Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#65007

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dzisiejsza historia to zbiór spostrzeżeń z uliczek mojego osiedla.

Sytuacja nr 1: Dwie młode matki, po zmroku idą obok siebie, prowadząc wózki z dziećmi wewnątrz, środkiem uliczki osiedlowej. Wzdłuż uliczki chodnik szeroki na 2 m. Zero reakcji na mruganie światłami, więc trąbie delikatnie i krótko - słyszę stek wyzwisk, że "taki-owaki" obudziłem klaksonem dzieci!

Sytuacja nr 2: Pani z powiatu (trzy literki w rejestracji) parkuje nagle wzdłuż krawężnika i wysiada. To nic, że miejsce ruchliwe jak Marszałkowska w Warszawie. Tworzy się zwężenie do szerokości jednego samochodu osobowego. Na szczęście nie po mojej stronie jezdni. Ale oto jadący z naprzeciwka pan-grzyb*, widząc mnie, mimo wszystko omija powiatowe autko i "wali" na czołówkę. Jadę więc dalej, pasy zapięte, i rozmyślam jak to akurat dobrze będzie na koszt OC pana-grzyba zmienić zderzak i lampy bo autko choć "jare" to stare. Pan-grzyb chyba też kalkuluje, bo nagle hamuje tuż przede mną i zaczyna cofać. Nie używa jednak lusterek, bo i po co, czym wywołuje agresję kierowcy jadącego z tyłu. Nie dziwię się, nikt nie lubi jak mu wjeżdżają w nowiuteńkiego suva.

Sytuacja nr 3: Zaraz za wjazdem w osiedle jest skrzyżowanie, które jest bardzo ruchliwe z racji występowania opodal marketu popularnej sieci. Nie ma kawałka znaku, ani "ustąp pierwszeństwa" ani "skrzyżowanie równorzędne" - zupełna pustynia jeśli chodzi o znaki drogowe. Zapytany onegdaj pan Policjant z drogówki wyjaśnił, że należy tu stosować zasadę "pierwszeństwo ma kierowca nadjeżdżający z prawej" i OK. Jasna ta zasada, nie dla wszystkich jednak, powoduje tak wielkie awantury tudzież "wygibasy" kierowców "wiedzących lepiej", że średnio raz na tydzień dochodzi do rozsypywania kolorowego grysu szklanego z szyb, reflektorów, lamp tylnych i kierunkowskazów po jezdni. Strach jednak wysyłać dzieci po zakupy.

Sytuacja nr 4: Świeża, z wczoraj. Jedna z uliczek, z racji totalnego zwężenia przez zaparkowane samochody, została oznakowana jako JEDNOKIERUNKOWA. Znaki widoczne, czytelne, 3 m-ce po zmianie była jeszcze tablica dla "kojarzących wolniej" z napisem "Zmiana Organizacji Ruchu". I co? Ano dyzio! - ludzie jadą "pod prąd" a standardowe tłumaczenie to: "Panie, ja tu mieszkam", "Ja się do sklepu spieszę, weź pan cofnij to wyjadę", "Jak by Pan tak szeroko (sic!) nie jechał to by my się zmieścili". Ostatnio Pani z Tico tak beztrosko jechała "pod prąd", że uderzyła w moje lusterko swoim. Panowie Policjanci przybyli nader szybko.

Sytuacja nr 5: Grupa czterech panów w wieku, kiedy to od człowieka oczekuje się doświadczenia życiowego, wyciągania wniosków i przewidywania, ale jeszcze nie demencji starczej, w czarnych dresach, czarnych czapeczkach i z czarnymi kijkami uprawiała "nordic walking" na słabo oświetlonej uliczce - oczywiście chodnik biegnie równolegle do jezdni. Wiem, że 50 lat temu nie było kamizelek odblaskowych i lampek diodowych, ale chyba warto iść z duchem czasu?

Sytuacja nr 6: Pani z dzieckiem w wózku i telefonem wielkości wojskowej saperki przy uchu, peroruje głośno na temat swego życia intymnego z tajemniczym Juraskiem. Jednak stoi z wózkiem za moim autem, do którego wsiadam i muszę wyjechać do tyłu, bo nie ma innej opcji - wymusza to budowa parkingu. Odpalam silnik, odpalam światła, nie chcę przygazowywać, by się dzieciak spalin nie nawdychał, wrzucam kierunek i wsteczny - za autem robi się widno, bo lampa cofania ładnie świeci. I czekam. I co? Nic, zupełnie. Trąbię. raz, drugi, trzeci - pani wychodzi z zza auta o tyle, że wózek wciąż jest z tyłu. Dopiero krótki przekaz w "żołnierskich słowach" daje rezultat. Zastanawiam się, czy jej rodzice nie byli rodzeństwem. To by wiele wyjaśniało.

Na koniec historia o mieszkańcu powiatu, który wprawił mnie swoim pomysłem w osłupienie. Przez moment nie wierzyłem w to, co zobaczyłem!

Otóż do klatek w naszym bloku prowadzą około 5 m długości chodniki, szerokie na 2 m, zwieńczone z obu stron murkiem z balustradą. I tak, zgadliście - facet zaparkował Fiata CC wewnątrz chodnika do klatki, jak w garażu! Na moją sugestię, że może otworzę drugie skrzydło drzwi, to wjedzie sobie do klatki schodowej, nie skorzystał.

I tu rodzi się moje pytanie, a nawet kilka: dlaczego ludzie jeżdżąc/chodząc po osiedlu typu "blokowisko" głupieją i chamieją? Dlaczego po przekroczeniu niewidzialnej granicy osiedla, kierowcy olewają znaki drogowe, nie używają kierunkowskazów, spacerują po ulicy mając chodnik obok?
Parkują na trawnikach, zamiast zaparkować nieco dalej na wolnym miejscu i dojść te 200 m do klatki?

Ktoś zna odpowiedź? Bo mnie nasuwa się jedna, wynikająca z obserwacji - jak nie ma w pobliżu radiowozu to "róbta, co chceta".

*) pan-grzyb - moja definicja gościa w wieku 60+, który popełnia karygodne błędy na jezdni, ale nie daj Boże zwrócić mu uwagę - on wszystko wie lepiej.

osiedlowe uliczki policja kierowcy

Skomentuj (31) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 353 (499)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…