Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#71696

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Ach ci wspaniałomyślni, uczciwi pracodawcy, którzy dzięki swojej inteligencji, zapałowi i wytrwałości pozwalają nam zarabiać pieniądze na chleb, zdobywać doświadczenie i rozwijać się. Oprócz w/w wymienionych cech pracodawca musi posiadać oczywiście spryt, który pozwoli mu wyrwać się trochę z opresyjnego systemu, który to doi pracodawcę na prawo i lewo każąc mu płacić kolosalne podatki, zusy, enefzety i inne, a że przy okazji wrzuci swojego pracownika w szambo to już jest nie istotne. Ale od początku.

Od jakichś 3 lat dorabiam w "wielkiej", osiedlowej telewizji niewielkiego miasteczka (nie pytajcie czy ktoś to ogląda, nie wiem, nie interesuje mnie to). Pracowałam dla jej szefa w poprzednim miejscu pracy, sam mnie zaciągnął do tej swojej firemki, bo podobno mam talent, bla bla bla. Od samego początku wykonywałam wszelkie prace oczywiście na zlecenie, a to jakiś spot reklamowy, a to dżingiel do programu informacyjnego/sportowego/pogody, przyszedł czas na stronę internetową, którą zaprojektowałam i wykonałam w całości samodzielnie.

Od samego początku mojej współpracy z tym panem były problemy z płatnościami. A to "nie dopytał" ile sobie policzę za daną usługę (niby nie wiedział, że wykonanie minutowej animacji w 3D to nie koszt 100zł ;), a to nie sądził, że "po znajomości" tyle od niego WYCIĄGNĘ (jasne, będę siedziała przez kilka tygodni za pół darmo), a to nie ma takiej kwoty żeby zapłacić całość, więc będzie na raty, no zawsze coś. Ale byłam cierpliwa, bo firma dopiero co startowała, poza tym zapowiadało się na dłuższą współpracę. Kiedy otrzymałam propozycję administracji stroną, którą sama zresztą wykonałam sądziłam, że otrzymam umowę o pracę na jakąś część etatu (w grę wchodziły dwa dni pracy w tygodniu po 2-3 godziny), ale nie. Jakąś tam umowę o dzieło czy zlecenie podpiszemy, ale nie dzisiaj, nie teraz, bo on musi uzgodnić z księgową, musi się zastanowić, jutro, za tydzień, za miesiąc. No ok, rozwój firmy wymaga poświęcenia, nie pali się.
Płatne miało być oczywiście miesięcznie, do 10tego każdego miesiąca. Oczywiście przez całe 3 lata nie otrzymałam tej kasy w terminie. ZAWSZE musiałam się o pieniądze upominać, do tego doszły jeszcze telefony w nocy, w dni, w które nie powinnam nic dla niego robić bądź w weekendy, w czasie urlopu (pracuję jeszcze normalnie na etacie w innej firmie), bo coś trzeba pilnie wstawić/podmienić/bo klient/inne. Cierpliwie to wszystko znosiłam, uginałam się, siadałam do kompa czy to na urlopie czy z gilami do pasa, nawet będąc w szpitalu o czym nawet nie wiedział.

Przez jakiś rok na moje wspomnienie o umowie padały argumenty jak wyżej. Aż w końcu przyszedł dzień, w którym stwierdził, że no faktycznie wypadałoby podpisać jakąś umowę, ale nie dlatego, że to zwyczajnie nieuczciwe tak pracować, ale dlatego, że on musi „ograniczyć” koszty :) No ok, niech będzie, on przygotuje kilka umów o dzieło, bo umowa o pracę to nie, bo zusy, enefzety i inne. Ok, mnie nie zależało, etat mam. Ja już wtedy nie mieszkałam w mieście siedziby jego firmy, zaproponowałam więc wysłanie umów pocztą i odesłanie ich przeze mnie podpisanych. Nie, absolutnie, muszę kiedyś przyjechać, to pogadamy, bo on ma jeszcze jakieś propozycje dla mnie, bla bla bla. Znów ok, mnie się nie pali, byle podatek od tych umów odprowadzał, mnie płacił, papierek mi nie potrzebny skoro on sam nie boi się kontroli. I tak minął rok, dostałam PIT, wszystko się zgadzało, jest ok. Rzecz jasna co miesiąc mój telefon/mail kiedy łaskawie zapłaci mi za kolejny miesiąc pracy. W odpowiedzi słyszałam: jutro/przecież ci zawsze jakoś płacę (moje ulubione:) )/nie wydziwiaj. Rozważałam zerwanie współpracy niejednokrotnie, ale a to chciałam wyremontować porządnie samochód, a to zmienić sprzęt w domu, a to najemca mojego mieszkania przestał płacić i nie chciał się wyprowadzić, no zawsze coś na co przyda się każdy grosz. Oczywiście żadnej umowy mi nigdy nie przysłał, ja się w siedzibie jego firmy nie pojawiałam, bo bardzo rzadko już bywam w tej mieścinie, ale to nie moja sprawa dopóki podatki są płacone i kasa wpływa na moje konto. Telefony „poza konkursem” rzecz jasna częstsze, coraz więcej wymagań, coraz więcej pracy, umów niet i comiesięczne wykłócanie się o zapłatę. Miarka jednak przebrała się w piątek kiedy to dotarł do mnie od jegomościa PIT za poprzedni rok pracy, a na nim kwota dwa razy wyższa niż to co otrzymałam na konto. Wielkie WTF i nagle jakby mnie oświeciło. Przecież moją umowę jaśnie pan może sobie wliczyć w koszty, im wyższe koszty tym mniejszy podatek on zapłaci, nawet jeśli miałoby to oznaczać zapłacenie wyższego podatku od kwoty z mojej umowy. I tak się to opłaca! I to jest to ograniczenie kosztów! To jest prawdziwy powód, dla którego w ogóle zechciał dobrodusznie podpisywać ze mną jakiekolwiek umowy i za nic na świecie nie chciał przysłać mi ich pocztą! Przecież gdybym na początku roku zobaczyła jedną umowę mogłabym domagać się zapłacenia kwoty, która na niej widnieje, więc nawet było mu na rękę że nie wybieram się do mieściny, w której jest siedziba jego firemki! To jest robienie w wała systemu podatkowego, to jest miejsce, z którego uciekają pieniądze z budżetu i powód, dla którego jaśnie wielmożni pracodawcy tak chętnie zatrudniają ludzi na śmieciówkach. Ale to jest pikuś. Po minięciu pierwszego szoku, złapałam w rękę wszystkie PITy jakie dostałam w tym roku i co? BINGO! Dzięki temu Panu i jego machlojom dumnie przekroczyłam drugi próg podatkowy o kilka tysięcy złotych z czego będę musiała dopłacić podatek! Ja! Nie on! On nawet zaoszczędził wpisując sobie dowolną kwotę jaką niby zarobiłam. I wiecie co? Po mojej awanturze usłyszałam jedynie, że jest mu przykro, że będę musiała dopłacić do tego interesu, że muszę przyjechać, a jakoś się dogadamy. No nie, już się nie dogadamy.

nieuczciwi_pracodawcy oszustwo umowy_śmieciowe

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 66 (152)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…