Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#71103

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jakiś tydzień temu do mieszkania naprzeciwko wprowadziła się rodzinka, mama i rodzeństwo w wieku około gimnazjalnym. Właśnie tego dnia moje życie z prostej sielanki zmieniło się w tragikomedię.

Wprowadzili się w czwartek, a hałasy temu towarzyszące (w tym wiercenie) trwały do około 2 w nocy. Nie przeszkadzało mi to specjalnie oraz rozumiem, że ludzie chcą się jak najszybciej rozpakować i zacząć normalnie mieszkać.

Następnego dnia miałem iść do pracy na nockę. Koło 19 postanowiłem obejrzeć film, żeby mi czas szybciej zleciał. Tutaj muszę zaznaczyć, że telewizor nie grał zbyt głośno. Po kilku minutach słyszę walenie w drzwi. Otwieram, a tam moja nowa sąsiadka [S].

[S]: Czy pan oszalał? Ta godzina, a tu takie hałasy! Zaraz policję wezwę.
[J]: Państwo wczoraj do 2 w nocy robili hałas przy przeprowadzce, ale jeśli przeszkadza, to już ściszam.
[S]: Jakie hałasy?! Jaka przeprowadzka?! My tu już dwa lata mieszkamy! Wyłączaj ten telewizor albo zadzwonię po policję.
[J]: Aha... Do widzenia.

Przez chwilę zwątpiłem, ale to jednak musiała być nowa sąsiadka. Budynek, w którym wynajmuję mieszkanie jest dość mały i wszyscy się znają po imieniu. Poza tym widziałem ją, jak zarządzała ekipą od przeprowadzek. Wtedy stwierdziłem, że może w nerwach jej się coś pomyliło.

Na następny dzień wróciłem z nocki po 6 rano i od razu położyłem się spać. Około 10 obudziło mnie pukanie do drzwi. Okazało się, że odwiedził mnie policjant [P].

[P]: Witam pana. Dzisiaj w nocy dostaliśmy 5 zgłoszeń o zakłócaniu ciszy nocnej. Jednak po przybyciu nie odnotowaliśmy żadnych hałasów. Poza tym nie otwierał nam pan drzwi. Czy mógłby pan wyjaśnić tę sytuację.
[J]: Nic dziwnego, że nie otwierałem. Dopiero o 6 rano wróciłem z nocki.
[P]: Rozumiem. W takim razie przepraszam, że pana obudziłem. Do widzenia.

Po tej sytuacji stwierdziłem, że i tak nie zasnę, więc postanowiłem iść do sklepu. Po drodze rzucił mi się w oczy papier wystający z mojej skrzynki na listy. Okazało się, że był to mandat... Wróć. Niedorobiona podróbka mandatu. Opiewał on na kwotę 1500 zł i wystawiony został za zakłócanie ciszy nocnej. Brakowało na nim moich danych, pieczątki i jakiegokolwiek podpisu. A co najważniejsze, wydrukowany był na kartce A4, której dowcipnisiowi nie chciało się nawet dociąć do odpowiednich rozmiarów. "Mandat" przezornie zatrzymałem, ale nie miałem zamiaru nic z tym robić. Przynajmniej na razie.

Następnego dnia (niedziela) znowu zostałem obudzony, tym razem o 9 rano i przez moją nową sąsiadkę. Przywitała mnie z uśmiechem na ustach słowami:

[S]: Oj, a ty jeszcze nieubrany?
[J]: Ale o co...?
[S]: No do kościoła idziemy. Idź się szybko umyj, a ja przyszykuję ci jakieś ładne ubrania.

Po tych słowach wlazła sobie jakby nigdy nic do mojego mieszkania i zaczęła grzebać w komodzie, która stoi naprzeciwko drzwi wejściowych. Od razu ją wypchnąłem.

[J]: Czy pani oszalała? Wchodzi pani obcemu facetowi do domu i grzebie mu po szafkach?
[S]: W kościele trzeba ładnie wyglądać.
[J]: Nigdzie z panią nie idę! Do widzenia.

Po tej sytuacji już się upewniłem, że z tą kobietą jest coś nie tak. Nie wiedziałem jeszcze tylko do końca, co mogę z tym zrobić.

Następny dzień i znowu zostałem obudzony pukaniem do drzwi. Otwarłem je, a tam (o Boże...) znowu sąsiadka. Tym razem wepchnęła mi w ręce torbę z zakupami i rzekła:

[S]: Zrobiłam ci zakupy, tak jak mnie prosiłeś. Wszystko kosztowało 52 złote. Rozliczymy się od razu?
[J]: Pani jest jakaś nienormalna! Nigdy nie prosiłem, żeby mi pani cokolwiek kupowała. Tak samo jak nigdy nie chciałem iść z panią do kościoła. Poza tym co to były za zgłoszenia na policję? I ten mandat w skrzynce? Nie chcę mieć z panią nic wspólnego. Niech pani zabiera te zakupy i zostawi mnie w spokoju!

Wcisnąłem jej zakupy w ręce i zatrzasnąłem drzwi przed nosem. Potem słyszałem jeszcze przez chwilę jej krzyki na korytarzu, ale kuracja szokowa chyba zadziałała, bo od tego czasu miałem spokój. Aż do dzisiaj.

Koło dwunastej znowu ktoś zapukał do moich drzwi. Przezornie wyjrzałem przez judasza, ale okazało się, że tym razem to nie moja sąsiadka, tylko jakiś facet [F]. Otwarłem.

[F]: Dzień dobry, jestem pana nowym sąsiadem. Mieszkam naprzeciwko i chciałem...
[J]: O nie, ja z państwem nie chcę mieć nic wspólnego. A tym bardziej z pana żoną.

Zacząłem zamykać, ale facet przytrzymał je nogą.

[F]: Ja właśnie o niej chciałem porozmawiać. Widzę, że już dała się panu we znaki. Bardzo przepraszam za jej zachowanie. Czy mógłbym jednak wejść?

Zgodziłem się. Usiedliśmy, otworzyliśmy piwa i sąsiad wyjaśnił mi całą sytuację. Jego żona rzeczywiście ma problemy psychicznie. Na pierwszy rzut oka wygląda jak zdrowa kobieta, może robić zakupy, załatwiać sprawy w urzędach, odwiedzać znajomych i zachowuje się całkowicie normalnie. Zmienia się to dopiero w przypadku kontaktów z sąsiadami. Jej zachowania stają się irracjonalne i nie umie ich wyjaśnić. Podobno ma tak od dzieciństwa. Nie można jej jednak wysłać na badania psychiatryczne. Rodzina ma długi, które trzeba jak najszybciej spłacić. Dlatego sąsiad (kierowca tira) jeździ w trzytygodniowe trasy. Nie mógłby przez to zająć się dziećmi, gdyby jego żona trafiła do szpitala. Pomoc rodziny również odpada. Sąsiad nie ma jej w ogóle, a krewni ze strony żony odwrócili się od nich (w sumie nawet się mocno nie dziwię). Jedyną możliwością byłby dom dziecka, ale dla sąsiada ta opcja kategorycznie odpada (a tu już w ogóle się nie dziwię).

I teraz mam dylemat. Z jednej strony szkoda by było mi dzieciaków, gdyby trafiły do domu dziecka. Z drugiej jednak strony nie mam zamiaru znosić stalkingu szalonej sąsiadki. Na razie jest spokojnie, ale ile ten spokój potrwa? Nie wiem.

Ps. Jeśli ktoś się zna, to może mi powiedzieć na jaką chorobę może cierpieć ta kobieta.

Skomentuj (38) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 284 (326)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…