Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#66942

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Przypomniała mi się dziś piekielna i niebezpieczna sytuacja sprzed roku.

Kiedy któregoś razu szedłem na swój wydział, zauważyłem przy drodze osobę niewidomą. Charakterystyczna laska trzymana w charakterystyczny sposób. Mężczyzna oczekiwał na możliwość przejścia przez pasy. Kto kojarzy miejsce (https://www.google.pl/maps/place/Jana+Kilińskiego,+Łódź/@51.7750613,19.4824825,64m/data=!3m1!1e3!4m2!3m1!1s0x471a34cf17dede7b:0x2949bf684043e2df) wie dobrze, że jeśli się nie idzie wystarczająco szybko, to czerwone złapie nas w połowie przejścia. Ja także czekam na zielone, a gdy następuje ta chwila widzę, jak mężczyzna ten zaczyna... iść ukosem tak, że jeśli będzie kontynuował taki marsz, to skończy kilkanaście metrów od przejścia (a tam są barierki, więc nie przejdzie). Drogą tą poruszają się z ogromną prędkością ciężarówki, osobówki, a zdezorientowany niewidomy w takiej sytuacji, to przepis na tragedię.

Mężczyzna coraz bardziej oddalał się od pasów, więc podbiegłem do niego wiedząc, że zaraz zapali się dla nas czerwone, a pojazdy ruszą. Nie chcąc go wystraszyć, zanim go dotknąłem rzuciłem:
Ja - Przepraszam, ale zszedł Pan bardzo z przejścia i znajduje się pośrodku jezdni. Czy mogę pomóc Panu wrócić na chodnik?
M[ężczyzna] - Zostaw mnie, nie dotykaj mnie! Ja sam!
Ja - Dobrze, w takim razie proszę pozwolić, że chociaż pokieruję Pana na chodnik, bo stanowimy zagrożenie.

W tej chwili auta ruszyły i zaczęło się trąbienie. Niewiele myśląc, złapałem Pana za rękę i zacząłem przeciągać na chodnik. Ten jednak stawiał opór i krzyczał, żebym go puścił i najlepiej w ogóle nie dotykał. Kiedy obaj byliśmy już bezpieczni, poinformowałem go, gdzie się znajduje, opisując krótko okolicę i informując, w którą stronę znajduje się jaki charakterystyczny punkt (osoby te często poruszają się swoimi utartymi szlakami i rzucenie ich gdzieś indziej skończy się zagubieniem). Pan jednak nie słuchał, tylko krzyczał, że on nie chce pomocy. Czas naglił, poszedłem na wykład. Kiedy wracałem (troszkę ponad 2 godziny później), ten sam Pan znów był na środku jezdni, ale tym razem ściągały go już dwie dziewczyny. Podszedłem bliżej, aż wtem facet złapał za laskę i... uderzył nią dziewczynę. Znów zaczął krzyczeć, że on chce sam, że on nie chce pomocy.

Dziewczyna spojrzała na mnie, ja na nią. Jedyne, co nam zostało, to wezwać Straż Miejską. I tu się zaczyna kolejny cyrk:
Ja: - Dzień dobry, Kominek Piecykowski się kłania, chciałbym prosić o podesłanie patrolu tu i tam, bowiem znajduje się tu osoba niewidoma, która nie chce naszej pomocy, a co rusz wkracza na ruchliwą drogę.
Dyspozytor SM: - Proszę w takim razie zadzwonić na Policję.

Ok, dzwonię na Policję, przedstawiam tę samą sytuację. Odpowiedź dyspozytora "proszę dzwonić na Straż Miejską". Cóż, okej. Dzwonię na SM, znów wyjaśniam sytuację i proszę o interwencję. Dyspozytor stwierdził, że Policja ma większe kompetencje od nich i to oni muszą się tym zająć. No kur...czaki. W porządku. Dzwonię więc ponownie pod 997.
Ja: - Dzień dobry, to znów ja. Miejscy odesłali do Was, więc ostatecznie proszę o podesłanie patrolu.
Dyspozytor Policji [DP]: - Po raz kolejny tłumaczę, że tym się zajmuje Straż Miejska i tam proszę dzwonić.
Ja: - Proszę Pana, oni mówią, że Wy. Wy, że oni. Może kłóćcie się sami, a kiedy obywatel prosi, to pomóżcie?
DP :- Proszę kontaktować się z SM.
Ja: - Wie Pan, równie dobrze mogę zostawić tego niewidomego w spokoju, ale wtedy, to już pozostanie wezwanie karawanu, bo jak znowu wyjdzie na ulicę i coś go potrąci, to szans większych mieć nie będzie.
DP: - Dobrze, wysyłam patrol.

Po kilkunastu minutach pojawił się patrol... a i owszem, Straży Miejskiej. Co z tego wyszło, to już nie wiem, bo poszedłem do domu, ale Pan stawiał im równie zacięty opór, co mi i dwóm dziewczynom.

Łódź - Kopcińskiego

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 440 (466)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…