Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#65122

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Może nie powinnam dodawać tej historii, ale być może komuś pomoże.

Z racji tego, że zaczęłam studiować przeniosłam się z małej wsi do dużego miasta. Studiuję zaocznie więc zaczęłam szukać pierwszej pracy.
Znalazłam dość szybko, w małym markecie.
Poszłam na rozmowę, wszystko fajnie, umowa zlecenie, stawka godzinowa też nie najgorsza.

Pracowałam tam dwa miesiące i teraz już nie dziwię się, dlaczego była tam tak ogromna rotacja pracowników. Pierwszą umowę dostałam po kilku dniach od rozpoczęcia. Fajnie. Pracowałam, zarabiałam na mieszkanie, ogólnie sielanka.

W sklepie tym przy kasie stały zdrapki, takie w których można wygrać pieniądze po zdrapaniu pola i przy odrobinie szczęścia. Zdrapki te stały na ladzie w plastikowej szafeczce, niczym nie zabezpieczone, po 10 sztuk każdej a rodzajów było około 20. Zdrapki kosztowały od 2 zł do 10. No każdy wie. Były na wyciągnięcie ręki klienta a raczej złodzieja, jak już pisałam NICZYM niezabezpieczone.

Jak łatwo się domyśleć zdrapki te zostały ukradzione. Z 200 sztuk zostało 5. Oczywiście na mojej zmianie, ja pracowałam na kasie przy której były one sprzedawane. Załamałam się, powiedziałam o tym szefowej na co ona tylko ruszyła ramionami. Gdy zapytałam co mam z tym zrobić ona odpowiedziała że to moja sprawa i ona nie wie. Załamałam się jeszcze bardziej, bo powinnam rozliczyć się z tych zdrapek, a one zginęły więc będę musiała oddać kwotę około 800zł. To był piątek, weekend miałam wolny. Wracając do domu po skończonej zmianie, załamana nie wiedziałam co zrobić. 800zł to prawie moja cała wypłata.

Nie spałam całą, noc. Myślałam co z tym zrobić. Z samego rana zadzwoniłam do sklepu z pytaniem co z tym zrobić i ile mam oddać. Nie znałam wtedy moich praw jako pracownika. Powiedziano mi tylko, że mam czekać do poniedziałku jak przyjdę do pracy. To co się stało opowiedziałam siostrze, ona podzwoniła po ludziach i pytała mnie co mam napisane na umowie. Miałam stanowisko: wykładanie towaru. Nic o kasjerze-sprzedawcy. Nic o odpowiedzialności materialnej.
Siostra kazała mi w żadnym wypadku nic nie podpisywać w sklepie, bo nie mogą żądać ode mnie oddania tych pieniędzy ponieważ ja zgodnie z umową nawet nie pracuję na kasie. Tłumaczyła mi że to nie moja wina, że nie były zabezpieczone a powinny, że sklep powinien to zgłosić do lotto, na policję. A moja szefowa nie zrobiła kompletnie nic.

Tak, w sklepie były kamery, ale tego szefowa też nie raczyła sprawdzić. Po prostu totalnie to olała, myśląc, że oddam pieniądze za te zdrapki. Uzbrojona w wiedzę i z lekkim strachem poszłam w poniedziałek do pracy. Pod koniec zmiany podeszła do mnie szefowa z karteczką i kazała podpisać. Oczywiście powiedziałam że nie. Na kartce było, że biorę zaliczkę z wypłaty na kwotę 730zł, czyli tyle za ile zginęło zdrapek. Nie było natomiast napisane, za co ta zaliczka. Kiedy powiedziałam, że nie podpiszę, szefowej zrzedła mina. Zaprosiła mnie do pokoju socjalnego i zaczęła na mnie krzyczeć, że muszę oddać, że to moja wina że ukradli (wtf?), że nie pilnowałam (tak tak, mam oczy dookoła głowy. Tutaj muszę dodać, że od kasy i od zdrapek musiałam czasem odejść na jakieś 3-4 metry jeśli ktoś chciał ciasto/ciastka/cukierki bo były na wagę).

Grzecznie, bez nerwów odpowiadałam że nie oddam tych pieniędzy, że wiem, że jest na to ubezpieczenie i że to prawie cała moja wypłata i nie będę miała z czego żyć. Ona zaczęła na cały sklep krzyczeć, że są inne sposoby żeby ściągnąć ze mnie te pieniądze. Z racji, że skończyłam już zmianę, przebrałam się i wyszłam.

Poczytałam w Internecie, że nie muszę tego oddawać, mogę postraszyć ją Inspekcją Pracy itp. Na drugi dzień poszłam do pracy mimo, że miałam wolne, powiedziałam, że nie mam nawet umowy na ten miesiąc i jeśli do dziesiątego (był siódmy) dnia tego miesiąca nie dostanę wypłaty, to zgłaszam sprawę do sądu. Bardzo zdziwiona była kierowniczka, że nie mam umowy (kierowniczki były 3) uznała, że tamte musiały zapomnieć i dała mi do podpisania umowę za zeszły miesiąc, który już przepracowałam. Podpisałam, podziękowałam, jeszcze przypomniałam, że czekam na wypłatę i tak oto pożegnałam się z tym sklepem.
Oczywiście całą wypłatę dostałam na konto.

Niedawno rozmawiałam z koleżanką z tej pracy, też się zwalnia, bo pracownice muszę płacić dosłownie za wszystko co zrobią klienci, czasem przez przypadek, czasem nie.

pierwsza praca

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 450 (528)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…