Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#68661

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Rok temu dobry znajomy zaprosił mnie na studniówkę - oczywiście zgodziłam się, bo zawsze to dobra zabawa, zwykle w świetnym towarzystwie. Niemniej nie samej imprezy dotyczy moja historia.

Gwoli wyjaśnienia - nie ubierałam się wówczas się zbyt kobieco. Za szerokie koszulki, glany, bojówki czy męskie koszule były dla mnie swoistym standardem. Ale że na studniówkę w takim stroju iść nie wypada, musiałam wybrać się na zakupy, czego serdecznie nie znoszę, bo, niestety, o ile ubrania codzienne kupuję zazwyczaj w parę minut, o tyle za sukienką muszę się solidnie nachodzić.

Pod lupę wzięłam nieduże centrum handlowe w Szczecinie - Falę. Małe butiki, żadne tam sieciówki, zwykle prowadzą je właściciele i mają swój świetny klimat, każdy, kto choć raz był w takim miejscu, dobrze wie, o czym mówię. Cóż, najwyraźniej sławna uprzejmość właścicielek-ekspedientek nie była zarezerwowana dla mnie. Niestety.

Bez większego przekonania przemierzałam sklepiki i z każdym kolejnym kwadransem traciłam nadzieję na znalezienie sukienki, która by mi się podobała, a pod tym względem jestem nadzwyczajnie wybredna.

W większości sklepów sprzedawczynie były bardzo miłe - doradzały, kręciły nosem, jeśli coś było nie tak, ale zachowywały przy tym zdrową uprzejmość. Ale nie w tym jednym. Nie wiem, czy rzecz leżała w tym, że prócz mnie w sklepie była jeszcze jedna młoda dziewczyna, która również wybierała sukienkę ze swoją elegancko ubraną mamą, czy może problem leżał we mnie, bo ośmieliłam się wyglądać jak typowa glaniara i chłopczyca.

Najpierw sama przeglądałam sukienki na wieszakach, niektóre nawet wpadły mi w oko, więc po prostu wzięłam je ze sobą, żeby zaraz z cierpiętniczą miną zawlec je do przymierzalni. No dobra, przymierzyłam, ale jedna, która podobała mi się niemiłosiernie, po przymierzeniu okazała się na mnie za duża. Poprosiłam wówczas, wychylając się jedynie z przymierzalni, bo jednak nie wypada paradować po sklepie w samej bieliźnie, panią ekspedientkę o przyniesienie mi rozmiaru mniejszej.

Chyba nie muszę wspominać, że do tamtej pory pani Ekspedientka nie zaszczyciła mnie niczym więcej niźli niewiele mającym z uprzejmością spojrzeniem na samym wstępie i cały czas wniebogłosy wychwalała drugą dziewczynę w sklepie, plotkując w międzyczasie z jej mamą.

Pani Ekspedientka nawet nie spojrzała w moją stronę, tylko warknęła "Nie ma". No jak nie ma, skoro widziałam, o czym omieszkałam się napomknąć. Odwróciła się, prychnęła coś pod nosem i przyniosła. Zmierzyłam, no nieźle, ale wolałam wtedy coś troszeczkę innego, więc ponownie wyjrzałam z przymierzalni i zapytałam, czy dostanę coś o podobnym kroju.

Oczywiście, że pani E przyniosła mi sukienkę. Nawet dwie. Obie brzydkie, przypominające worki i, jak zarejestrowałam, z wyprzedaży. Stwierdziłam, że nie mam tam już czego szukać. Po prostu ubrałam się z zamiarem wyjścia. Zwykle odkładam po wyjściu z przymierzalni te rzeczy, które mi się nie spodobały na ich właściwe miejsce, ale tym razem krew mnie zalewała na samą myśl - szczerze nienawidzę, gdy inni oceniają po ubiorze czy pozorach.

Pani E, oczywiście, zatrzymała mnie przed wyjściem w sposób szalenie elegancki - złapała mnie za ramię i szarpnęła do tyłu, warcząc, że co ja sobie wyobrażam, że mam natychmiast odwiesić te rzeczy, skąd je wzięłam i wyjąć z torby to, co najpewniej ukradłam.

Szczerze - zdębiałam. Z głupią miną wydusiłam z siebie mało inteligentne "co" i patrzyłam na tę kobietę jak głupie cielę w malowane wrota. Kazała mi pokazać torbę. Z miejsca oprzytomniałam i odmówiłam, żądając wezwania policji, skoro oskarża mnie o przestępstwo. Warczała, pluła jadem, w pewnej chwili próbowała nawet wyrwać mi torbę, przez co sama nabrałam wielkiej ochoty, żeby rzeczoną policję wezwać. Elegancka pani ze swoją córką zgrabnie i po cichu ulotniły się ze sklepu i tylko rzuciły ciche "do widzenia", patrząc na mnie jakoś dziwnie.

Ostatecznie pani E kazała mi się wynosić i nigdy więcej nie wracać, bo kradnę i jej klientów płoszę. Obiecałam, że prędzej zdechnę na syfilis i rzeżączkę, niż nogę w jej sklepie postawię i życzyłam powodzenia w prowadzeniu biznesu, bo z takim podejściem bardzo jej się przyda.

Zgłosiłabym sprawę do kierownika, ale podejrzewam, że uprzejma sprzedawczyni była właścicielką małego sklepiku, a policja sprawą pewnie by się nie zainteresowała - bo ostatecznie nikomu krzywda się nie stała, oszkalowania mojej osoby nie licząc. No cóż.

Żałuję tylko, że w chwili obecnej nie pamiętam nazwy sklepu, a całą Falę omijam od tamtej pory szerokim łukiem.

Fala Szczecin sklep ekspedientka

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 228 (324)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…