Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#70093

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Tekst poniżej znalazłem na facebooku EgzooVet, myslę że warty przeczytania, dlatego udostępniam na piekielnych.
"
"...bo ja tak bardzo kocham moje zwierzątko"

Dziś notka pesymistyczno refleksyjna. Zbliżają się święta i koniec roku. Okres zadumy, spotkań rodzinnych, a także refleksji i przemyśleń. W telewizji „Kevin sam w domu”, a Mikołaj odpalił już tiry i jedzie do nas z Colą. Niewątpliwie to również czas na szczeniaczki, kociaczki, króliczki i chomiczki, które spakowane w karton będą czekać pod choinką, a w połowie stycznia w dużym procencie pod najbliższym schroniskiem lub na portalach aukcyjnych w dziale „oddam”. Ciemna strona świąt. Nie ważne ile by się nie napisało, ile by się nie uświadamiało, to co roku jest to samo. Nie będzie to jednak notatka, ani o „zwierzętach prezentach”. Nie będzie to też notatka o tym, by może raz do roku odpuścić sobie łazienkowy spektakl rodziny stojącej nad wanną pod tytułem „Kto ukatrupi karpia”. Dziś polecimy szerokim tematem. A co! Skoro mamy ten okres zadumy, nowych postanowień i podumowania roku to może warto spróbować chociaż przez chwilę umieścić w tym wszystkim te nasze zwierzęta. Te nasze i nie nasze najlepiej. Świat idzie do przodu. Ludzie coraz bardziej otwarci na nowe idee. Tak wspaniale jednoczymy się wobec tragedii na świecie, jesteśmy tacy empatyczni względem siebie- cudownie! Po prostu cudownie. Dlatego więc tak ciężko mi pojąć dlaczego tyle osób nie jest w stanie tego algorytmu empatii przenieść na swoje zwierzęta. Gdzie się podziewają te najprostsze ludzkie zrozumienie?

Więc zaczynamy! Coraz bliżej święta, coraz bliżej święta...
Nie lubię poniedziałku. Chyba nikt nie lubi. Zabiegany Pan wchodzi do lecznicy ciągnąć na smyczy coś co kiedyś było owczarkiem niemieckim. Przed świętami trzeba pozałatwiać pewne sprawy. Od trzech miesięcy w sumie schudł z 40 na 20kg i zrobił się taki jakiś apatyczny, ale kto by pomyślał, że nowotwór? Wiadomo, przd świętami nie ma co operować, bo to każdy zalatany. Eutanazja. Druga sprawa, że przecież była szansa, iż samo przejdzie. Nie mógłby tak przecież chudnąć w nieskończoność.
Fakt, wymiotuje krwią, od 3 dni, ale myślałem, że się „czymś” przytruła i przejdzie. Nie od dziś wiadomo, że jak zwierzę ma biegunkę z dwumetrowym rozbryzgiem, a wymiotuje na trzy to po prostu się „zczyszcza”. Przy tych wszystkich eutanazjach bardzo podoba mi się, to „dobro zwierzęcia”, którego nie jestem w stanie pojąć i zrozumieć. Skąd to się wzięło? „Nie chcę leczyć, bo nie chce męczyć” - jest ktoś tu na sali kto mi to wytłumaczy? Oczywiście muszę tu napisać, o faworycie wypowiedzi gdy proponuję oddać zwierzę, zrzec się zwierzęcia: „wolałabym uśpić, bo on bezemnie będzie się męczył”. Jest i druga strona medalu, ciężko powiedzieć czy mniej lub bardziej ciemniejsza... Wpada szczur z zaawansowaną dusznością, leży na boku, rzęzi. Szybka akcja, umieszczam zwierzę pod tlenem, stabilizacja pacjenta, przygotowanie do dalszej diagnostyki.

Wywiad:
- Od kiedy trwają objawy?
- Ale my przyszliśmy go uśpić... On tak ma od tygodnia
- Od tygodnia? To czemu nie przyszliście Państwo wcześniej?
- Myśleliśmy, że sam zdechnie.

To samo tyczy się guzów, które zdublowały już masę ciała zwierzęcia. No cholerne raczysko, człowiek myśli, że wykończy tego zwierzaka w tydzień, a ono rośnie i rośnie i nic się nie dzieje! Beszczelne. Na dodatek biedne dzieci muszą patrzeć na cierpienie tego chomika, jak temu nowotworowi nie wstyd? Jeszcze ta nieznośna niewydolność nerek- lekarz zapewniał, że zwierzę z tym długo nie pożyje, a tutaj ciągnie się to i ciągnie! Na RTG podobno już nie było widać kości takie odwapnienie, a żuchwa gumowa, że on przecież polować nie mógł- jak ten gekon mógł tyle chodzić jeszcze – ZABAWNE!

Mamy wtorek. Ludzie budują pierwsze roboty wielkości łepka od szpilki, klonują owce, łazik jeździ po Marsie i wysyła nam zdjęcia. Na stole stoi pies, apetyt osłbiony od jakiegoś czasu, no ale wczoraj to już nic nie zjadł. Zaglądam w pysk, a tam trzeci, a może już czwarty krąg piekielny. Kamień zakrywa całe zęby. Dziąsła czerwone, miejscami z nich krwawi. Tłumaczę, że olbrzymi stan zapalny jamy ustnej, że zęby popsute. No dobrze, Panie doktorze, ale dlaczego on nie je? Bo on takie zęby to miał przecież „od zawsze”. Zapada niezręczna cisza, twarz opiekuna nie zdradza swoją mimiką, że zadała pytanie które nie powinno paść, a jednak padło. Konsternacja. Tak jak powiedziałem. To okres zadumy.

