Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#66778

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dziś okazałem się piekielny wobec samego siebie, przez co (dosłownie i w przenośni) prawie padłem na zawał serca...

Udałem się dziś oddać płytki krwi. Pobrano ode mnie krew do badań, czekam na swoją kolej do lekarza. Nagle ten idzie z paroma kartami (w tym moją), po czym wchodzi do pokoju swojej koleżanki i mówi dość głośno:
L[ekarz] - Mamy trąbę, dwa pozytywne.

Mi przed oczami zrobiło się czarno. Pierwsza myśl - HIV, albo inne gówno... Serce tak zaczęło mi walić, że słyszałem jego bicie. Zacząłem się pocić i poczerwieniałem. Lekarz wywołuje mnie na badanie. Wchodzę, trzęsę się. Ten pyta:
L - Wszystko w porządku?
Ja - Tak, tak...

Po chwili widzę, że skreśla coś na mojej kartce. Już kolejna myśl "no syf, jak nic...". Zakłada mi mankiet, żeby zmierzyć ciśnienie, po czym wychodzi wynik: 192/86.
L - Pan masz ciśnienie, jak maszyna do szycia...
J - Bo mnie Pan doktor przestraszył...
L - Ja?!
J - Tak, bo usłyszałem rozmowę, jak mówił Pan do koleżanki, że jest trąba i są dwa pozytywne i ja myślałem, że to chodzi o moje wyniki wirusologii, albo coś...

Lekarz po chwili zaczął się ze mnie śmiać i mówi:
L - Nie "trąba", tylko "tromba", gdzie chodziło nam o zabieg. A pozytywy, to chodziło o dodatnią grupę krwi Pana i drugiej Pani. Mamusia nie uczyła, że się nie podsłuchuje? Wyjdzie Pan, odpocznie i wróci.

Ciśnienie ze mnie zeszło, lekarz zakwalifikował do zabiegu, płytki krwi oddałem bez problemów, ale teraz chyba będę nosił słuchawki na uszach, żeby nie słyszeć przypadkiem żadnych rozmów... A mamusia uczyła - nie podsłuchuj!

Nie podsłuchuj!

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 545 (679)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…