Przeglądałam ostatnio z nudów stare historie na stronie i trafiłam na opowieść o kupowaniu biletów w kasie PKP, która przypomniała mi sytuację z zeszłego roku.
Wracałam z chłopakiem pociągiem z miasteczka A, gdzie wypoczywaliśmy na wakacjach. Miasteczko małe, blisko granicy, 3 pociągi dziennie i kasa otwarta pół godziny przed odjazdem każdego z nich.
Zaplanowaliśmy trasę powrotną, korzystając oczywiście ze strony z rozkładami PKP. Trasa wyglądała następująco: z miasteczka A do miasta B pociągiem Regio, z B do C pociągiem TLK, z C do D również TLK. Co ważne, mieliśmy ze sobą jeden rower.
Przezornie wybraliśmy się na staję w A, tak aby być pół godziny przed odjazdem Regio, czyli w momencie otwarcia kasy. Przed nami dziewczyna, przy okienku zakonnica z jakąś kobietą. W ciągu 25 minut które tam spędziły, zdążyły się wypytać o chyba całą ofertę PKP, o to, czy jak na jakiejś stacji ktoś się do nich dosiądzie, to będzie miał miejsce w tym samym przedziale co one, czy aby na pewno pociąg z Moskwy do Nowego Jorku odjeżdża o 23:59:59. Ale ostatecznie alleluja! Obie panie odchodzą od okienka.
Przepuszczona przez dziewczynę szturmuję kasę i wyrzucam z siebie jednym tchem:
- Poproszę bilet studencki, uczniowski i na rower z A do D, tu proszę, sprawdzone połączenia i numery pociągów (podałam pani w tym momencie telefon z zapisanymi numerami połączeń).
Widać było, że do pani niewiele dotarło, więc powtarzam, pokazuję, że tu, proszę, są numery pociągów, wystarczy tylko wklepać i odpowiednie bilety sprzedać.
Nie, pani to nie wystarczy, ona musi sprawdzić. I uwaga, uwaga, otwiera stronę z rozkładami PKP, na której wyszukuje połączenie (dokładnie to, co pokazałam jej wcześniej na telefonie).
Myślałam, że już pójdzie gładko, ale nie...
Pani wklepuje numer pociągu z C do D, po czym informuje mnie, że nie ma już biletów na rower dla tego połączenia. Trudno, poproszę w takim razie z A do B i z B do C. Drukuje bilet z B do C, odkłada na bok, zabiera się za drukowanie z A do B. Przypominam jej, że potrzebuję studencki, uczniowski i na rower.
-To pani z B do C też chce na rower???
-Nie, wcale, przecież zostawiam rower w B...
-To z kim jedzie ten rower?
-Jak to z kim?
-No na studencki czy uczniowski?
-A jest jakaś różnica? (Bilet rowerowy to osobny druczek, niezależny od biletu na osobę)
-No na studencki czy uczniowski?
-Uczniowski!
Pani drukuje, do odjazdu pociągu bodajże minuta, za mną kolejka długa na całą poczekalnię wzdycha i wyzywa kasjerkę do pięciu pokoleń wstecz, ja również delikatnie zwracam uwagę, że można było wszystko szybciej załatwić (chociażby ukrócić dyskusję z zakonnicą lub uwierzyć mi, że podaję rzeczywiste numery pociągów). Co słyszę?
-To przychodzi się pół godziny wcześniej, a nie na ostatnią chwilę!!!
Dostaję bilety, płacę, lecę na peron. Wsiadam z chłopakiem już na spokojnie do pociągu, widzę, że konduktor nie robi problemów z kupowaniem biletu u niego - swoją drogą bardzo miło z jego strony.
Dojeżdżamy do B, wsiadamy do pociągu TLK, konduktor sprawdza nasze bilety, okazuje się, że dopisek "z rowerem" na bilecie uczniowskim nie jest równoznaczny z biletem na rower... Eh, wiedziałam, że tak będzie... Ponownie jednak okazuje się, że konduktorzy to równi goście, bo kupujemy bilet bez dodatkowej opłaty.
A w C okazuje się, że bilety na rower były dostępne, ale teraz już za późno (pociąg do domu za 15 min.) i nie ma już miejscówek. Co skazało nas na 5 godzin czekania w najgorszym upale tamtego lata.
Tak oto po ok. 14h zakończyliśmy szczęśliwie podróż do domu - nie bez przygód, niestety, bo ociężałość pani w okienku osiągnęła w upale chyba maksymalne wartości...
