Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Dorabiam sobie sporadycznie jako kierowca ciężarówki.

Dziś trafiłem do firmy dystrybucyjnej, rozwożącej po okolicy palety. Zwykle są to produkty do sklepów czy fabryk, ale zdarzają się także dostawy pod prywatne adresy - zwykle są to materiały budowlane czy na przykład urządzenia gospodarstwa domowego. Istotne jest to, że firma zapewnia jedynie tzw. "curbside delivery", czyli dostawę pod wskazany adres "do krawężnika". Oczywiście, jeśli się da to podwieziemy paletę jak najbliżej drzwi, ale nie zawsze się da. Wnosić, nawet jak bym chciał, mi nie wolno - raz że zwyczajnie na to nie ma czasu, dwa, że jestem sam, trzy, że jakby coś się stało to firma jest nieubezpieczona - a niech wnosząc coś komuś do domu np. niechcący wybiję szybę? Ludzie jednak oczekują ze płacąc za podstawowy serwis dostaną wersję lux. No cóż, wobec takich ludzi trzeba być trochę piekielnym.

Dziś miałem trzy takie dostawy.

1. Dostawa kafelków. Paleta 600 kg. Zajeżdżam pod podany adres, dom okazuje się być skryty za innymi, prowadzi do niego długa na ok. 30 metrów droga taka, że nie jestem pewien, czy furgonetka by się zmieściła. Oczywiście 18-tonowa ciężarówka nie wjedzie. Parkuję więc na ulicy i idę zapukać do drzwi.

Otwiera dobrze umięśniony pan, po którym widać że lubi spędzać dużo czasu na siłowni. Mówię z czym przyjechałem. Pan "o, to super, kafelki idą do łazienki na piętrze". Tłumaczę, na czym polega "curbside delivery". Pan ze śmiechem "oj tam oj tam, to 20 minut Ci zajmie". Tłumaczę, że jedyną opcją jest pozostawienie palety przy początku prowadzącej do niego drogi, bo paleciak niezbyt dobrze jeździ po żwirowej drodze. Pan na to "hehe, to weźmiesz na wózeczek po pudełeczku i przywieziesz pod drzwi, a potem to już bliziutko". Informuję pana, że nie mamy wózeczków tylko paleciaki. Pan na to "oj tam oj tam, duży chłop, silny jesteś, a widzę, że dobrze ci się powodzi, nie zaszkodzi ci spalić parę kalorii". Informuję, że ma do wyboru dwie opcje: podpisuje, ja zrzucam paletę na chodnik przy początku drogi i sam sobie wnosi, albo nie podpisuje, a ja zabieram kafelki z powrotem. Pan się trochę zapowietrzył, bo dopiero wtedy dotarło do niego, że nie zamierzam spędzać następnej godziny wnosząc mu kafelków do łazienki. "Ale ja zaraz muszę jechać na siłownię" - wydukał wreszcie. "Dzięki tej dostawie nie musi pan nigdzie jeździć, przerzuci pan parę kilo w domu"...

Skwaśniał, ale podpisał.

2. Dostawa - na wyjątkowo długiej palecie blisko trzymetrowej wysokości drzwi do starej kamienicy. Przed wejściem - wąziutka furtka. Standardowo - parkowanie, dzwonek, ucieszony adresat przesyłki, żądanie dostarczenia drzwi pod, ehm, pod drzwi. Tłumaczę, że się nie da, furtka za wąska, ścieżka zresztą też. Drzwi cholernie ciężkie, w dwie osoby może dałoby radę, ale pan na propozycję, że pomogę mu wnieść te drzwi przez ogródek zapałał świętym oburzeniem - on nie jest od tego, żeby nosić!. Nonszalanckim gestem podpisał dokument przewozowy, po czym oświadczył, że jego nic nie obchodzi, mam zrobić to, "za co mi płacą" i zatrzasnął mi drzwi przed nosem.

Kiedy odjeżdżałem, zostawiając paletę z drzwiami na deszczu na chodniku pod jego furtką, widziałem jak wybiegł z domu wygrażając mi pięściami. Nie wiem o co mu chodzi - zrobiłem, jak kazał.

