Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#69981

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Polska służba zdrowia ma prawdopodobnie nie tylko problemy finansowe, ale również nie najlepiej idzie jej słuchanie pacjentów i czytanie ze zrozumieniem.

Moja babcia ma 95 lat i w zasadzie do całkiem niedawna była w pełni sprawną staruszką, która nawet i obiad dla całej rodziny upichciła.
Jakieś 2 tygodnie temu wstawała około 1 w nocy do toalety i straciła równowagę, upadła, potłukła się, nie mogła wstać. Mama przestraszyła się, że może to być złamanie biodra, uraz, którego konsekwencji w tym wieku chyba nie ma co tłumaczyć. Karetka zabrała babcię do szpitala, prześwietlenie jedno, potem drugie, w międzyczasie kroplówki itp.

Jeszcze w domu załoga karetki pytała, czy babcia bierze jakieś leki rozrzedzające krew. Ponieważ babcia była zbyt roztrzęsiona, to mama odpowiedziała, że tak, podała nazwę, dawkowanie itd. Dodatkowo wręczyła wykaz branych leków, kartę poprzedniego wypisu ze szpitala oraz wykaz leków, na które babcia jest uczulona.
Mama towarzyszyła babci na SOR. Ponownie wypełnianie jakiejś ankiety, znowu pytanie o leki rozrzedzające krew - ta sama odpowiedź.

Nad ranem przychodzi lekarka i jeszcze raz pyta o leki na rozrzedzenie krwi. Mama ponownie odpowiada, że taki i taki lek, takie i takie dawkowanie. Ok, lekarka zapisała, poszła.
Około 7 zmienili się lekarze dyżurujący. Przed wypisem przychodzi kolejny lekarz i po raz czwarty pyta, czy babcia bierze leki rozrzedzające krew (mimo że w ręku trzymał wspomnianą wcześniej rozpiskę). Tak! Znowu ta sama śpiewka.

Po wszystkich badaniach, około 10, wypisali babcię. Lekarz przyniósł kartę wypisu i receptę, życzył zdrowia i zmył się do kolejnych pacjentów. Mama o szczegóły nie pytała, bo od od 1 w mocy na nogach, a nerwy i zmęczenie zrobiły swoje.

Mama zajęła się babcią po powrocie do domu, ciocia w międzyczasie wpadła po receptę i z nią pobiegła do apteki. W aptece farmaceutka podaje lek- zastrzyki w brzuch w gotowych już strzykawkach.

Ciocia wróciła z lekami do babci, przekazała mamie i mamę coś natchnęło. Zastrzyki w brzuch? Przecież ona brała podobne po złamaniu nogi, żeby nie było zakrzepów. Wzięła się za czytanie ulotki i okazuje się, że babci zapisano nic innego, jak zastrzyki rozrzedzające krew.
Moja mama lekarzem nie jest, więc zadzwoniła do szpitala, chce rozmawiać z tym lekarzem, może trzeba włączyć dodatkowy lek na tydzień, a może pomyłka. W rozmowie mówi, że przecież babcia bierze inny, mocniejszy lek, a lekarz na to:
- Tak? Ojej, to przepraszam. To proszę w takim razie tych zastrzyków nie robić, tamten starczy.
I trzask słuchawką.

Kij z tym, że lek kosztował 40 zł. Tylko jakoś trudno nam w rodzinie wyobrazić sobie, żeby w innych branżach konieczne było sprawdzanie, czy profesjonalista nie popełnił błędu. Bo czy statystyczny Kowalski wychodząc np. od architekta siądzie w domu nad planem domu i będzie sprawdzał, czy przypadkiem nie ma nigdzie pomyłki?

szpital sor słuzba_zdrowia

Skomentuj (40) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 416 (464)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…