Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#71424

przez Konto usunięte ·
| było | Do ulubionych
Historia pewnego majątku.

Moja mama miała stryja, z którym nie utrzymywała kontaktu przez ostatnie dwadzieścia lat, bo był niezłą gnidą.
Za poprzedniego ustroju wykorzystywał wraz z żoną członkostwo w partii, by się bogacić. W dzieciństwie, gdy mama była u niego w odwiedzinach lubił przechwalać się sztabkami złota, które miał gdzieś dobrze schowane. W ogóle miał dużo złota w domu.
Jak napisałem - lubił się bogacić, w tym też kosztem rodziny. Jego żona potrafiła za grosze kupić ręczniki na promocji, a potem sprzedać rodzinie pięciokrotnie drożej. Może właśnie dlatego, że to były tak małe sumy robi to duże wrażenie. Pomocy i wdzięczności nie można było od niego oczekiwać.

Nie było też tak, że tylko zbierał pieniądze, wydawał też je chętnie na różne przedmioty. Rozumiecie, gromadził majątek.

Żona zmarła mu stosunkowo wcześnie, nie wiem nawet, czy skończyła sześćdziesiąt lat. Nie mieli dzieci. Ponieważ był schorowany, wymagał opieki. Przez pewien czas pomagała mu moja mama. Nie pozwolił jej w mieszkaniu ruszyć niczego, bo to w końcu był jego majątek. Długo to nie potrwało, kontakty zostały ostatecznie zerwane, gdy oskarżył moją mamę i dziadka o kradzież starego telefonu, kapci i parasolu, wiecie, części majątku.

Długo sam nie pobył, szybko sobie znalazł kolejną żonę, która zajmowała się nim przez jakieś dwadzieścia lat. Później od sąsiadki dowiedzieliśmy się, że to była w sumie złota kobieta, która robiła wokół niego wszystko. A on najczęściej powtarzał "Pamiętaj, pilnuj mojego majątku!"

Co zaskakujące (biorąc pod uwagę tragiczny stan jego zdrowia), drugą żonę też przeżył. Wtedy jeden krewny umieścił go w domu starców, żeby miał się kto nim zajmować. Akurat emerytura starczyła na pokrycie wszystkich kosztów. Spędził tam półtora roku i zmarł. Przez ten czas ani myślał pogodzić się z rodziną, czy choćby spisać testament. Nigdy! Przecież nie pozwoli tknąć swojego majątku. Jednak prawo jest prawem, a ponieważ nie miał żadnego potomstwa, niemal cały majątek przypadł rodzinie.

Półtora roku po śmierci, gdy zakończyło się postępowanie spadkowe, weszliśmy do jego mieszkania i zobaczyliśmy majątek, teraz już nasz. Co prawda, całe złoto zniknęło (nie wiemy, czy wyprowadziła je druga żona, czy może krewny, który się nim zajmował w ostatnich chwilach życia, zresztą nie jest to ważne, moim zdaniem, takie było ich prawo), ale reszta i tak robiła "wrażenie". Meble z lat 50tych, nigdy nie zmieniane (wiadomo, majątek), przeróżne kryształy i wazony, do tego ładnie popakowane i nigdy nieużywane: malakser, maszyna do pisania i farelka, wszystko z lat 70tych. Gdzieś indziej sześć starych żeliwnych żelazek, dawno już zepsutych, ale elegancko pochowanych (wiadomo, majątek); choinka poowijana gazetą z roku '83, znaleźliśmy nawet zepsutą kamerę (taką na VHSy), aparat fotograficzny, magnetowid i zapakowaną w pudełko lalkę bez głowy (majątek...). Tego było jeszcze więcej, wyglądało na to, że przez lata kupował dla samego kupowania rzeczy, których nawet nie użył, byleby tylko mieć. I nigdy nic nie wyrzucił, bo wszystko było majątkiem.

Mama wybrała kilka co ładniejszych kryształów, tata wziął farelkę. Przyjechała też kuzynka, która właśnie postawiła dom, a nie stać jej było na wykończenie i zabrała dosłownie wszystko to, co się do czegokolwiek nadawało. Cieszyła się bardzo.

I tak sobie myślę, że to jednak była karma. Oto gość, który nigdy nic nie dał rodzinie, a nawet ją oszukiwał i tylko gromadził, khm, majątek zmarł, cały czas usilnie trzymając go w rękach. Wtedy przyszła rodzina i zabrała jego majątek, o, przepraszam, teraz już nasz majątek.

Ach rodzina.

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 63 (129)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…