3. Dostawa. 4 piętrowa kamienica. Na palecie pralka. Dzwonię domofonem, mówię, że pralka przyjechała i proszę, żeby zeszli na dół. Mówią "już schodzą". Otwieram ciężarówkę, windą zrzucam paletę na dół. Nikt nie zszedł. Dzwonię jeszcze raz. Oburzenie "no przecież czekam na górze". Mówię, że trzeba zejść. Oburzenie. Schodzi ok 25-letnia kobieta.

Widzi tylko mnie i zdumiona pyta
- A gdzie pana kolega?
- Nie ma kolegi, ja sam jeżdżę.
- To jak pan mi chce wnieść tą pralkę?
- Nie chcę.
- Ale przecież mi pan wniesie, musi pan, to pana praca!
- Nie wniosę. Jestem kierowcą, nie tragarzem.
- Ale jak to? Pan powinien dostarczyć mi do domu!
- Niestety, ale ciężarówka się nie zmieści na klatce schodowej.
- Jak to tak? To wy nie robicie dostaw?
- Robimy. Pod drzwi podanego adresu. Na tym właśnie polega curbside delivery.
- Ale skąd ja to miałam wiedzieć? Jak się kupuje w John Lewis to wnoszą!
- To czemu pani nie kupiła w John Lewis?
- Bo na eBay było taniej.
- No to teraz pani wie, czemu było taniej. Akceptuje pani, czy nie?

Tu nastąpiła zmiana taktyki, z agresywnego żądania pojawiła się akcja w stylu "ja biedna słabowita kobieta i trzepanie rzęsami".

- A co ja mam biedna zrobić? Ja taka słaba, co ja sama mogę, pan taki silny... Coś Pan wymyśli... Ta pralka mi tu zmoknie, zanim ja kogoś znajdę, żeby mi wniósł... Albo wie Pan co? Pan tu poczeka, a ja zadzwonię po szwagra, on za godzinę kończy pracę i przyjedzie to mi wniesiecie".
- Nie mogę czekać.

I tyle było zmiany taktyki:

- Jak to pan nie może! Pan tu jest usługodawcą, ja jestem klientem, klient ma zawsze rację.
- Bardzo mi przykro, ale ja nie mogę czekać godzinę. Poza tym pani nie jest klientem, klientem jest ten, kto nam zapłacił za przewóz pralki czyli sprzedający. Więc albo pani podpisuje i pani sama poczeka na szwagra - pralka jest zapakowana szczelnie w folię, nic jej nie będzie - albo jadę.
- Ja panu nic nie podpiszę!
- No to do widzenia.

Ładowanie pralki odbyło się przy towarzyszeniu okrzyków, w których najłagodniejszym było skandal, a co bardziej soczyste sugerowały moje nieprawe pochodzenie z imigranckiego łoża, ale olałem.

* * *

Takie rozmowy zdarzają się notorycznie. Z ludźmi niepiekielnymi zwykle udaje się dojść do porozumienia - proponuję że jeśli będę mógł wrócę później, dając im czas na zorganizowanie ekipy do noszenia... Ci uprzejmiejsi nawet jak odmawiają dostawy to przepraszają za kłopot. A tych, którzy nie chcą słuchać tylko stawiają żądania - po prostu, tak leciutko, jak na przykładach powyżej, trolluję. To nawet mnie, szczerze mówiąc, bawi. No ale bawi mnie, bo ja taką ciężarówką jeżdżę od czasu do czasu, po kilka dni co parę miesięcy. Jakbym tak miał na co dzień, to bym się chyba pokroił. Czy naprawdę ludzie, którzy zamawiają rzeczy na eBayu oczekują, że one do nich przyjadą w pozłacanej furgonetce w asyście czterech tragarzy w białych rękawiczkach?

P.S. Czasem zdarza się, że ktoś został oszukany - zapłacił za "pełną" dostawę, a wysyłający wysłał towar zwykłym frachtem. Ale nawet wtedy - co ja mogę sam zrobić? Nie zamierzam brać ważącej ze 100 kilo pralki na plecy i zasuwać po schodach stuletniej kamienicy. Zwykle jednak ludzie, których sprzedający zrobił w bambuko po wyjaśnieniu sytuacji nie wyżywają się na kierowcy.

uslugi

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 389 (415)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…