Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#69711

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dzisiejsze spotkanie po latach przywołało pewne wspomnienie.

Na studiach jeszcze będąc, dorabiałem sobie na korepetycjach i tłumaczeniach. Pewnego dnia od jednego z wykładowców otrzymałem cynk, że jest możliwość dostać umowę o pracę w drugiej z tych branż. Kto w tłumaczeniach siedzi, ten wie, że umowa o pracę to czystej rasy biały kruk.

Zasady były następujące - biuro w mieście obok (jakieś 40 minut pociągiem, + czas z i na dworzec), w przypadku braku doświadczenia - staż.

Doświadczenie miałem (nie jakieś oszałamiające, ale jednak), więc w dość dobrym nastroju powędrowałem na rozmowę kwalifikacyjną. Przeszła dość szybko, bez większych konkretów. Tego samego dnia wieczorem dostaję wiadomość, że jest kilka osób chętnych na jedno miejsce, ja nigdy w większym zespole nie pracowałem, czyli jak dla szefa, to ja nie mam doświadczenia. Mogą mnie wziąć na 3-miesięczny staż bezpłatny i dopiero potem umowa o pracę.

Młody był człowiek, głupi... ale nie aż tak głupi. Stwierdziłem, że jeżdżenie za darmo dzień w dzień do innego miasta i odcięcie się od dotychczasowych zarobków to lekkie samobójstwo, więc wystosowałem kontrpropozycję - pół etatu. Właściciel firmy nosem pokręcił, ale w końcu się zgodził. Do tego w umowie znalazł się zapis, że po około 3 tygodniach (dokładna data była podana) otworzy się filia w moim mieście, więc odpadną koszty dojazdów. Umowa podpisana, szczęściu nie było końca.

Jeździłem więc grzecznie dzień w dzień, aż po 2 tygodniach trafiłem do szefa na dywanik z następującym problemem - pół etatu to za mało, nie wyrabiamy się. Potrzebujemy Grava na etat pełen. No to może połowa długości stażu i umowa? Stoi!

Część dotychczasowych zajęć oddałem dziewczynie, część zachowałem, stwierdziłem, że z tydzień tak pociągnę. No i co? No i filia nie otworzyła się w terminie. No ale moment, ja mam zapis w umowie pod jakim adresem pracuję od kolejnego tygodnia. Po dłuższej pyskówce dostałem laptopa do domu z zapewnieniem, że "jak będziesz już miał umowę o pracę, to nie będzie można takich numerów mi robić". Dobra, dobra, póki co, to nie ja się z umowy nie wywiązałem.

Po tygodniu filia się otworzyła, popracowaliśmy dzień czy dwa i... kontrakt zawieszony. Bo jeden z już zatrudnionych tłumaczy robił niezgodnie z życzeniem klienta. Klient wściekły, chce zerwać kontrakt. Następnego dnia - mamy robić, ale tak, żeby klient się nie kapnął, że nadrabiamy.

W międzyczasie poinformowano mnie, że robię zbyt wiele błędów interpunkcyjnych, że tak być nie może, masz tu książeczkę, doszkol się. 2 dni później wiadomość na mailu, że jednak nie mogą podjąć współpracy. Ta sama wiadomość poszła do jeszcze jednej dziewczyny na stażu. Potem dowiedziałem się, że druga też poleciała tego samego dnia. Ponoć się nie nadawaliśmy.

Być może faktycznie ja, lub moje koleżanki, robiliśmy błędy. Być może się nie nadawaliśmy. Być może. A być może nadgoniliśmy zlecenie i nie byliśmy już dalej potrzebni. Biorąc pod uwagę okoliczności zakończenia współpracy, oraz jednoczesne pozbycie się wszystkich stażystów, a także zamieszczone miesiąc później identyczne ogłoszenie jak to, na które ja się złapałem... cóż, mam pewne swoje podejrzenia.

Ja nie wyszedłem na tym źle. Miałem kolejny papier do CV, odzyskałem od mojej dziewczyny moje zlecenia, wróciłem do spokojnego życia z miesiąca na miesiąc. Ale moje koleżanki nie miały tak fajnie. Jedna rzuciła dla tego stażu pracę, druga miała kompletnie rozsypany grafik na studiach, żeby móc dojeżdżać.

No i taki drobny niesmak pozostał po wykładowcy, który do mojej dziewczyny pisał, żeby mnie motywowała, bo z szefem, a jego kumplem gadał, i że wszystko tak świetnie idzie... na tydzień przed końcem współpracy :)

staż

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 294 (332)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…