Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#62426

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Cierpię na przewlekłą chorobę, w związku z czym co jakiś czas, średnio raz w roku, muszę mieć zrobione badanie MRI głowy.

Początek lutego, czas na doroczny przegląd mózgu. Pani neurolog ze szpitala (ordynatorka oddziału) skierowanie wystawiła, nawet napisała z boku, w których szpitalach mogę to badanie zrobić. Jako że w moim mieście takiej możliwości nie ma, trzeba było się kopsnąć te sto kilometrów do Wrocławia.

Godzinny dojazd do pierwszego szpitala z listy. Robiłam tam już badania, gdy jeszcze mieszkałam we Wrocławiu, nigdy nie było z tym problemów. A tego dnia - pani w rejestracji mówi mi, że nie może mnie zapisać, bo na skierowaniu brakuje jednej pieczątki. No brakuje, to brakuje, cały dzień w plecy, będzie trzeba znowu iść do neurologa, tym razem po właściwe skierowanie...

No ale trochę szkoda. Może w innym szpitalu się poszczęści?

No to jadę. Na drugi koniec miasta. Prawie dwie godziny.
Godzina czekania w kolejce do rejestracji plus istny burdel na kółkach, ale w końcu jestem przy okienku.

Dowiaduję się, że brak pieczątki, więc nie mogą mnie zapisać. No trudno... Przynajmniej spróbowałam. Do widzenia, idę na pociąg.

Ale nie! Proszę poczekać! Po chwili pani w okienku mówi, że mnie zaraz zawoła, a one z koleżanką spróbują to jakoś załatwić. Więc czekam. Po kilku minutach pani mnie przywołuje, cała w uśmiechach, udało się załatwić, badanie mam za dwa miesiące. Pięć razy się upewniam, czy to na pewno na NFZ, bo nie uśmiecha mi się płacić kilku stów za badanie, ale tak, na NFZ, wszystko załatwione, niech się pani nie martwi. Tyle wygrać. :)

Piekielność zaczyna się tydzień po wykonanym badaniu. Dzwoni do mnie nieznany numer, ewidentnie prywatny, w dodatku z komórki.

[P]ani z rejestracji
[J]a

[P]: {...no to ci mówię własnie, że do niej dzwonię.} Dzień dobry, dzwonię z Piekielnego Szpitala w sprawie płatności za badanie.
[J]: ...yyy?
[P]: No bo była pani u nas na rezonansie magnetycznym, ale miała pani złe skierowanie i teraz trzeba za to badanie zapłacić. Bo szpital nie zapłaci.
[J]: ...ale jak to nie zapłaci?
[P]: No nie zapłaci, bo nie było na NFZ, tylko pani prywatnie robiła. I musi pani pokryć koszty.
[J]: Ale jak to? Przecież przy rejestracji jeszcze kilka razy pytałam, czy to na NFZ!
[P]: No nic pani nie poradzę, trzeba zapłacić.
[J]: ...a ile to kosztuje?
[P]: 600 złotych.
[J]: ?!?!?!?! I dlaczego ja mam za to zapłacić, skoro to szpital miał płacić?
[P]: No przykro mi, nie ja tu decyduję, ale musi pani zapłacić.

Jeszcze kilka minut w tym guście, aż mi puściły nerwy i nawrzeszczałam, że przejdę się z tym do Rzecznika Praw Konsumentów, do prawnika, hoho, sama nie wiem, gdzie jeszcze. Na odchodne dostałam od pani z telefonu numer do sekretariatu w szpitalu, z którego miałam skierowanie. Coś na zasadzie "pani ma to załatwić, bo tak". No to dzwonię.

Pani w szpitalu pierwszy raz w życiu słyszała, by jakikolwiek szpital (albo raczej: pracownik prywatnie) dzwonił do pacjenta i kazał płacić. Poleciła mi dostarczyć do niej kserówkę skierowania.

Pół roku później wciąż cisza w eterze. Chyba szpitale załatwiły to jakoś między sobą, a pani Piekielna nagabywała mnie dlatego, że przez własny błąd miała kłopoty.

Mój kraj, taki piękny.

EDIT
Ach, jeszcze jeden smaczek, o którym przypomniał mi komentarz poniżej. Przy rejestracji pani w okienku powiedziała, że teraz mnie zapisuje, ale muszę jej donieść drugie skierowanie, poprawnie wypisane. Tydzień później je dowiozłam. Natomiast przy drugiej rozmowie telefonicznej, gdy prosiłam o przysłanie mi obu skierowań, pani w rejestracji przez dobre kilka minut upierała się, że ona w teczce ma tylko jedno - to złe - skierowanie. Dopiero po tym, jak zażądałam rozmowy z jakimś kierownikiem czy kimś takim, poprawne skierowanie magicznie się odnalazło.

słuzba_zdrowia służba zdrowia NFZ

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 162 (238)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…