Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#58740

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kilka historii aptecznych.

1.
Dopadło mnie raz paskudne choróbsko, z własnej winy, bo przechodzone, gardło, krtań, ucho i zapalenie płuc, aż opadłam z sił zupełnie, 7 minutowy odcinek drogi do przychodni zajął mi prawie pół godziny. Po wizycie u rodzinnego (antybiotyk zaczęłam brać wcześniej, ale sama sobie L4 wypisać nie mogę, przy okazji moja dr wypisała mi kontynuację leczenia), skierowałam się do apteki w przychodni. Młoda pani farmaceutka bez pytania dorzuciła mi probiotyk do antybiotyku, tyle, że takowy z najwyższej półki. Podziękowałam, mówiąc, że w domu mam probiotyk. Pani była uparta, dalej swój wybór promowała. I tak w kółko 4 razy. W końcu ledwo charcząc powiedziałam jej, że jak już, to powinna mi zaproponować wszystkie dostępne preparaty do wyboru. Na co ona, że już nabiła na kasę. Dopiero jak jej powiedziałam, że jestem lekarzem, w domu mam t... (żeby nie było lokowania produktu), to nagle zrobiła się czerwona jak burak, zaczęła mnie przepraszać. Dla ścisłości - jej probiotyk kosztował 38zł, mój 16zł, skład porównywalny. Ale dla właściciela apteki taka pracownica to złoto.

2.
Dzwoni siostra, że ją rozłożyło totalnie, jadę po pracy, klasyczna grypa, brała saszetki z paracetamolem - zero spadku gorączki (na szczęście jest przeszkolona, żeby patrzyła ile jest mg paracetamolu, żeby nie zaszkodzić sobie, zapamiętała opowieść o naszym pacjencie, który trafił z masywnym uszkodzeniem wątroby, gdyż na gorączkę brał różne preparaty typu max o różnych nazwach, aby były inne, tyle, że wszystkie były z paracetamolem i jak policzyliśmy - zjadł prawie 8g paracetamolu w ciągu jednego dnia - czyli ogromną ilość toksyczną). Skoczyłam do jedynej osiedlowej apteki po pyralginę - a tam zonk, pani farmaceutka próbowała mi wmówić, że pyralginy to już dawno nie produkują, ale za to ma takie wspaniałe saszetki na gorączkę i to w wersji max. Spytałam się czy ogląda tv. Zdziwiona mówi, ze tak. Wytłumaczyłam jej, że pyralginę nawet w tv reklamują, czyli produkują. Na sąsiednim osiedlu w aptece nabyłam pyralginę bez problemu i po godzinie siostra odżyła.

3.
Wykupuję swój stały lek, podaje receptę. Znów młoda farmaceutka, mówi, że tego konkretnego preparatu nie ma, ale za to jest inny, bez recepty i akurat na promocji! Pytam się zdziwiona, gdzie ona widzi promocję, skoro mój lek receptowy ma znacznie większą ilość tabletek i kosztuje dużo mniej, niż proponowany przez nią w mniejszej ilości tabletek bez recepty. A ona dalej swoje. Niedaleko stała starsza pani farmaceutka, rzuciła okiem na receptę i mówi do niej:
- Przestań już, nie widzisz, że to własna recepta doktor, już nie wciskaj.

I wiecie co - absolutnie nie dziwię się, że moja mama z długa listą chorób (i niestety ta lista wydłuża się), gdy daje mi recepty i inne leki do wykupienia, to mówi, do której apteki mam pojechać.
Na szczęście jest zdecydowana większość "dobrych" aptek w naszym mieście.

apteki

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 665 (693)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…