Przychodzi środa, a ja dalej jestem w szkoku- oby wytrzymać do jutra. Generalnie, od zawsze zastanawia mnie to „od zawsze”. Od zawsze biegunki, od zawsze wymiotuje, od zawsze kaszle, od zawsze te larwy wychodzą z oczodołu, „od zawsze nie je od pół roku”. Czy to jest naprawdę taki olbrzymi wysiłek by pojąć, że to małe lub duże co nam biega pod nogami w domu, zasuwa na kołowrotku w klatce, lub przylepione do szyby w terrarium na nas patrzy jest żywe? Gdzie w procesie myślowym w ludzkiej głowie umyka fakt, że jeśli pies ma ząb to ten ząb się może popsuć i boleć. Dlaczego nie chcemy spróbować uznać, że ta obrzęknięta i zwisająca bezwładnie kończyna jest chyba złamana i chyba boli jak diabli i chyba coś trzeba z tym zrobić? Oprócz „od zawsze” są jeszcze stany nagłe. Dotyczy to najczęściej guzów. Zasada brzmi, że im większy guz tym szybciej powstał. Zazwyczaj perforujący guz na klatce piersiowej wielkości kokosa to kwestia ostatniego spaceru, może w porywach dwóch dni. Paznokcie długości szponów mitycznej harpii u królików i świnek morskich, zazwyczaj jak zaczarowana fasolka kiełkują przez noc. Przy takim wyznaniu opiekunowi nawet powieka nie drgnie i zastanawiam się jak bardzo musi ta osoba musi myśleć, że rozmawia z idiotą, lub, że udało jej się kłamstwo stulecia.

Jest i czwartek. Krawczyk z Golcami w TV śpiewa kolendy. Na stole wieczerza. Podzielony opłatek, ciepły barszczyk. Zosia wypatruje w oknie świętego Mikołaja. Na dworze pod choinką w płytkim dołku leży zakopany Azor. Uspany, żeby się (a w rzeczywistości domowników) nie męczył. Wracając do tej eutanazji to taka ciekawa sprawa. Patrzac na podejście ludzi do zwierząt, przeciwko wprowadzeniu eutanazji u ludzi jestem chyba w stanie podpisać się rękami i nogami. Widzicie oczyma wyobraźni taką sytuację?:

Przypadek 1
- Państwa syn złamał nogę tydzień temu, nie wygląda to dobrze...
- Ale, to go boli panie dr?
- No trochę tak... Pytanie, co robimy dalej
- Może uśpić? Żeby się nie męczył...

Przypadek 2
- Państwa babcia ma zapalenie płuc, w jej wieku to bardzo niebezpieczne
- To się długo leczy?
- No tak, organizm już nie młody
- To może nie warto już bo STARA.

Wróćmy jednak do naszej rodzinnej Wigilii. Oczywiście pod choinką przy kominku (nie pod tą na dworze) w kartoniku na małą Zosię czeka nowy piesek. Piesek oczywiście rasowy, ale miał pecha – bo urodził się 5 tygodni temu, a święta przecież nie będą czekać kolejnych trzech tygodni na to, aż pieska będzie można oddać. Co złego może się stać? Hej kolenda, kolenda...

Ja wiem doskonale co widzicie przed oczami, kiedy czytacie o całym tym braku empatii, o braku serca i odrobiny zrozumiena. Załącza się spojrzenie statystyczne: Źle ubrany, niewykształcony Pan koło 50, delirium tremens, zwierzę z kolczatką wbitą w szyję tak, że już zarosła. Nie moi drodzy! Ja często widzę młodych ludzi, dobrze ubranych, elokwentnych. Czasem widzę rodziców z dziećmi, które uśmiechają się słysząc, że zwierzę ma guza, że strasznie boli. Świadomość opiekunów z roku na rok wzrasta, ale niestety zwierzęta (szczególnie te rasowe) także padły ofiarą konsupcjonizmu. York w papilotach, rzadka odmiana barwna boa, niecodzienny ssak egzotyczny są wykładnią luksusu, a nie przyjacielem. Widać to zwłaszcza po rosnącej popularności małp utrzymywanych w domach mimo ich negatywnych opinni jako zwierząt domowych. Pewnie może z 2-3% czystających ten wpis odnajdzie w nim samego siebie, ale może i 50% z was zna takie właśnie osoby. Warto może przy wizycie na kawkę, ale w pubie przy piwie powiedzieć takiej osobie, że to co robi jest złe i zdradzić wielką tajemnicę wszechświata, że jednak zwierzę czuje i, że czasem je boli. Zafundujesz takiemu zwierzakowi może nie tyle Boże Narodzenie co Wielkie Odrodzenie.

*wszystkie historie w tekście i cytaty są autentyczne i pochodzą z codzinnych sytuacji jakie miewam ja i moi koledzy i koleżanki po fachu. Zmieniono nazwiska, daty gatunki zwierząt itp. Jeśli znalazłeś zbieżność w tekście dotyczącą swojej osoby, to zastanów się nad sobą. Bardzo dobrze się zastanów."

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -1 (41)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…