Dzisiaj o ogromnej piekielności, która wykroczyła poza moje normy interpretacji świata. Nie wiem, czy to głupota, wrodzone wyrachowanie czy po protu wyniesione z domu zachowania, których nikt nigdy nie naprostował. Będzie nietypowo.
W jednym z miejsc, gdzie zdarza mi się pracować, pracuje również kilka kobiet. Wszystkie są w wieku około trzydziestki, przyjaźnią się ze sobą na gruncie zawodowym i prywatnym – wychodzą na drinka, czasem całymi rodzinami spędzają wspólnie czas wolny. Wszystkie rodziny są pełne, tzn. mąż, żona i dzieci (lub jedno dziecko). Kobiety te (w zasadzie wszystkie), są utrzymywane przez mężów – pracują, ale ich wynagrodzenie stanowi tak mały ułamek budżetu domowego, że jest to po prostu ich „kieszonkowe” - na waciki. Taki światek klasy średniej wyższej :)
Od dość dawna małżeństwo jednej z tych pań (roboczo nazwę ją Anią) nie układa się po jej myśli – mąż nie spełnia jej oczekiwań. Nie wiem dokładnie w jakim zakresie, zbyt rzadko tam przebywam. Docierają do mnie jednak rozmowy koleżanek, wg których mąż jest zbyt mało domyślny, nieczuły, gburowaty. Czym się to objawia?
Ano, po powrocie z pracy czy delegacji nie ma ochoty na zakupy z małżonką, nie zabiera jej na kolacje i nie kupuje kwiatów. Woli za to pojechać z rodziną np. na basen czy odwiedzić rodziców. Za to dla Ani dzieci, częste odwiedziny u rodziny, które ma na co dzień nie są atrakcją. Jakiś czas temu podjęła wyzwanie i zaczęła męża wychowywać... Myślicie, że z nim porozmawiała o swoich oczekiwaniach? Skądże znowu! Podjęła walkę partyzancką. Zaczęła znikać z domu, kiedy mąż wracał. Z koleżankami na drinka, na zakupy. Sama. Przestała zapewniać ciepło domowego ogniska w postaci domowych obiadów, jak sama twierdzi, „dawać” też przestała. Ja tam się nie dziwię, że mąż zgłupiał. Zupełnie nie rozumiał, co się dzieje. Ania nie rozmawiała z nim, ale każde kolejne „przewinienia” karała na swój sposób... Do czasu.
Po dość długim czasie mąż znalazł przyjaciółkę. Żaden tam romans. Po prostu pojawiła się kobieta, która posłuchała, porozmawiała. Dobrze radziła, jak by tu żonę podejść i nakłonić do sensownych reakcji. Z marnym skutkiem. Mąż z przyjaciółką spotykali się czasem, dość rzadko. Na gruncie przyjacielskim, zawsze w większym gronie. A przyjaciółka ani myślała, żeby męża Ani uwodzić. Aż dostała wiadomość, o treści którą trzeba ocenzurować w całości, oczywiście od Ani. Postanowiła porozmawiać najpierw z przyjacielem, bo sama wiedziała, że nie mają sobie nic do zarzucenia. Kiedy ten się o tym dowiedział, chciał porozmawiać z żoną, bez skutku.
Po rocznej batalii o choćby godzinę rozmowy, wniósł sprawę o rozwód. Bez orzeczenia o winie, bez cyrków. Cyrk zrobiła Ania. Oskarżyła męża o zdradę, zażądała cudów, zrobiła wszystko, co w tej sytuacji mogła zrobić. Nawet koleżanki, które były świadkami w sprawie nie umiały wykazać, że mąż Anię zdradzał. Za to były tak głupie, że wyłuszczyły całą historię ponad trzech lat farsy, odkąd Ania zaczęła wychowywać męża. Sąd winy nie orzekł, a rozwód zakończył się niesmacznym komentarzem świty Ani.
Oczywiście do teraz w miejscu, gdzie pracują Ania jest skrzywdzoną przez samca-bydle (cytat) kobietą, której s*ka odebrała szansę na szczęście.
Skąd znam tyle szczegółów? Przyjaciółka męża, jest również moją przyjaciółką, taką od serca. Długi czas po tym wszystkim związała się z rozwodnikiem. Jednak nie można jej winić za rozpad małżeństwa.
Teraz, powiedzcie mi, proszę, co trzeba mieć w głowie, żeby wykreować sobie taki obraz świata? Przez wiele lat, konsekwentnie, dążyć do katastrofy, jednocześnie wierząc w to, że jest się pokrzywdzoną, nierozumianą i zdradzaną żoną?
