zarchiwizowany
Skomentuj
(1)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Sesja dopiero się zaczęła, a ja miałam poprzedni tydzień wolny, miałam jedynie wpisy. Zostawiłam więc indeks koleżance, aby trochę wykurować się wolny tydzień w domu. Niestety siostra nie miała takiego szczęścia. Egzaminy miała cały tydzień. Gdy tylko gorzej się poczuła w środku tygodnia zdecydowała, że pójdzie do lekarza w piątek, jak przyjedzie do domu, bo wiadomo, nauki sporo. Wróciła w piątek około 18 do rodzinnego miasta. Niestety, w przychodni lekarz przyjmuje tylko do 18, ale od 18 w miejskim szpitalu można bez umawiania się, pójść na wizytę do lekarza rodzinnego. Przyjechałyśmy jako pierwsze. Za nami weszli od razu młode małżeństwo z 1,5 roczną córką, oraz pan, z kolegą, który zwijał się z bólu brzucha. Od razu próbował wejść na izbę przyjęć, ale panie pielęgniarki go wygoniły, informując resztę, że lekarz będzie dopiero za pół godziny, ponieważ dojeżdża z pierwszej pracy z miasta wojewódzkiego. Już nam się to nie spodobało. Po pół godzinie, gdy nadal nie było lekarza, a pan z bólem brzucha zamiast siedzieć leżał już na ławce, kolega jego zdecydował się mimo wszystko zaciągnąć go do izby przyjęć, żeby chociaż pielęgniarki coś z nim mogły zrobić. Podobno leżał na łóżku zamiast na ławce, żadna pielęgniarka nie mogła zlecić badań. Dopiero gdy lekarz pojawił się godzinę później niż powinien zacząć przyjmować, zajął się chorym i zlecił badania. O godzinie 19:40 została przyjęta moja siostra, która była pierwsza w kolejce.
Ja całkowicie rozumiem, że miejscowi lekarze nie chcą pracować w miejskim szpitalu, że dopiero z miasta wojewódzkiego musi jakiś przyjechać. Jednak gdyby zwykły pracownik, powiedzmy nauczycielka spóźniła się godzinę do pracy, to prawdopodobnie od razu zostałaby zwolniona. Skoro wiadomo, że lekarz kończy swoją pierwszą pracę o 18, a potem zaczyna drugą o tej samej godzinie, w miejscu oddalonym o około godzinę. Więc skoro wiedzą, że lekarz się spóźni, to czemu nie zmienią godziny, aby ludzie nie czekali godzinę na marno?
Druga sprawa: siedziały z nami małe dzieci. Nie mogły iść do pediatry w szpitalu, ponieważ nie ma takiego w szpitalu, najbliższy około 45 minut w jedną i w drugą stronę w jednym i drugim szpitalu wojewódzkim. Więc małe, chore dzieci mają czekać ponad dwie godziny, aż szanowny lekarz zjawi się z pierwszej pracy i obsłuży każdego po kolei (dorośli przepuszczali rodziców z małymi dziećmi, dzięki temu były na początku, alei tak długo czekały).
Ja całkowicie rozumiem, że miejscowi lekarze nie chcą pracować w miejskim szpitalu, że dopiero z miasta wojewódzkiego musi jakiś przyjechać. Jednak gdyby zwykły pracownik, powiedzmy nauczycielka spóźniła się godzinę do pracy, to prawdopodobnie od razu zostałaby zwolniona. Skoro wiadomo, że lekarz kończy swoją pierwszą pracę o 18, a potem zaczyna drugą o tej samej godzinie, w miejscu oddalonym o około godzinę. Więc skoro wiedzą, że lekarz się spóźni, to czemu nie zmienią godziny, aby ludzie nie czekali godzinę na marno?
Druga sprawa: siedziały z nami małe dzieci. Nie mogły iść do pediatry w szpitalu, ponieważ nie ma takiego w szpitalu, najbliższy około 45 minut w jedną i w drugą stronę w jednym i drugim szpitalu wojewódzkim. Więc małe, chore dzieci mają czekać ponad dwie godziny, aż szanowny lekarz zjawi się z pierwszej pracy i obsłuży każdego po kolei (dorośli przepuszczali rodziców z małymi dziećmi, dzięki temu były na początku, alei tak długo czekały).
słuzba_zdrowia
Ocena:
-3
(31)
Komentarze