Zawodowo zajmuję się dręczeniem ludzi, w mrocznej i okrutnej placówce zwanej Poradnią Leczenia Uzależnień.
Oprócz miłych i współpracujących pacjentów, leczących się dobrowolnie z uzależnienia od różnych rzeczy, mamy rzeszę maltretowanych ofiar - alkoholików kierowanych na leczenie decyzją sądu za np. znęcanie się nad rodziną. Pacjent taki ma zwykle przydzielonego kuratora. Ten ma nadzorować realizowanie postanowienia sądu i w razie oporu pacjenta może wystąpić o umieszczenie go w zamkniętym Oddziale Leczenia Uzależnień lub wystąpić o odwieszenie wyroku więzienia.
Jak możecie się domyślać, skala poczucia krzywdy leczonych przymusowo jest wielka, bo przecież żaden z nich nie jest uzależniony. Ot, padli ofiarą zmowy rodziny, policji, prokuratora, biegłego psychiatry i sędziego. Klasyka gatunku, a praca z nimi to orka na ugorze.
Do koleżanki, kierowniczki Poradni, zadzwonił niedawno kurator pacjenta słynącego z tego, że ma wyjątkowo olewający stosunek do leczenia i w zasadzie balansuje na granicy odesłania go z terapii ambulatoryjnej do leczenia zamkniętego. Kurator miał pretensje, że za dużo wymagamy, jesteśmy za surowi, nie wspieramy i w dodatku dajemy zadania domowe, które zniechęcają jego podopiecznego. A to przecież dobry chłopak, tylko trochę pije i w zasadzie to chciałby się leczyć odwykowo, ale ostatnie zadanie, polegające na napisaniu na kartce listy szkód jakie w jego życiu wyrządził alkohol, zraziło go na amen. W związku kurator prosi w jego imieniu, by odpuścić mu robienie takich zadań domowych i dać więcej wsparcia. Próba wytłumaczenia mu zasad terapii nie spotkała się ze zrozumieniem.
Tym samym po raz pierwszy w życiu miałem okazję usłyszeć o współuzależnionym, czyli uwikłanym emocjonalnie w manipulacje alkoholika, zawodowym kuratorze sądowym. Trzeba będzie zawiadomić sąd, by sprawdził jego dalszą zdolność do wykonywania tej pracy.
Oprócz miłych i współpracujących pacjentów, leczących się dobrowolnie z uzależnienia od różnych rzeczy, mamy rzeszę maltretowanych ofiar - alkoholików kierowanych na leczenie decyzją sądu za np. znęcanie się nad rodziną. Pacjent taki ma zwykle przydzielonego kuratora. Ten ma nadzorować realizowanie postanowienia sądu i w razie oporu pacjenta może wystąpić o umieszczenie go w zamkniętym Oddziale Leczenia Uzależnień lub wystąpić o odwieszenie wyroku więzienia.
Jak możecie się domyślać, skala poczucia krzywdy leczonych przymusowo jest wielka, bo przecież żaden z nich nie jest uzależniony. Ot, padli ofiarą zmowy rodziny, policji, prokuratora, biegłego psychiatry i sędziego. Klasyka gatunku, a praca z nimi to orka na ugorze.
Do koleżanki, kierowniczki Poradni, zadzwonił niedawno kurator pacjenta słynącego z tego, że ma wyjątkowo olewający stosunek do leczenia i w zasadzie balansuje na granicy odesłania go z terapii ambulatoryjnej do leczenia zamkniętego. Kurator miał pretensje, że za dużo wymagamy, jesteśmy za surowi, nie wspieramy i w dodatku dajemy zadania domowe, które zniechęcają jego podopiecznego. A to przecież dobry chłopak, tylko trochę pije i w zasadzie to chciałby się leczyć odwykowo, ale ostatnie zadanie, polegające na napisaniu na kartce listy szkód jakie w jego życiu wyrządził alkohol, zraziło go na amen. W związku kurator prosi w jego imieniu, by odpuścić mu robienie takich zadań domowych i dać więcej wsparcia. Próba wytłumaczenia mu zasad terapii nie spotkała się ze zrozumieniem.
Tym samym po raz pierwszy w życiu miałem okazję usłyszeć o współuzależnionym, czyli uwikłanym emocjonalnie w manipulacje alkoholika, zawodowym kuratorze sądowym. Trzeba będzie zawiadomić sąd, by sprawdził jego dalszą zdolność do wykonywania tej pracy.
Ocena:
750
(810)
Komentarze