Zaczyna nam się sezon grzewczy, więc przypomniała mi się pewna historia sprzed ponad pół roku.
Byłam w spółdzielni mieszkaniowej załatwić jakieś papiery. Siedzę przy stoliczku, czekam aż pani coś tam wypisze, znajdzie w systemie, pozbiera podpisy itd.
Za to przy stoliczku obok, chwilę po moim przyjściu, siada starszy Pan. Widać, że zły, od pierwszego zdania podniesiony ton głosu, w garści gruba teczka z tysiącami kartek i karteczek.
Starszy pan: Ja mam pilną sprawę! Dostałem rachunek za ogrzewanie i znów mam sporo do zapłacenia!
Pani z obsługi: Już sekundkę, niech znajdę pana dane w systemie (szuka, szuka, znalazła). O, jak to? Przecież ma pan prawie 400 zł zwrotu za ogrzewanie? Dziwne... a mogę zobaczyć rachunek, jaki pan dostał?
S: Proszę, właśnie, bo tu jest 400 złotych!
P: No jest 400... ale to zwrot jest proszę pana, tu nic nie trzeba płacić, to się liczy jako czynsz, to jest zwrot dla pana.
S: NO WŁAŚNIE! ale tu jest TYLKO 400 złotych!
P: Dlaczego tylko? Przecież to jest bardzo duży zwrot. Prawie dwa miesiące nie będzie pan musiał czynszu płacić...
S: Tak, ale ja przecież wpłaciłem wam prawie 600!
P: Oczywiście, ale część z tego przecież poszła na ogrzewanie.
S: Nie mogła! Ja nic nie grzeję! Ja mam ciągle zakręcone kaloryfery!
P (najwyraźniej nie pierwszy raz prowadziła taką dyskusję, było wręcz słychać westchnięcie przed przejściem do wyjaśnień): Tak, ale przez pana mieszkanie idą rury grzewcze, płaci pan też za ogrzewanie korytarzy i części wspólnych... Poza tym nie może pan nic nie dogrzewać.
S: Mogę! Ja nic nie korzystałem z waszego ciepła! Ani razu! Nawet przy minus dwudziestu!
P: I miał pan minus dwadzieścia w domu?
S (obruszony): Nie, co też pani mówi! Ale miałem 17!
P: Czyli miał pan ogrzane mieszkanie?
S: Nie miałem! Zakręciłem! A te rurki to i tak nic nie dają! Wy mnie chcecie oszukać! A ja codziennie spisywałem te cyferki! Proszę! Kaloryfer zimny, a tu 200 złotych do zapłaty!
P: (tu nastąpiło długie tłumaczenie jak działają podzielniki i dlaczego są to podzielniki, a nie liczniki, jak jest rozliczane ciepło itd i gdy już wydawało się, że wszystko zrozumiał).
S: Ale dlaczego ja mam płacić za coś, czego nie zużyłem? Ja miałem zakręcone kaloryfery!
I tu wtrącił się do rozmowy inny mieszkaniec:
M: Zimą miał pan 17 stopni w mrozy? I zakręcone kaloryfery?
S: Miałem!
M: To pan to ciepło UKRADŁ! Sąsiedzi musieli grzać za pana i za siebie! Bo ktoś te pana 17 musiał nagrzać! A pan nie dość, że ich okradł, to jeszcze pan ma czelność się wykłócać, że za mało pan nakradł!
S: No co też pan! Ja nie jestem złodziejem! Ja pana do sądu dam!
M: A co pan myśli! Że ciepło to się skąd wzięło u pana?!
S: Ale ja miałem zimno!
M: Ale nie na minusie! A jak pan nie grzał, to ktoś pana musiał dogrzać! Ja też mam takich złodziei za ścianą! W kuchni jak w lodówce, cała ściana zimna! Grzyb wchodzi! Dogrzać tego nie można, bo się cwaniaczki grzeją na mój koszt!
I tu niestety przyszło mi opuścić spółdzielnię z załatwionymi kwitami, chociaż szkoda, bo dalsza dyskusja (bitwa?) zapowiadała się ciekawie. Ale, fakt faktem, dogrzewanie cwaniaczków jest koszmarem. Sama miałam takich przez ścianę łazienki i na noc nie można było drzwi zamykać, bo inaczej wchodziło się jak na balkon zimą (tylko mniej padało). Ale wątpię, czy którykolwiek z nich dał się przekonać, że grzejąc odrobinę zapłaci tyle samo, albo nieznacznie więcej.