Wracałam z chłopakiem pociągiem z miasteczka A, gdzie wypoczywaliśmy na wakacjach. Miasteczko małe, blisko granicy, 3 pociągi dziennie i kasa otwarta pół godziny przed odjazdem każdego z nich.
Zaplanowaliśmy trasę powrotną, korzystając oczywiście ze strony z rozkładami PKP. Trasa wyglądała następująco: z miasteczka A do miasta B pociągiem Regio, z B do C pociągiem TLK, z C do D również TLK. Co ważne, mieliśmy ze sobą jeden rower.
Przezornie wybraliśmy się na staję w A, tak aby być pół godziny przed odjazdem Regio, czyli w momencie otwarcia kasy. Przed nami dziewczyna, przy okienku zakonnica z jakąś kobietą. W ciągu 25 minut które tam spędziły, zdążyły się wypytać o chyba całą ofertę PKP, o to, czy jak na jakiejś stacji ktoś się do nich dosiądzie, to będzie miał miejsce w tym samym przedziale co one, czy aby na pewno pociąg z Moskwy do Nowego Jorku odjeżdża o 23:59:59. Ale ostatecznie alleluja! Obie panie odchodzą od okienka.
Przepuszczona przez dziewczynę szturmuję kasę i wyrzucam z siebie jednym tchem:
- Poproszę bilet studencki, uczniowski i na rower z A do D, tu proszę, sprawdzone połączenia i numery pociągów (podałam pani w tym momencie telefon z zapisanymi numerami połączeń).
Widać było, że do pani niewiele dotarło, więc powtarzam, pokazuję, że tu, proszę, są numery pociągów, wystarczy tylko wklepać i odpowiednie bilety sprzedać.
Nie, pani to nie wystarczy, ona musi sprawdzić. I uwaga, uwaga, otwiera stronę z rozkładami PKP, na której wyszukuje połączenie (dokładnie to, co pokazałam jej wcześniej na telefonie).
Myślałam, że już pójdzie gładko, ale nie...
Pani wklepuje numer pociągu z C do D, po czym informuje mnie, że nie ma już biletów na rower dla tego połączenia. Trudno, poproszę w takim razie z A do B i z B do C. Drukuje bilet z B do C, odkłada na bok, zabiera się za drukowanie z A do B. Przypominam jej, że potrzebuję studencki, uczniowski i na rower.
-To pani z B do C też chce na rower???
-Nie, wcale, przecież zostawiam rower w B...
-To z kim jedzie ten rower?
-Jak to z kim?
-No na studencki czy uczniowski?
-A jest jakaś różnica? (Bilet rowerowy to osobny druczek, niezależny od biletu na osobę)
-No na studencki czy uczniowski?
-Uczniowski!
Pani drukuje, do odjazdu pociągu bodajże minuta, za mną kolejka długa na całą poczekalnię wzdycha i wyzywa kasjerkę do pięciu pokoleń wstecz, ja również delikatnie zwracam uwagę, że można było wszystko szybciej załatwić (chociażby ukrócić dyskusję z zakonnicą lub uwierzyć mi, że podaję rzeczywiste numery pociągów). Co słyszę?
-To przychodzi się pół godziny wcześniej, a nie na ostatnią chwilę!!!
Dostaję bilety, płacę, lecę na peron. Wsiadam z chłopakiem już na spokojnie do pociągu, widzę, że konduktor nie robi problemów z kupowaniem biletu u niego - swoją drogą bardzo miło z jego strony.
Dojeżdżamy do B, wsiadamy do pociągu TLK, konduktor sprawdza nasze bilety, okazuje się, że dopisek "z rowerem" na bilecie uczniowskim nie jest równoznaczny z biletem na rower... Eh, wiedziałam, że tak będzie... Ponownie jednak okazuje się, że konduktorzy to równi goście, bo kupujemy bilet bez dodatkowej opłaty.
A w C okazuje się, że bilety na rower były dostępne, ale teraz już za późno (pociąg do domu za 15 min.) i nie ma już miejscówek. Co skazało nas na 5 godzin czekania w najgorszym upale tamtego lata.
Tak oto po ok. 14h zakończyliśmy szczęśliwie podróż do domu - nie bez przygód, niestety, bo ociężałość pani w okienku osiągnęła w upale chyba maksymalne wartości...
kochane pociągi
Ocena:
330
(388)
Komentarze