Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#58420

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Po pewnym czasie od piekielnego wydarzenia postanowiłam wziąć czynny udział na tej stronie i podzielić się swoją historią.

Ponad trzy lata temu poznałam pewnego mężczyznę, który niedługo później stał się moim partnerem. Spotykaliśmy się rok; czasem u niego w akademiku, czasem u mnie w mieszkaniu albo na mieście. Po kilkunastu miesiącach postanowiliśmy aby wprowadził się do mnie. Mieszkanie dostałam po rodzicach, było więc moją własnością.

Żyliśmy sobie szczęśliwie, jak zwyczajna para. Jednak po roku poczułam pewne zgrzyty między nami. Nie dogadywaliśmy się jak wcześniej. Często się kłóciliśmy, miałam wrażenie, że Piotr coś przede mną ukrywa. Kobieca intuicja chyba. Zresztą kłamca był z niego marny, bo pozwalał sobie na idiotyczne zagrania jak nagła blokada wzorem telefonu czy dziwne późniejsze powroty z pracy. Na początku próbowałam wypierać myśl, że mnie zdradza. Później jednak musiałam się z tym pogodzić...

Postanowiłam z nim porozmawiać, nie oskarżać go o nic. Może jednak się mylę co do zdrady? Na prośbę o poważnej rozmowie zareagował bardzo agresywnie, że on nie będzie gadał bo wymyślam Bóg wie co i w ogóle go denerwuję swoim podejściem. Był bardzo nerwowy.
Koniec końców nie miałam już wątpliwości co do drugiej kobiety w jego życiu. Postanowiłam jednak wyłożyć mu kawę na ławę. Po prostu jednego wieczoru powiedziałam mu, że wiem, że mnie zdradza.
Nie zaprzeczył. Spytał: co teraz? Zachowałam zimną krew i powiedziałam, że ma kilka dni na rozwiązanie. Miałam na myśli przedstawienie mi "planu"; że potrzebuje czas na znalezienie mieszkania czy cokolwiek. Ciężko mi było ale w takiej sytuacji nie mogłam z nim dłużej mieszkać.

Rozwiązał problem. Błyskotliwie. Po 2 dniach przyprowadził swoją dziewczynę. Do mojego mieszkania. Postanowił z nią zamieszkać w jednym z 3 pokoi. Po prostu stanęli w progu, a on stwierdził, że tak teraz musi być.
Rozwścieczył mnie, myślałam, że to chory żart, bo przecież nie można być aż takim idiotą. Usłyszałam więc, że to nie powinien być żaden problem (sic!).
Wyszłam zapalić mówiąc im na odchodne, że jak wrócę to ma ich nie być.

Prawie się udało, musiałam tylko ich poganiać w progu, bo błagał mnie o kilka dni, żebym ich przenocowała!

Wytrwałam tę podłą chwilę. Potem zwyczajnie poszłam ryczeć, dać upust tym emocjom. Cały czas zastanawiałam się z kim ja byłam te dwa lata. Nie potrafiłam zrozumieć jak można potraktować tak kobietę, człowieka. Kompletna bezczelność...

życie

Skomentuj (43) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1279 (1369)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…