Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#57180

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Od wielu lat pracuję jako wolontariusz- każdy ma jakieś zboczenie w końcu jedni lubią pomarańcze, a drudzy jak im stopy śmierdzą zaś ja zajmuję się bezdomnymi. Zbliżały się święta (te chrześcijańskie, kojarzycie? Boże narodzenie czy coś takiego), więc większość wolontariuszy, którzy w mieście X, gdzieś na obrzeżach Polski B tylko studiują, wróciła do domów. Ja należę do grupy "lokalnych", którzy z tego powodu mieli więcej pracy. Nasi beneficjenci spędzali święta różnie- jedni pili inni jechali na rekolekcje, a pili po powrocie jeszcze inni czekali na przyjazd rodziny, a gdy ten nie następował również pili. W różnych ilościach i w rożnych stanach stawiali się w naszej "jadłodajni" - nikomu nie odmawiamy pomocy i nie wisi u nas alkomat przy wejściu. Od zawsze byliśmy swego rodzaju oddziałem paliatywnym- pomagamy tym bez szansy na zmianę swojego statusu społecznego czy znalezienia stałej pracy. Zmierzając jednak do sedna i piekielności... Właśnie zamknęliśmy nasz lokal, a ja odpaliłem papierosa. Na krawężniku przed nim siedział najbardziej natrąbiony ostatni muszkieter, który po posiłku postanowił troszkę przetrzeźwieć. Mijała nas rodzinka z choinką i usłyszałem z ust mężczyzny rzucone pogardliwie:
"Takie ścierwa nie zasługują na jedzenie, a jak już się je karmi to powinno się to robić gdzieś na obrzeżach miasta"
Nie wytrzymałem i wesoło odkrzyknąłem do oddalającej się eleganckiej pary:
"I wam również wszystkiego najlepszego w te święta miłości bożej"
Przyśpieszyli kroku.
Ja rozumiem, że żyjemy w kulcie sukcesu, a święta to ikona popkultury i komercjalizacji. Ja rozumiem, że bezdomni piją, palą, śmierdzą i zaniżają wartość nieruchomości ale niosąc pod pachą symbol, którym okazujemy radość z przyjścia na świat dzieciątka, którego rodzice byli bezdomnymi....

Skomentuj (59) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 71 (329)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…