Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#63686

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Pracuję w korporacji.

W połowie grudnia mój wydział miał imprezę bożonarodzeniową w knajpie na mieście. Część ludzi siedziała wewnątrz przy barze, część przy stole, część na dworze.
W pewnym momencie wieczoru znalazłam się na zewnątrz z grupką palących; tuż obok stała grupa niepalących. Z głośników leciały obciachowe piosenki bożonarodzeniowe, wszyscy byli mniej lub bardziej na gazie, więc jak to zwykle w takich sytuacjach bywa, ludzie objęli się za ramiona i zaczęli drzeć wniebogłosy do wtóru "Oh I wish it could be Christmas' czy innego okołoświątecznego szlagieru.

Jakoś tak się zdarzyło, że koledze, powiedzmy L., omsknęło się ramię i zamiast na łopatkach wylądowało na wysokości krzyża koleżanki, powiedzmy D. Tutaj muszę uczciwie podkreślić, że sytuacji nie widziałam, bo stałam twarzą w inną stronę, ale znajoma wszystko widziała (bujała się w rzędzie tuż za L. i D.) i przysięga, że nie było to w kalibrze obmacywania po tyłku; ot, nieco niżej niż wypadałoby objąć się po przyjacielsku, ale jeszcze bez kontekstu seksualnego).
D. zresztą bez gniewu, ze śmiechem przykazała L. przywołać rękę do porządku, na co L. przeprosił i zabrał łapę. Niedługo później do grupki podbił inny kolega, mniejsza o inicjał, i na wieść o incydencie opierniczył L. dość surowo; L. się cholernie przejął i zaczął prawie na kolanach przepraszać D. za swoje zachowanie. D., wyglądając na nieco zażenowaną całą sytuacją powiedziała, że naprawdę nic się nie stało, i widać było, że chce już o wszystkim zapomnieć.

I na tym by się pewnie to wszystko skończyło, gdyby wieść o tym zdarzeniu nie dotarła do uszu wydziałowej feministki. W poniedziałek następujący po imprezie firmowa feministka (typ bojowniczki o wolność wszystkich niewiast, dopatrująca się ucisku płciowego nawet w zwyczaju dawania kobietom kwiatów i kurtuazyjnym przepuszczaniu przez drzwi) postanowiła rozpocząć kampanię o sprawiedliwość dla D. W jej oczach D. to biedna, zastraszona ofiara męskiej chuci, którą samiec zbrukał w podły sposób. Feministki przy incydencie nie było, bo siedziała z grupą przybarową, ale z jej opowieści można wnioskować, że L. przyłapano w ciemnym zaułku, z jedną ręką zaciśniętą na gardle D. a drugą gmerającą w jej majtkach.

Feministka zażądała specjalnego spotkania menadżerów, zwołania świadków, niemal domagała się wyznaczenia sędziego i powołania ławy przysięgłych... Na nic zdały się tłumaczenia D., że według niej nic się nie stało. Na nic zeznania świadków, że oczywistym było, że incydent był bez znaczenia dla D. Feministka chyba rozkoszowała się myślą, że występuje w roli żeńskiej wersji Świętego Jerzego, który dzielnie szarżuje na podłego smoka męskiego szowinizmu. Co złośliwsi szeptali, że feministka skrycie kocha się w koledze, który obsobaczył L., i zazdrość nią szarpie, że obiekt jej uczuć wstawił się za D.

Przez kilka dni cały wydział żył rabanem robionym przez feministkę. L. był załamany i pełen wyrzutów sumienia, a D. zażenowana i zasmucona, że znalazła się w centrum tego zamieszania. Bodaj tydzień zajęło menadżerom przytłumienie całej sprawy - oczywiście zależało im na jak najszybszym wyjaśnieniu incydentu, i byli gotowi zamknąć sprawę już pierwszego dnia, ale feministka wierzgała jak znarowiona kobyła, kiedy tylko wyczuwała, że sprawa zaczyna przysychać. Tuż przed Świętami wpadłam na D. - wyglądała na wyczerpaną i na skraju załamania nerwowego.

Puenty nie będzie, bo i nie wydarzyło się nic spektakularnego, co podsumowałoby tę historię. Niemniej ilekroć w pracy widzę feministkę, mam ochotę wbić jej ostry przedmiot w oko. I sądząc po komentarzach latających bo biurze, takie zapędy ma pozostałe osiemdziesiąt współpracowników...

Praca

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 222 (396)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…