Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#67620

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Płynęliśmy kajakami jedną z rzek północno-wschodniej Polski (nazwy, niestety, sobie nie przypomnę). Spora grupa, ponad 20 osób. Kilkanaście kajaków (pojedyncze i podwójne). Rzeka łatwa, pogoda ładna – zatem leniwie sobie pokonywaliśmy kolejne kilometry rzeki, rozciągnięci na sporym jej odcinku (między pierwszą a ostatnią osadą było dobre kilkadziesiąt minut różnicy – mnożąc to przez prędkość nurtu – kilka kilometrów).

Dopływamy do jakiejś miejscowości (wioska/małe miasteczko). Przez rzeczkę przerzucony mostek (poziom drogi był tak ze 2-3 metry nad poziomem wody). Na mostku stoi sobie gromadka dzieciaków. Słowem - sielski widok. Z daleka już dzieciaki do nas machają, wołają dzień dobry. My im odpowiadamy tym samym, uśmiechy – sielanki ciąg dalszy.

Płynąłem pierwszym kajakiem. Ledwo się schowałem pod mostkiem, kiedy usłyszałem dość głośny plusk. W pierwszej chwili pomyślałem, że jakaś ryba wyskoczyła z wody i to było przyczyną dźwięku. Ale chwilę potem usłyszałem za sobą krzyki innych uczestników spływu, w rodzaju:
- Ej, no co Wy?!
- Zgłupieliście?!
- Co Wy wyprawiacie?!
Poszło też parę wyrażeń pochodzenia łacińsko-podwórkowego...

Okazało się, że dzieciaki sobie urządziły zabawę – rzucały kamieniami w przepływających pod mostem kajakarzy. I nie były to małe kamyczki – niektóre były całkiem solidnej wielkości brukiem (wyrwanym pewnie z nawierzchni drogi na mostku).

Zaraz przy moście nie było jak się zatrzymać i wyjść (brzeg na to nie pozwalał). Ale nie można tego było tak zostawić – nam się nic nie stało, ale za nami płynęła jeszcze spora część naszej grupy! Po kilkudziesięciu metrach znaleźliśmy dogodne miejsce na brzegu, wysiedliśmy i podeszliśmy do dzieciaków (żeby nie nazwać ich teraz gorzej). Kolega, słusznej postury, złapał dwóch za kark – i nie skłamię mówiąc, że podniósł ich o parę centymetrów do góry. Ogólnie opierdzieliliśmy ich i pogoniliśmy, płaczących, z mostu. Poczekaliśmy, aż reszta grupy przepłynie i dopiero wróciliśmy do kajaków i popłynęliśmy dalej.

Pewnie szczęśliwie dla nas, smarkacze nie wrócili na most z rodzicami i nikt nie chciał nam tłumaczyć, że ich dzieci nie wolno krzywdzić.
Szczęśliwie też, dzieciarnia w nikogo nie trafiła. Choć trafiali w burty kajaków, to na szczęście nie w ludzi. I bez uszkodzenia sprzętu (nie licząc rys, ale dziur i przecieków nie spowodowali).

Opisywana historia miała miejsce na jednej z bardziej uczęszczanych rzek w Polsce. I, niestety, ale taka zabawa, w rzucanie czym popadnie w przepływające kajaki, w wielu innych miejscach też mnie spotkała - takie hobby okolicznych mieszkańców :/

kajak spływ most kamienie

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 533 (553)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…