Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#71342

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jak zacząłem tracić wiarę w kościół.

Było to trochę temu, lat jakieś 18. Miałem wtedy około 12 lat, lubiłem czytać książki bardziej od chodzenia na imprezy, ekhm, dyskoteki szkolne. Mieszkaliśmy wtedy w bloku, miałem dwóch sąsiadów, ojciec i syn, fajni ludzie, obaj bardzo związani z kościołem.

Pewnego dnia zaproponowali mi udział w przedstawieniu Męki Pańskiej, wystawianej przez przykościelną trupę teatralną do której należeli. Przez kilka miesięcy mieliśmy próby, ja grałem jednego z pięciu żołnierzy. Nawet bardzo mi się to podobało, z przedstawieniem odwiedziliśmy wiele fajnych miejsc.

Aż pewnego dnia, po przybyciu na miejsce do nowego teatru, postanowiłem sobie pójść do sklepu kupić cukierki (wiem, szaleństwo). Kiedy wracałem, zaraz po otwarciu drzwi do budynku teatru... dostałem cios w gębę.
Tak dosłownie, naciskam klamkę, otwieram drzwi, widzę pięść i nagle jestem kilka kroków dalej, a przód mojej kurtki jest czerwony. Przez łzy widzę że aktor grający główną rolę, nasz "Jezus", idzie w moją stronę z mordem w oczach. Na szczęście dorwał po drodze innego chłopaka grającego żołnierza i zaczął go nawalać, ja w tym czasie na miękkich nogach wlokłem się do kibla.

Miałem do przejścia kilka metrów, ale zrobiło się zbiegowisko i dosłownie wszyscy widzieli 12-letnie dziecko, płaczące, zalane krwią i NIKT, dosłownie NIKT z tych umodlonych, kościółkowych, katolickich dewotów nie kiwnął palcem żeby mi pomóc.

Przedstawienie spędziłem w kiblu starając się zatamować krwawienie z nosa, nie wiedząc jednak jak to się robi, trzymałem głowę do tyłu, nałykałem się krwi i rzygałem jak kot. Przez 4 godziny. I nikt się nie zainteresował.

Potem wszystko się wyjaśniło. Okazało się że nasz Jezus dostał cynk od jakiejś dewoty, że pięciu 12-letnich żołnierzy-aktorów (w tym ja) planujemy podnieść jego "nowe" auto (peugeot jakiś), które on dopiero kupił i przenieść je na trawę. Auto waży 1.1 tony, to jakieś 275kg na osobę, bułka z masłem.

Ta wiadomość tak rozsierdziła "Jezusa", że postanowił bronić swego dobytku przed pięcioma niedoszłymi strongmenami i wpadł w tryb seek & destroy. Po dokonanym pogromie, jakieś pół godziny później, ucharakteryzowany na mesjasza, z koroną cierniową na głowie jęczał i "umierał" na krzyżu.

A co mi się właściwie stało? Zawsze miałem mocne kości, więc kiedy walnął mnie w nos, zamiast mi go złamać, skrzywił mi go. Dzień później w szpitalu był on mi nastawiany przez ortopedę, bez znieczulenia (bo opuchlizna) podczas gdy pielęgniarz trzymał mnie za głowę. Mimo wszystko nadal jest krzywy. Muszę tutaj dodać że obdukcji nie było, "Jezus" był przykościółkowy, więc nawet nie zawiadamialiśmy policji.

I tak właśnie dowiedziałem się, że wiara nie robi z ciebie lepszego człowieka. Uświadomienie sobie tego faktu było pierwszym krokiem, potem było już z górki. Aktualnie jestem ateistą.

teatr

Skomentuj (71) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 256 (410)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…