Jakiś czas temu miałam malutkie mieszkanko nad morzem i czasami latem, kiedy z niego nie korzystałam, wynajmowałam, czy raczej udostępniałam je (mieszkanie nie miało żadnych luksusów, ot 2 pokoiki, mała kuchenka i mała łazienka) praktycznie za zwrot kosztów utrzymania znajomym lub rodzinie moich znajomych.
Któregoś lata przyjaciółka naraiła mi swoich znajomych z innego miasta - młoda rodzinka z dwojgiem dzieci. Starsze w wieku szkolnym, młodsze chodzące, ale jeszcze zapieluchowane. Rodzice, nazwijmy ich Kasia i Wojtek, zrobili na mnie bardzo miłe wrażenie, on lekarz, podobno bardzo dobry w swej specjalności, ona ciepła, troskliwa mama.
Rozliczyli się, zawieźli klucze do mojej mamy - bo ja miałam wrócić następnego dnia. Po powrocie zaczęłam przywracać swoje porządki. Wprawdzie okazało się, że wybili mi serwis, ale odkupili bardzo podobny; generalnie ucieszyłam się, że nie ma dużego bałaganu, nawet ściągnęli pościel, która leżała poskładana na jednej kupce. Ponieważ była w tej samej kolorystyce, zgarnęłam ją i wrzuciłam do pralki i kontynuowałam sprzątanie.
Trochę później wpadła do mnie mama, pogadać, jak się udał mój wyjazd. Przypomniałam sobie o praniu i, korzystając z letniej pogody, postanowiłam powiesić pościel na dworze, a mama powiedziała, że mi w tym pomoże.
Kiedy otworzyłam pralkę, obie zzieleniałyśmy na twarzy; okazało się, że w pościeli była kupa (i to słusznych rozmiarów, sądząc po stanie zapaskudzenia pościeli), która rozmazała się po wszystkim.
Walcząc z odruchem wymiotnym, w gumowych rękawiczkach, wyrzuciłam 3 komplety pościeli do kontenera na śmieci, a pralkę odkaziłam.
Rok później Kasia zadzwoniła do mnie, by radośnie zapytać, czy wynajmę im mieszkanie lub polecę kogoś znajomego, a ja zaniemówiłam.
Kiedy odzyskałam głos, odmówiłam. Z uzasadnieniem, na co zostałam wyzwana od wariatek...
Któregoś lata przyjaciółka naraiła mi swoich znajomych z innego miasta - młoda rodzinka z dwojgiem dzieci. Starsze w wieku szkolnym, młodsze chodzące, ale jeszcze zapieluchowane. Rodzice, nazwijmy ich Kasia i Wojtek, zrobili na mnie bardzo miłe wrażenie, on lekarz, podobno bardzo dobry w swej specjalności, ona ciepła, troskliwa mama.
Rozliczyli się, zawieźli klucze do mojej mamy - bo ja miałam wrócić następnego dnia. Po powrocie zaczęłam przywracać swoje porządki. Wprawdzie okazało się, że wybili mi serwis, ale odkupili bardzo podobny; generalnie ucieszyłam się, że nie ma dużego bałaganu, nawet ściągnęli pościel, która leżała poskładana na jednej kupce. Ponieważ była w tej samej kolorystyce, zgarnęłam ją i wrzuciłam do pralki i kontynuowałam sprzątanie.
Trochę później wpadła do mnie mama, pogadać, jak się udał mój wyjazd. Przypomniałam sobie o praniu i, korzystając z letniej pogody, postanowiłam powiesić pościel na dworze, a mama powiedziała, że mi w tym pomoże.
Kiedy otworzyłam pralkę, obie zzieleniałyśmy na twarzy; okazało się, że w pościeli była kupa (i to słusznych rozmiarów, sądząc po stanie zapaskudzenia pościeli), która rozmazała się po wszystkim.
Walcząc z odruchem wymiotnym, w gumowych rękawiczkach, wyrzuciłam 3 komplety pościeli do kontenera na śmieci, a pralkę odkaziłam.
Rok później Kasia zadzwoniła do mnie, by radośnie zapytać, czy wynajmę im mieszkanie lub polecę kogoś znajomego, a ja zaniemówiłam.
Kiedy odzyskałam głos, odmówiłam. Z uzasadnieniem, na co zostałam wyzwana od wariatek...
Ocena:
188
(252)
Komentarze