Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#66252

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Łódź, ulica Narutowicza. To było chyba przeznaczenie, bo autobus odjechał, dosłownie, minutę przed czasem, więc musiałem kopytkować na dworzec pieszo.

Pod sklepem leży mężczyzna, jakaś Starsza Pani [SP] trąca go laską. Pan ubrany dość marnie, ale nie wyglądający na bezdomnego. Obok jakaś pusta butelka po wódce. Moja pierwsza myśl - pijany. No, ale nie ma co generalizować. Podchodzę i pytam, czy trzeba pomóc. Na to paniusia:

SP - A gdzie, naje*ane to to, leży tylko, ludzi straszy.

Naturalnie paniuchna nadal trąca leżącego swoją laską. Założyłem więc rękawiczki jednorazowe (apeluję i zachęcam - noście dla własnego bezpieczeństwa), nachylam się nad tym człowiekiem i pytam, czy mnie słyszy. Strasznie bełkocze, ale alkoholu nie czuć. Nade mną zrobiło się nagle zbiegowisko kilku osób. "Macam" tył głowy faceta i widzę, że jest trochę krwi. Poprosiłem o to, aby jeden z mężczyzn przyglądający się "szopce" zadzwonił na pogotowie. On się natychmiast zmył. Razem z nim większość osób. Podeszła jakaś uprzejma kobieta, która zaoferowała, że zadzwoni, ale poprosiła, żebym jej mówił, co ona ma powiedzieć dyspozytorowi. Zgodziłem się. Na to jednak Starsza Pani musiała wtrącić swoje 3 grosze:

SP - Ale on pijany, Pani nie dzwoni!
Ja - Proszę Pani, jeśli nie chce Pani pomóc, to proszę przynajmniej nie przeszkadzać.
SP - Pani nie dzwoni, on jest nachlany!
Ja - Proszę Pani, powtarzam, że ten Pan wymaga pomocy lekarskiej, proszę się nie wtrącać.

W tym czasie, na całe szczęście, druga kobieta wykonywała już telefon. Staruszka jednak nie ustawała w protestach:

SP - Pijanego wozić na szpital?! A nigdy! Pani nie dzwoni, a Pan dohtóra nie zgrywa! Pijany, to niech leży! Na Policję, nie Pogotowie!

Stwierdziłem, że tego już za wiele i (przyznaję, poniosło mnie, przesadziłem) wydarłem się:

Ja - No wypie*dalaj, stara kwoko!

Staruszka szok, kobietka z telefonem szok i chyba nawet ten półprzytomny nieborak lekko oprzytomniał. Babuszka zanosząc się lamentem, jaka to młodzież jest bezczelna, odeszła w swoją drogę.
Po chwili dyspozytor przyjął zgłoszenie i kazał czekać na pogotowie. Kobieta, która dzwoniła, przeprosiła mnie i spytała, czy może już iść, bo musi odebrać dziecko ze szkoły. Oczywiście podziękowałem jej za pomoc i "puściłem wolno".

Na karetkę czekaliśmy ze 20 minut. Nie to jednak było piekielne. Pan co jakiś czas znów zdawał się "odpływać". Obok nas przeszło w tym czasie kilkadziesiąt osób i NIKT nie zaoferował swojej pomocy.

Pierwsza pomoc

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 442 (524)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…