Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#66536

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ciąg dalszy sądowych opowieści.
Dzisiaj - PIENIACZE.

Pewnie każdy wie o jaki typ osób chodzi. Ich sprawy - pozwy, zawiadomienia, prywatne akty oskarżenia zajmują bardzo dużo czasu, bo pieniacze zawsze mają wiele do powiedzenia, tudzież napisania zwykle rzeczy mało istotnych. Często w ten sposób usiłują wylać swoje frustracje, zyskać uwagę, zemścić się na osobach, w których upatrują wrogów. W większości jednak to osoby z pewnymi formami zaburzeń psychicznych, które wpisują się w folklor każdego sądu, lub innych instytucji. O ile ich poziom roszczeniowości, wściekłości na cały świat i wyżywania się, najczęściej na pracownikach sekretariatu, nie wykracza poza pewne standardy, nie zasługują na miano piekielnych.

Ci prawdziwie piekielni, to osoby wbrew pozorom bardzo racjonalne, nawet inteligentne (przyznam z niechęcią), ale przy tym pazerne i roszczeniowe. Znaleźli sposób na życie, jak zarobić, ale się nie narobić. Dzisiaj nie będzie o konkretnej sprawie tylko o nietypowej Taktyce (przez wielkie T), stosowanej od kilku lat w wielu regionach Polski, w tym u mnie, najczęściej
przez osoby mieszczące się w podanym przeze mnie powyżej opisie.

Wyobraźcie sobie przykładowo Pana X. Nasz hipotetyczny bohater, przed laty miał sprawę w sądzie, w której popełniono błąd - najczęściej nierozpoznanie jednego z jego formalnych wniosków, podczas gdy sprawa merytorycznie toczyła się dalej lub bardzo późno wyznaczono kolejny termin rozprawy. Pan X składa więc w tej sprawie skargę na przewlekłość. Dla wyjaśnienia skarga ta służy kontroli terminowości oraz formalnej prawidłowości podejmowanych przez sąd czynności w określonych warunkach (oczywiście w olbrzymim skrócie). Co istotne, w razie uznania zasadności skargi, skarżącemu przyznawane jest zadośćuczynienie.
Tak też było w przypadku Pana X, uznano błąd sądu, który przedłużył postępowanie i Pan dostał od Skarbu Państwa określoną kwotę. Za błąd zapłacili więc podatnicy, czterocyfrową kwotę. Sprawę przegrał, ale nie było to od tej pory dla niego istotne.

Okazało się to świetnym pomysłem na biznes. Pan X od tego czasu zaczyna składać liczne pozwy, początkowo przeciwko ludziom i instytucjom ze swojego otoczenia, potem już wszystkim naokoło. Nawet 20 - 30 miesięcznie. Żadna ze spraw nie ma podstaw prawnych, czy też zgłoszonego jakiegokolwiek materiału dowodowego. A jak wam napisałam w pierwszej mojej historii pozwać można wszystkich o wszystko. Wszystkie pozwy Pana X badane są najpierw formalnie, dopiero prawidłowo skonstruowany pozew może trafić do oceny merytorycznej na rozprawę. Pan X w tym czasie składa skargi na przewlekłość, licząc że i tym razem sąd wyższej instancji coś znajdzie. To zawiodło, sprawy kończyły się za szybko, gdyż za szybko dochodziło do rozpraw i oddalenia powództwa. W skrócie, brak zarobku.

Zmiana taktyki.
Liczba pozwów w miesiącu uległa podwojeniu, przy czym pozwy ograniczały się do sformułowania przykładowo "żądam od Prezydenta Miasta 1 mln zł jako zadośćuczynienia" i tyle... Za to pełno było w nich bełkotu oraz zakamuflowanych wniosków natury formalnej - zwolnienia od kosztów sądowych, ustanowienia pełnomocnika z urzędu, zabezpieczenia roszczenia, wyłączenia większości pracowników sądu od rozpoznania sprawy, dopuszczenia mediów do rozprawy itp.
Te wnioski musiały być rozpoznawane w pewnej logicznej kolejności w różnych terminach.

Na większość postanowień Pan X składałśrodki odwoławcze - często po terminie, czasem z opłatą, czasem bez, co rodziło kolejne postanowienia. W skrócie biurokratyczny
koszmar. A Pan X doskonale o tym wiedział.
Na tych sprawach można było nauczyć się procedury cywilnej i prawidłowego rozpoznania kilkunastu wniosków i zażaleń na raz, w który to cykl niedługo później wplątywała się dodatkowo obowiązkowa skarga na przewlekłość. Spraw w przeciągu miesiąca
potrafiło być około czterdziestu, z czego w każdej ze spraw trzeba było wydać mnóstwo postanowień, podjąć czynności co do zażaleń i skarg, przekazywać akta wyżej, pilnować terminów, kolejności postanowień. Wszystko pod groźbą uwzględnionej skargi na przewlekłość. Pisma też były ciekawie skonstruowane, często kilkanaście kartek nieczytelnego pisma i w środku niespodzianka - wniosek, który należy rozpoznać w terminie 3 dni. Było to nawet dla doświadczonych sędziów i referendarzy bardzo trudne do ogarnięcia, gdyż pan X czyhał na każdy błąd.

Myślicie sobie - super, niech się urzędasy uczą procedury. Problem jest jednak w tym, że na przestrzeni kilku lat kosztowało to naprawdę wiele pracy wielu pracowników, które w tym czasie mogłyby się zająć tymi poważnymi sprawami, a nie kimś, komu ewidentnie nie zależy na żadnej sprawiedliwości. Wreszcie po bardzo dużym zaangażowaniu pracowników wielu wydziałów w wielu sądach, udało się niejako ujednolicić praktykę stanowiącą odpowiedź na tę TAKTYKĘ. Nie wyeliminowało to tych zachowań, ale znacznie skróciło czas pracy nad tymi bezprzedmiotowymi sprawami, które nigdy nie wchodziły na etap sporu merytorycznego.

Wiele sądów ma takich swoich naczelnych pieniaczy, ludzi stosujących podobne techniki, które z wymiarem sprawiedliwości mają tyle wspólnego co nic. Sama wielokrotnie mordowałam się z podobnymi technikami, mając bolesną świadomość całkowitej
bezsensowności mojej pracy. Każdy pozew, nawet w przypadku nazwisk nam znanych, musi być jednak traktowany indywidualnie, a nie z góry skazany na tzn. "uwalenie", tylko szkoda, że inne pozwy muszą czekać w kolejce.

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 240 (402)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…