całe zajście, a panu na widok wsparcia mina rzednie. Oglądają nadkole i zgodnie stwierdzają, że nic tam nie ma, że kopniakiem większą krzywdę by zrobili. I faktycznie, na lakierze może jedno kilkumilimetrowe zadrapanie. Włączają się do dyskusji, którą pan ucina ciągłym powtarzaniem, że on chce oświadczenie i już. Ostatecznie spisuje numery auta na jakiejś ulotce i odchodzi, bo reszta kościoła idzie z procesją. Ja pakuję paczki i odjeżdżam, uspokajana przez chłopaka, który uważa, że w takim wypadku nic mi ten facet nie zrobi, bo nie ma żadnych dowodów poza moimi numerami i malutkim zadrapaniem na nadkolu. Nic mu nie podpisałam, bo nie było czego.
I właśnie o to mam do was pytanie, czego mogę się spodziewać? (A znając ten typ człowieka, to gotów znajomościami na lakierowanie całego auta naciągnąć)
Ocena:
-5
(27)
Komentarze