Byłam w spółdzielni mieszkaniowej załatwić jakieś papiery. Siedzę przy stoliczku, czekam aż pani coś tam wypisze, znajdzie w systemie, pozbiera podpisy itd.
Za to przy stoliczku obok, chwilę po moim przyjściu, siada starszy Pan. Widać, że zły, od pierwszego zdania podniesiony ton głosu, w garści gruba teczka z tysiącami kartek i karteczek.
Starszy pan: Ja mam pilną sprawę! Dostałem rachunek za ogrzewanie i znów mam sporo do zapłacenia!
Pani z obsługi: Już sekundkę, niech znajdę pana dane w systemie (szuka, szuka, znalazła). O, jak to? Przecież ma pan prawie 400 zł zwrotu za ogrzewanie? Dziwne... a mogę zobaczyć rachunek, jaki pan dostał?
S: Proszę, właśnie, bo tu jest 400 złotych!
P: No jest 400... ale to zwrot jest proszę pana, tu nic nie trzeba płacić, to się liczy jako czynsz, to jest zwrot dla pana.
S: NO WŁAŚNIE! ale tu jest TYLKO 400 złotych!
P: Dlaczego tylko? Przecież to jest bardzo duży zwrot. Prawie dwa miesiące nie będzie pan musiał czynszu płacić...
S: Tak, ale ja przecież wpłaciłem wam prawie 600!
P: Oczywiście, ale część z tego przecież poszła na ogrzewanie.
S: Nie mogła! Ja nic nie grzeję! Ja mam ciągle zakręcone kaloryfery!
P (najwyraźniej nie pierwszy raz prowadziła taką dyskusję, było wręcz słychać westchnięcie przed przejściem do wyjaśnień): Tak, ale przez pana mieszkanie idą rury grzewcze, płaci pan też za ogrzewanie korytarzy i części wspólnych... Poza tym nie może pan nic nie dogrzewać.
S: Mogę! Ja nic nie korzystałem z waszego ciepła! Ani razu! Nawet przy minus dwudziestu!
P: I miał pan minus dwadzieścia w domu?
S (obruszony): Nie, co też pani mówi! Ale miałem 17!
P: Czyli miał pan ogrzane mieszkanie?
S: Nie miałem! Zakręciłem! A te rurki to i tak nic nie dają! Wy mnie chcecie oszukać! A ja codziennie spisywałem te cyferki! Proszę! Kaloryfer zimny, a tu 200 złotych do zapłaty!
P: (tu nastąpiło długie tłumaczenie jak działają podzielniki i dlaczego są to podzielniki, a nie liczniki, jak jest rozliczane ciepło itd i gdy już wydawało się, że wszystko zrozumiał).
S: Ale dlaczego ja mam płacić za coś, czego nie zużyłem? Ja miałem zakręcone kaloryfery!
I tu wtrącił się do rozmowy inny mieszkaniec:
M: Zimą miał pan 17 stopni w mrozy? I zakręcone kaloryfery?
S: Miałem!
M: To pan to ciepło UKRADŁ! Sąsiedzi musieli grzać za pana i za siebie! Bo ktoś te pana 17 musiał nagrzać! A pan nie dość, że ich okradł, to jeszcze pan ma czelność się wykłócać, że za mało pan nakradł!
S: No co też pan! Ja nie jestem złodziejem! Ja pana do sądu dam!
M: A co pan myśli! Że ciepło to się skąd wzięło u pana?!
S: Ale ja miałem zimno!
M: Ale nie na minusie! A jak pan nie grzał, to ktoś pana musiał dogrzać! Ja też mam takich złodziei za ścianą! W kuchni jak w lodówce, cała ściana zimna! Grzyb wchodzi! Dogrzać tego nie można, bo się cwaniaczki grzeją na mój koszt!
I tu niestety przyszło mi opuścić spółdzielnię z załatwionymi kwitami, chociaż szkoda, bo dalsza dyskusja (bitwa?) zapowiadała się ciekawie. Ale, fakt faktem, dogrzewanie cwaniaczków jest koszmarem. Sama miałam takich przez ścianę łazienki i na noc nie można było drzwi zamykać, bo inaczej wchodziło się jak na balkon zimą (tylko mniej padało). Ale wątpię, czy którykolwiek z nich dał się przekonać, że grzejąc odrobinę zapłaci tyle samo, albo nieznacznie więcej.
lokatorzy
Ocena:
644
(712)
Komentarze