Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#66502

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Nie wiem, kto tu był piekielny, bo może i ja trochę sobie na to określenie zasłużyłam. Jednak do tej pory gdy o tym pomyślę chce mi się śmiać z komizmu sytuacji.

Dzień wczorajszy. Siedząc w pracy wylałam na spodnie podczas drugiego śniadania kefir. Cała klejąca, walczyłam z nimi wodą, gąbką, płynami, lekko przeschły, no ale cóż, wielka plama została. Z racji wykonywanego zawodu nie mogłam sobie pozwolić na taki wygląd. Szybka decyzja --> skoro nie mam spodni na zmianę, biegnę na chwilę do sklepu jakiegokolwiek i coś kupię. Zawijam się w płaszcz ciesząc się, że zasłania niekorzystne miejsca i pędzę, gdzie najbliżej. Łapię w biegu dwie pary spodni (te same, ale w innym rozmiarze) i szukam przebieralni.

Sklep duży, ciąg około 10 przebieralni, wszystkie zajęte, przechadzam się wzdłuż, ale widzę, że na końcu jedna zasłona odsunięta, masa rzeczy wala się po podłodze, haczyki na ściance uginają się pod nieodłożonymi rzeczami. Ehh, ludzie mają po wyjściu z przebieralni takie wieszaki, na które odkładają rzeczy które ich nie interesują/pasują (niepotrzebne skreślić). Jednak nie każdy ma taką kulturę, żeby chociaż w taki sposób ułatwić pracę i obsłudze, i korzystanie innym klientom. Nie musimy przecież każdej rzeczy odkładać na miejsce. Cóż, nie mam czasu, więc wchodzę. Ściągam torebkę, odwijam się z płaszcza, zrzucam buty, spodnie. Jestem już w połowie wciskania się w nową parę, kiedy nagle zasłona się rozsuwa na oścież z moim tyłkiem na wierzchu świecącym na pół sklepu. W rolach głównych [J]a i [P]iekielna baba koło 50:

P: Nie widzisz, że zajęte?
J: Nie, nikogo nie było w przebieralni od dłuższego czasu, zdążyłam się rozebrać (ciągnąc za zasłonę, żeby uchronić wszystkich od widoku moich pośladków)
P: Rzeczy tu zostawiłam, to chyba jasne że zajęte.
J: Proszę Pani, nie ma tu Pani prywatnych rzeczy, są tylko ze sklepu. A że u wielu klientów kultura osobista siada, to wywnioskowałam, że ktoś je tu zostawił z czystego lenistwa. Nikt nie mówił, że ta przebieralnia ma na Panią czekać.
P: Ale ona jest MOJA! Ja ją sobie tak zostawiłam i poszłam po inne rozmiary, to chyba oczywiste, że ona jest MOJA, wynoś się!
J: Proszę Pani, proszę stąd wyjść, nie będę tak stała, poza tym wyraźnie pisze, ze do przebieralni wnosimy 5 rzeczy, a nie połowę sklepu.

Wyszarpałam zasłonę, wciągam spodnie dalej i przeglądam się w lustrze.

P (stojąca za kotarą): Długo tam jeszcze będziesz? Masz mi ją zaraz zwolnić.
J: Wyjdę jak skończę wybierać.
Zasłona znowu się rozsunęła, a ja znów w połowie drogi ściągania spodni.
P: To ja biorę swoje rzeczy do mierzenia!
I ściąga z wieszaków wszystko co tam jest, łącznie z moją drugą para spodni w innym rozmiarze.
J: Hallo, to moje! Wzięłam je do przymierzenia.
P: I co z tego? Mi się one też podobają i CHCĘ JE! Też szukałam TEGO rozmiaru!

Kobieta jak szafa trzydrzwiowa, rozmiar spodni S i ciągniemy, ja z jednej, ona z drugiej. No cóż poddałam się, spodnie puściłam, babsztyl z niemałą siłą ciągnął, więc zachwiał się, zakręcił i bęc na podłogę. Stoję tak nadal z nie do końca ściągniętymi spodniami i patrzę na nią. Zerwała się i zaczyna zbierać na czworaka niemal porozrzucane przez siebie w przebieralni rzeczy na podłodze, razem z moimi starymi spodniami.

J: To są moje rzeczy.
P: A jak mi to gówniaro udowodnisz?
J: Nie mają metki...
P: Złodziejka! ZŁODZIEJKA! Metki urywa i chce spodnie ukraść! - drze się na pół sklepu.
J: Proszę panią, to są moje prywatne rzeczy, noszą normalne ślady użytkowania, nawet są poplamione...
P: Złodziejka i brudaska! ZŁODZIEJKA I BRUDASKA - kontynuuje.
J: ZAMKNIJ SIĘ GŁUPIA BABO! - wzięłam resztę "jej" rzeczy z przebieralni, wcisnęłam jej w ręce, zasłoniłam kotarę, przebrałam się już o dziwo na spokojnie. Wychodzę - a za kotarą na podłodze elegancka sterta ubrań, które najwyraźniej rzuciła jak stała. Podchodzę już na spokojnie do kasy i chcę zapłacić.

J: Przepraszam, nie widziała Pani co się działo w przebieralni? Słychać było na pół sklepu, dlaczego nikt nie zareagował?
Ekspedientka: Oj sama Pani rozumie, wolałyśmy się nie wtrącać.
J: Nie wtrącać? No to teraz ma pani zniszczone i brudne rzeczy na podłodze, już nie mówiąc o tym, że cała ochrona, personel i połowa klientów oglądała mój tyłek.

Co za ludzie! Ani pracownicy, ani klienci, nikt nie zareagował. Cóż, dobre przedstawienie :)

sklepy

Skomentuj (35) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 598 (692)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…