W jednym z miejsc, gdzie zdarza mi się pracować, pracuje również kilka kobiet. Wszystkie są w wieku około trzydziestki, przyjaźnią się ze sobą na gruncie zawodowym i prywatnym – wychodzą na drinka, czasem całymi rodzinami spędzają wspólnie czas wolny. Wszystkie rodziny są pełne, tzn. mąż, żona i dzieci (lub jedno dziecko). Kobiety te (w zasadzie wszystkie), są utrzymywane przez mężów – pracują, ale ich wynagrodzenie stanowi tak mały ułamek budżetu domowego, że jest to po prostu ich „kieszonkowe” - na waciki. Taki światek klasy średniej wyższej :)
Od dość dawna małżeństwo jednej z tych pań (roboczo nazwę ją Anią) nie układa się po jej myśli – mąż nie spełnia jej oczekiwań. Nie wiem dokładnie w jakim zakresie, zbyt rzadko tam przebywam. Docierają do mnie jednak rozmowy koleżanek, wg których mąż jest zbyt mało domyślny, nieczuły, gburowaty. Czym się to objawia?
Ano, po powrocie z pracy czy delegacji nie ma ochoty na zakupy z małżonką, nie zabiera jej na kolacje i nie kupuje kwiatów. Woli za to pojechać z rodziną np. na basen czy odwiedzić rodziców. Za to dla Ani dzieci, częste odwiedziny u rodziny, które ma na co dzień nie są atrakcją. Jakiś czas temu podjęła wyzwanie i zaczęła męża wychowywać... Myślicie, że z nim porozmawiała o swoich oczekiwaniach? Skądże znowu! Podjęła walkę partyzancką. Zaczęła znikać z domu, kiedy mąż wracał. Z koleżankami na drinka, na zakupy. Sama. Przestała zapewniać ciepło domowego ogniska w postaci domowych obiadów, jak sama twierdzi, „dawać” też przestała. Ja tam się nie dziwię, że mąż zgłupiał. Zupełnie nie rozumiał, co się dzieje. Ania nie rozmawiała z nim, ale każde kolejne „przewinienia” karała na swój sposób... Do czasu.
Po dość długim czasie mąż znalazł przyjaciółkę. Żaden tam romans. Po prostu pojawiła się kobieta, która posłuchała, porozmawiała. Dobrze radziła, jak by tu żonę podejść i nakłonić do sensownych reakcji. Z marnym skutkiem. Mąż z przyjaciółką spotykali się czasem, dość rzadko. Na gruncie przyjacielskim, zawsze w większym gronie. A przyjaciółka ani myślała, żeby męża Ani uwodzić. Aż dostała wiadomość, o treści którą trzeba ocenzurować w całości, oczywiście od Ani. Postanowiła porozmawiać najpierw z przyjacielem, bo sama wiedziała, że nie mają sobie nic do zarzucenia. Kiedy ten się o tym dowiedział, chciał porozmawiać z żoną, bez skutku.
Po rocznej batalii o choćby godzinę rozmowy, wniósł sprawę o rozwód. Bez orzeczenia o winie, bez cyrków. Cyrk zrobiła Ania. Oskarżyła męża o zdradę, zażądała cudów, zrobiła wszystko, co w tej sytuacji mogła zrobić. Nawet koleżanki, które były świadkami w sprawie nie umiały wykazać, że mąż Anię zdradzał. Za to były tak głupie, że wyłuszczyły całą historię ponad trzech lat farsy, odkąd Ania zaczęła wychowywać męża. Sąd winy nie orzekł, a rozwód zakończył się niesmacznym komentarzem świty Ani.
Oczywiście do teraz w miejscu, gdzie pracują Ania jest skrzywdzoną przez samca-bydle (cytat) kobietą, której s*ka odebrała szansę na szczęście.
Skąd znam tyle szczegółów? Przyjaciółka męża, jest również moją przyjaciółką, taką od serca. Długi czas po tym wszystkim związała się z rozwodnikiem. Jednak nie można jej winić za rozpad małżeństwa.
Teraz, powiedzcie mi, proszę, co trzeba mieć w głowie, żeby wykreować sobie taki obraz świata? Przez wiele lat, konsekwentnie, dążyć do katastrofy, jednocześnie wierząc w to, że jest się pokrzywdzoną, nierozumianą i zdradzaną żoną?
małżeństwo
Ocena:
296
(362)
Komentarze