Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#70912

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Przypomniała mi się zamierzchła przeszłość o nazwie listopad roku 2012. Mało brakowało, a rozpocząłbym wówczas współpracę z pewną szkołą językową - drobne zawirowania wokół umowy umożliwiły mi szybkie wymiksowanie się z interesu i podjęcie normalnej pracy, w oparciu o umowę o pracę, dosłownie 2 tygodnie później.

Jakie to były zawirowania?

1. Pierwsze zajęcia miały odbyć się na koniec października. Dosłownie 2 lekcje. Wzór umowy do wydrukowania, podpisania, wysłania do firmy w innym mieście, oraz do zwrócenia mi po podpisaniu przez nich wysłali do mnie 26 października. No nie było opcji, żeby przed tymi zajęciami mieć umowę w ręku. Z przykrością zawiadomiłem, że nie zamierzam jechać do pracy na czarno, jak się nie ogarnęli z papierkologią przed rozpoczęciem zlecenia, to ich problem.

2. Zapisy w umowie. Tych było kilka, naprawdę wesołych.

a) Oprócz umowy był formularz zlecenia - czyli jaka grupa, gdzie, kiedy, o której, jaki zakres materiału, etc. Żeby dostać pieniądze, należało podpisany formularz dostarczyć do siedziby firmy na 7 dni przed rozpoczęciem zajęć. Dla przypomnienia - papiery do wydruku dostałem w przeddzień pierwszych zajęć...

b) Umowa w nagłówku miała zapis, że obowiązuje od 1 listopada. Dla przypomnienia - pierwsze zajęcia miałem przeprowadzić w październiku. Chcieli, żebym je rozliczył jako listopadowe.

c) Zapis w umowie, tu cytat: "Opóźnienie w wypłacie wynagrodzenia przez Zleceniodawcę w żaden sposób nie zwalnia Zleceniobiorcy z pełnego wywiązywania się z postanowień niniejszej umowy." Czyli w sumie mieliśmy płacić co miesiąc, ale zapłacimy za 3 lata, ale jak nie wykonasz zlecenia, to cię pozwiemy.

d) Kara za uczenie uczniów szkoły poza szkołą - bagatela 10.000 zł. Nie wiem, czy w ogóle tyle bym zarobił przez rok prowadzenia tych 3 kursików, które chcieli mi dać...

e) Na koniec perełka - na koniec współpracy miałbym zwrócić wszystkie otrzymane materiały i dokumentację współpracy. Kopie też. Czyli gdyby nagle stwierdzili, że coś im się nie zgadza i nie zrobiłem 10% zlecenia, to nie miałbym jak się bronić - w końcu wszystkie dokumenty u nich.

Ostatecznie w listopadzie, nie mając jeszcze umowy (ale mając pisemne potwierdzenie, że wszystko wyprostują i wypłacą to, co klienci podpiszą) przeprowadziłem jakieś wstępne zajęcia, a następnie otrzymałem o wiele lepszą propozycję i ulotniłem się po angielsku. Sytuacja była o tyle korzystna, że umowa musiała być na piśmie, podpisana przez obie strony, pod rygorem nieważności, czyli mogli mnie pocałować w odwłok. Nie chciało mi się już kłócić o wypłatę niecałej stówy, którą u nich "zarobiłem", wolałem mieć święty spokój z prawnego punktu widzenia.

szkoła_językowa

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 211 (225)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…