Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#70634

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Po przeczytaniu różnych historii o egzaminie na prawo jazdy przypomniał mi się mój własny. Będzie długo i nie całkiem piekielnie.

Rzecz miała miejsce jakieś 15 lat temu w Koszalinie. Czyli jeszcze na starych zasadach i bez kamer. Pierwsze zadanie - jazda po łuku. Pojechałem do przodu, do tyłu, wszystko świetnie. Pękam z dumy. Egzaminator każe mi się wychylić przez okno. Patrzę, połowa samochodu za linią ciągłą. Mocno się zestresowałem, ale powtórka poszła już dobrze, pomimo trzęsącej się nogi na gazie. Do tej pory nie lubię jazdy tyłem i nie czuję się z tym dobrze, co będzie tematem innej (mojej) piekielności.

Jedziemy na miasto. Wjeżdżamy w strefę domków jednorodzinnych a tam znak strefowego ograniczenia prędkości. W głowie przebrzmiewa "nie ze mną te numery, Brunner"*

Zjeżdżamy z górki i egzaminator każe mi się zatrzymać. Zakazu nie było, więc się zatrzymuję. A egzaminator (E) zaczyna wysiadać z samochodu. Już cały w nerwach patrzę na niego i cieniutkim głosem pytam:

J: Nie zdałem?
E: Co Pan, egzamin się jeszcze nie skończył, a Pan pyta, czy nie zdał? Proszę chwilę zaczekać, zaraz wrócę.

W głowie typowe WTF, ale czekam. Poszedł, załatwił coś w jakimś domku jednorodzinnym i szybko wrócił. Jedziemy dalej.

Po drodze policjantka nagle zdecydowała się zatrzymać samochód przede mną, tuż za przejściem dla pieszych. Ja na hamulce, wszak nie chcę się zatrzymać na przejściu czy wyprzedzać na przejściu, bo "na bank" obleję. No ni chu chu, zatrzymałem się w połowie tegoż. Patrzę na egzaminatora:

E: Proszę wyprzedzić.

Przed samym skrzyżowaniem z drogą główną ciężarówka skręcała w drogę, którą jechaliśmy. Egzaminator każe przepuścić, bo się nie zmieści. Może nawet cofałem. Na koniec, na zakręcie(wymuszona zmiana kierunku jazdy, bez możliwości innej jazdy) włączam w nerwach kierunkowskaz.

E: No i po co Pan ten kierunkowskaz włącza?

Wróciliśmy do WORD. Nie ukrywam - po tych wszystkich sytuacjach byłem zrezygnowany. W myślach żegnałem się z prawkiem (pierwsze podejście).

A tu niespodzianka - zdałem. I tak do końca nie wiem, kto był bardziej piekielny. Egzaminator, który podczas egzaminu wyskoczył załatwić jakąś sprawę, czy może mój tata, który później przyznał się, że był gotów dać łapówkę w razie porażki. A może egzaminator w ogóle nie był? Wielu innych na pewno by mnie oblało przy pierwszej okazji.

*Cytat niepoprawny, ale lepiej brzmi ;)

Koszalin

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -10 (26)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…