Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#68615

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Sytuacja z dzisiejszego poranka...

Na osiedlu, na którym pracuję, pomiędzy blokami jest mały parking. Na jednej jego części można parkować równolegle, na drugiej prostopadle do trawnika. Oczywiście nie jest to parking, który dla własnych potrzeb stworzyli mieszkańcy, tylko normalny, oznaczony, z wydzielonymi miejscami. Dzisiaj zaparkowałam do trawnika prostopadle. Pech chce, że przez trawnik mieszkańcy wydeptali sobie ścieżkę na skróty, która dochodzi właśnie do parkingu (dlatego też nie lubię tam zostawiać samochodu, bo często widzę jak ludzie przeciskają się z tobołami pomiędzy autami). Na ale mus to mus, auto zostawić gdzieś trzeba, w końcu jest parking, jest wolne miejsce.

Zaparkowałam, wysiadam i widzę jak ścieżką idzie babcia z typowym, kółkowym wózeczkiem na zakupy. Okazuje się, że nie ma jak przejść. No i się zaczęło...

(B)abcia: No i gdzie mi na chodniku parkujesz?! Jak ja mam przejść??
(J)a: Chodniku?
(B): No chodniku. Nie widzisz, że ludzie tędy chodzą?
(J): Widzę, że chodzą ludzie zbyt leniwi, żeby pójść na prawdziwy chodnik...

Tutaj zaczęłam się oddalać, no bo co będę dyskutować?
Ale nie. To by było zbyt proste.

(B): Zabieraj mi to auto, bo na policje zadzwonię albo sama cię przegonię
(J): Powodzenia...

I nagle słyszę głośne uderzenie. Odwracam się, bo już się domyślam co się wydarzyło. I faktycznie, babcia chwieje się po tym, jak zamachnęła się swoim wózkiem i wywaliła mi nim w przód auta. Cofam się więc i czuję jak wściekłość we mnie narasta, a kolor skóry zaczyna zmieniać się z bladości w purpurę. Nie mówię nic, bo składam w głowie myśli, ale staram się też usunąć z tej wypowiedzi wszelkie niecenzuralne słowa (pomimo wszystko jestem nauczona szacunku do starszych...)

Podchodzi do nas (P).
(P)(do mnie): Wie pani co ja bym zrobił w tej sytuacji? Tym bardziej, że ma pani świadka.

Tak, wiedziałam. Niewiele myśląc wyjęłam telefon i zadzwoniłam na policję. Po zakończonej rozmowie zwróciłam się do babci:

(J): Będzie pani miała swoją policję, wedle życzenia.

Zajęłam się oględzinami auta, pan zapalił papierosa, też pooglądał i nagle okazało się, że babcia się ulotniła.

No nic, niewielka strata, mieszka w bramie, którą widać od strony auta, więc kiedyś będzie musiała wrócić z zakupów (nie jestem wariatką obserwującą ludzi :P Po prostu przy tym parkingu wychodzę sobie na papierosa i siłą rzeczy znam tam chyba wszystkich z widzenia ;).

Pojawiła się policja, pooglądała, coś panowie pospisywali, czekamy, mają czas (małe miasto, niewiele się dzieje, zgłoszeń brak).

W końcu wychodzi babcia zza bloku, po ok. 40 minutach, z wózeczkiem już pełnym.

Dalej potoczyło się szybko. Pani krzyczała, że nic nie zrobiła, że tu chodnik, że ona stara, że jej słabo itp. Niewiele to dało. Panowie po oględzinach samochodu i spisaniu notatki poinformowali mnie, że mogę złożyć zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa (?) czy uszkodzeniu mienia (?) - nie pamiętam, na pewno oba te określenia padły i oba wiążą się z wizytą na komisariacie.

Tak więc owszem, zdecydowałam się na takie rozwiązanie. Po pracy idę na komisariat złożyć takie zawiadomienie, pani babcia otrzyma wezwanie w celu złożenia wyjaśnień, dalej prawdopodobnie sprawa skończy się w sądzie. Nie obchodzi mnie to, że biedna babuleńka będzie miała teraz taki problem na głowie. Ja nie zamierzam kosztów jej bezmyślności pokrywać z własnej kieszeni. A trochę jest. Maska i grill raz, że są mocno wgniecione przez koło wózka i ten cały stelaż, to jeszcze widnieje głęboka rysa, praktycznie do gołej blachy. Tak więc może na starość babcia nabierze trochę pokory i nauczy się korzystać z chodników.

Póki co wolę jednak parkować w innym miejscu...

nibymiłemiasteczko

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 248 (270)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…