Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#70415

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W tym roku Święta spędzaliśmy z rodziną żony. W innej miejscowości, oddalonej od naszej o ponad 50km.
W Wigilię młody zaczął mieć gorączkę. Ale że w przypadku takich dzieciaków (mniej niż rok życia) może to być wynikiem kilkudziesięciu potencjalnych przyczyn, zatem tylko podaliśmy leki na zbicie gorączki i czekamy. Nie miał innych objawów, więc nie jechaliśmy do lekarza.
Dodatkowo, w święta działają tylko tzw. Nocne Pomoce Lekarskie, więc nie chcieliśmy z nim czekać w kolejce. No i Wigilia, chcieliśmy spędzić ją rodzinnie, a nie w poczekalni.

Noc z Wigilii na pierwszy dzień świąt - nieprzespana. Pojawił się katar, problemy z oddychaniem (bo zatkany nos), znowu gorączka, kaszel. Decyzja - no nic, jedziemy jednak na NPL.

Inna miejscowość, inny powiat, inna NPL niż ta, gdzie byliśmy do tej pory.

I się zaczęło...
Przyjechaliśmy ok 9 rano.
Pierwsze kroki do rejestracji:
- Dzień dobry, dziecko gorączkuje, chcemy skonsultować się z lekarzem.
- Dzień dobry. Poproszę nr PESEL.

SZLAG! I wtedy sobie zdaliśmy sprawę, że książeczka dziecka została w domu (nie braliśmy do teściów). W naszych dokumentach - jak na złość nie zapisane. Próbuję zdalnie zalogować się do systemu prywatnej opieki medycznej, żeby sprawdzić - nie mogę. Prawo Murphy'ego jednym słowem.

- No, niestety, proszę Pani, nie możemy znaleźć.
- Jak nie ma PESEL, to nie mogę zarejestrować.
- Ale ja i żona jesteśmy ubezpieczeni, dziecko jest do nas dopisane w NFZ i ubezpieczone, proszę sprawdzić w systemie.

Kobieta coś grzebie, grzebie w komputerze i po jakimś czasie znowu - nie ma PESEL, to nie da się sprawdzić.

- No ale jak się nie da, jak się da.
Wreszcie się przyznała:
- Ja nie znam dobrze obsługi systemu i nie potrafię znaleźć i sprawdzić.

No, to już znamy przyczynę owego "nie da się". Pani nie wie, jak sprawdzić.
- A czy ktoś potrafi obsłużyć system?
- Tak, koleżanka.
- Może Pani poprosić koleżankę?
- Nie ma jej.
- A gdzie jest?
- Jeździ zastrzyki robić chorym.
- Kiedy będzie?
- Nie wiadomo?
Nie wytrzymałem. Mój wewnętrzny chochlik kazał mi powiedzieć:
- A nie mogła Pani pojechać robić zastrzyków, a Pani koleżanka, jako bardziej biegła w obsłudze systemu, zostać?

Ciągniemy temat dalej zatem:
- Czyli Pani nie zarejestruje mojego dziecka do lekarza?
- Nie ma PESEL, to nie zarejestruję.
- To ja poproszę, żeby mi Pani napisała, że odmawia Pani przyjęcia dziecka z powodu nieposiadania PESEL.
- To może Pan to napisać i mi zostawić, a ja przekażę.
- Proszę Pani, to nie ja chcę zostawić. Chcę, żeby mi to Pani dała, a ja z tym dalej pójdę.
- Ja Panu nic nie dam.
- To ja stąd nie wyjdę bez tego oświadczenia, albo bez przebadania dziecka.
- To może Pan bez zarejestrowania wejść. Ale wtedy będą leki bez refundacji.
- O, czyli można jednak!

Tym oto sposobem okazało się, że od "nie da się" przeszliśmy do "da się".
Pani zebrała ode mnie informacje o imieniu i nazwisku dziecka, o przychodni, gdzie jest lekarz pierwszego kontaktu, o miejscu zamieszkania. Spisała to na kartce i zaniosła do gabinetu lekarza.

Po drodze jeszcze tylko dodała:
- Proszę Pana, święta są, a Pan awanturuje się.
A ja to dla przyjemności byłem tam, prawda? Bo tak lubię sobie pojeździć po izbach przyjęć.

Potem było już z górki. Lekarz, antybiotyk, apteka całodobowa i reszta świąt w oparach inhalatorów, antybiotyków, probiotyków i innych. A na stole w kuchni, obok świątecznych dań, cała plejada leków...

Piekielnych osób w historii jest kilka.
Pierwszą osobą jestem ja. Z pewnością tak. Bo się nie dałem odbić i wymusiłem przyjęcie dziecka do lekarza.
Chciałem potem nawet Panią przeprosić za podniesiony głos. Ale akurat zniknęła gdzieś i nie było jej w rejestracji.

Drugą - jendak będę twierdził, że Pani z rejestracji. Bo dyżur w święta miała chyba za karę. Nic jej się nie chciało.
Gdyby od razu powiedziała, że mogę wejść bez rejestracji (ok, recepta wtedy nie była refundowana, bo bez PESEL, tylko z datą urodzenia), nie byłoby całej afery.

PS. Tak mi zależało na wizycie, ponieważ jechanie do domu i potem do najbliższego lekarza oznaczało min 2h kolejne w drodze (od teściów do lekarza jechałem w kierunku "nie do domu". Taka NPL jest jedna na powiat zazwyczaj).
Dodatkowo, akurat nikt za mną nie czekał, więc nawet specjalnie nie wstrzymywałem kolejki.

przychodnia nocna pomoc lekarska

Skomentuj (76) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 199 (271)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…