Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#64311

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Kiedy przeczytałam historię http://piekielni.pl/64278#comments przypomniała mi się podobna, ale z dziedziny "szukanie współlokatora".

Każde poszukiwanie współlokatora zwykle wiąże się co najmniej z kilkoma mniej lub bardziej piekielnymi historiami, a że mieszkam tak już od 4 lat, naiwnie myślałam, że większość takich piekielności już znam. Cóż ;)

W sobotę po południu zadzwonił facet [F], chcący się umówić na następny dzień. W niedzielę mam zwyczaj wstawać o nieprzyzwoicie późnej porze, więc zaproponowałam godziny popołudniowe. Pierwszy zgrzyt - [F] od razu pyta nachalnie, dlaczego. Nie czułam się specjalnie zobowiązana do tłumaczenia się przed obcym człowiekiem, ostatecznie ustaliliśmy godzinę i następnego dnia czekałam na jego pojawienie się.

Jakieś półtorej godziny przed ustalonym terminem [F] dzwoni upewnić się, że wszystko jest aktualne. Potwierdzam, rozłączamy się, nadal jest dosyć normalnie.

Pół godziny później [F] dzwoni ponownie, żali się, że pociąg nie przyjeżdża, mimo moich prób grzecznego zakończenia rozmowy cały czas uparcie nawija.
Nie wspomniałam wcześniej, że dosyć dziwnie mówił. Kilka dni wcześniej rozmawiałam z Ukrainką i w wypadku [F] założyłam, że też jest cudzoziemcem. Teraz jednak, podczas tej telefonicznej tyrady opowiedział mi m. in., że miał jakiś wypadek. Ok, nie moja sprawa.

W końcu się rozłączył, odetchnęłam. Miałam już poważne wątpliwości czy chcę mieszkać z kimś takim, ale skoro jest już w drodze to niech tam, może na żywo okaże się jeszcze być w porządku.

Mija 15 minut, kolejny telefon. Nosz kur... ;) Znowu przez kilkanaście minut radował mnie rozmową, rzucając m. in., że na miejscu oczekuje herbaty.

Na wszelki wypadek poszłam w tym momencie do obecnego współlokatora prosząc, żeby uczestniczył w spotkaniu, bo mam złe przeczucia.

W końcu... Oto przybywa [F]. I od razu wiem, czemu tak dziwnie mówił - jest napruty...
Takiej sytuacji jako żywo wcześniej nie miałam ;)
Z pewnymi obawami, ale wpuściłam go do domu (nie jestem specjalnie asertywna, a wyjątkowo niegrzeczne wydało mi się zamknięcie mu drzwi przed nosem, skoro już przyjechał, poza tym - zna mój adres, zna numer telefonu, diabli wiedzą, co może mu przyjść do głowy, a w końcu parominutowe spotkanie mnie nie zbawi).

Wpuszczam go, wymieniamy ze współlokatorem spojrzenia, i zaczynam bez większego entuzjazmu wszystko pokazywać.
[F] obejrzał co miał obejrzeć, zadał parę pytań i rzuca - to co z tą herbatą?
To dopiero była zagwozdka ;) Z jednej strony - jakoś tak głupio odmówić człowiekowi herbaty. Z drugiej - nijak nie mam ochoty spędzać z nim więcej czasu, niż to konieczne.

Na szczęście okazał się niekłótliwy (a może fakt, że nas było dwoje, zdusił w zarodku wszelkie takie zapędy), w każdym razie kiedy powiedziałam, że niestety, ale na pewno razem nie zamieszkamy, spokojnie wyszedł.

Ot, uroki poszukiwania współlokatorów ;)

współlokatorzy

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 110 (232)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…