Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#72121

przez Konto usunięte ·
| było | Do ulubionych
Na fali historii o weterynarzach. Nasz jest całkiem spoko, tylko niezły z niego jajcarz. Uwielbia wykorzystywać moją panikę, związaną ze zdrowiem pupilów.

Moja Mucha (kot znaczy) zachorowała strasznie. Ropomacicze, więc konieczna szybka operacja.

Oddaliśmy ją w ręce doktora. Kazał zrobić zakupy i odebrać nieszczęście za godzinkę.

Długi spacer po osiedlu zaliczony, idziemy odzyskać pacjentkę. Wchodzimy do poczekalni, lekarz akurat w trakcie sprzątania, ale zaprasza. Kot zaszyty, leży sobie całkiem spokojnie i nieprzytomnie z otwartymi oczami, macica obok, rzeczywiście ropy od cholery. W tle leci muzyka. Taka z tych jakby ostrzejszych.
Klimat jak w teksańskiej masakrze. Aż mnie ciary przeszły, ale zagaduję...

- O słyszę, że pan doktor sobie słucha muzyki...
- No tak, żeby się przyjemniej pracowało.
- Zawsze pan sobie włącza coś do operacji?
- Zawsze. Czasem Bacha, czasem Bocelli. Ale dzisiaj zmieniłem klimat, bo wyjątkowy pacjent...
- No dobra, ale to ryczenie to raczej nie Bach. Co to za zespół?

Doktor zmrużył oczy, utkwił wzrok w nieprzytomnym kocie, po czym odpowiedział...
- Born to kill.

O mało nie zemdlałam.

PS Kot żyje i ma się dobrze.

weterynarz

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 29 (217)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…