Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#57303

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Skoro już zaczęliśmy o współlokatorach... ;)

Wcześniej napisałam historie o Francuskim Piesku, która co prawda o higienę dbała ale doprowadzała do szału w inny sposób. Dziś będzie o Matematyku, z którym miałam "przyjemność" dzielić mieszkanie bez ogrzewania :)
Tak jak już napisałam poprzednio, wynajęłam gigantyczny 30-metrowy pokój, przy samej Galerii Dominikańskiej.
Współlokator na pierwszy rzut oka wydawał się sympatyczny i był tylko on jeden. Lokalizacja i cena też były w porządku więc się wprowadziłam. Po wprowadzce okazało się, że mieszkanie, jak i cały budynek jest pozbawiony ogrzewania - ot umknęło mi przy oglądaniu mieszkania. Tak, wiem, że takie rzeczy się sprawdza. Nie, nie trzeba mi tego pisać w komentarzu ;) Jako, że nadchodziło powoli lato, uznałam, że do jesieni pomieszkam a potem się zastanowię.
Sympatyczny współlokator z biegiem czasu okazał się bardzo dziwnym człowiekiem.

Na początku ustaliliśmy, że boiler w łazience będzie w ciągu dnia grzał na tyle, żeby było jak umyć naczynia, czy ręce a tylko przed kąpielą będziemy włączać na maksymalną moc - żeby wystarczyło wody na kąpiel czy prysznic. Byłoby wszystko w porządku, gdyby Matematyk nie wyłączał go za każdym razem, gdy go włączyłam, bo chciałam się wykąpać.
On myślał, że zapomniałam wyłączyć... W efekcie, po każdej jego wizycie w łazience wieczorem, musiałam włączać ponownie boiler... a ten nagrzewał się dość długo...
On nie miał tego problemu - z oszczędności mył się tylko raz na dwa tygodnie - jak jechał do domu.
Nie przeszkadzało mu to jednak w zostawianiu syfu w wannie. Jakieś krótkie włosy, prawie czarny odcisk stopy, kawałeczki papieru toaletowego (???) i tym podobne. Nie zdzierżyłam i poprosiłam człowieka o zostawianie po sobie porządku.
- no sprzątałbym, ale przeszkadza mi to czerwone coś, co tam dałaś... - usłyszałam w odpowiedzi. To czerwone coś, to było plastikowe wyjmowane sitko, które zainstalowałam, bo mam długie włosy, które zapychałyby szybko odpływ przy myciu. Tym sposobem, wystarczyło mi wyczyścić sitko po myciu i nie bawić się w udrożnianie kretem.

Następna ciekawa sprawa: Matematyk usłyszał, że płyn do mycia naczyń jest trujący! Więc go nie używał. Mył po sobie naczynia samą wodą. Powiedziałam człowiekowi, że ja swoje jednak będę myła nadal płynem i w ramach eksperymentu sprawdzimy, które z nas przeżyje dłużej. Byłam nawet złośliwa i kiedy widziałam, że Matematyk odkłada swoje sztućce i talerzyk w jedno konkretne miejsce (żeby nie pomylić z moimi, umytymi trującym płynem) kładłam obok dokładnie taki sam talerzyk albo sztućce ;) Matematyk tak stał i sie zastanawiał, który jest jego... a potem na wszelki wypadek, przed użyciem mył go dużą ilością czystej wody ;)

W związku z tym, że wiedział dobrze, jak ważna jest profilaktyka i wzmacnianie odporności, codziennie pożerał 2 surowe ząbki czosnku. Nie wiem, czy mył zęby - możliwe, że pasta też była trująca. Na ten trop naprowadził mnie zapach unoszący się w powietrzu, gdy Matematyk zaczynał cokolwiek mówić. Oraz braki w uzębieniu...

Papier toaletowy mieliśmy kupować na zmianę. Ostatecznie każdy miał swój, bo Matematyk z oszczędności kupował najgorszy, szary papier, który mógł równie dobrze robić za papier ścierny.

Za każdym razem, kiedy byłam w łazience a Matematyk przyszedł po coś do kuchni (do łazienki wchodziło się z kuchni), mówił "Uważaaaj, jestem w kuchniii!" Do dziś nie wiem, co miało oznaczać to ostrzeżenie ;)

Czas mojego mieszkania tam, przypadł na powódź, która wdzierała się do Wrocławia. Nam zalanie co prawda nie groziło, ale poszedł komunikat, że w mieście wyłączają czasowo wodę. Byłam akurat w pracy, więc zadzwoniłam do Matematyka i poprosiłam, żeby nalał wody do jakiegoś garnka, tak żeby było na umycie zębów, itp. Alarm okazał się fałszywy a ja po powrocie zastałam wannę, wszystkie możliwe miski, garnki, kubki i wszystkie przedmioty, do których dało się wlać choć trochę wody - po brzegi nią wypełnione. Cieszyłam się, że nie znalazł 2 opakowań jednorazowych kubków - było ich 100! Dziwiłam się jednak, że nie nalał jej jeszcze do moich kaloszy. Potem uznał, że tyle wody to szkoda wylewać, więc prosił mnie, bym się nie kąpała dopóki nie zużyjemy całej wody z wanny ;) Wieczorem powiedziałam mu, że wypiłam całą wodę, bo bardzo się chciałam wykąpać. Było mu przykro ;)

W związku z tym, że z jego pokoju wydobywał się nieludzki zapach brudu, prosiłam, żeby zamykał drzwi do pokoju. Mówił, że nie, bo wtedy ma w pokoju duszno - okna nie otworzy, bo wychodzi ono na ruchliwą ulice i mu leci do pokoju zanieczyszczone powietrze i brud. Okazało się jednak, że drzwi do jego pokoju, zamyka muzyka... a najszybciej Depeche Mode, puszczone dość głośno ;)

Tak więc, jak z początkiem zimna, szukałam nowego lokum i trafiłam do pięknego mieszkania, w którym były kaloryfery, całkiem miła i dbająca o higienę i porządek współlokatorka a do tego miałam płacić jeszcze mniej, to myślałam, że nie wyprowadzę się z niego nigdy. Życie jednak chciało inaczej...

współlokatorzy

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 191 (275)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…