Historia z wczoraj.
Pojechałam odwiedzić przyjaciółkę. Kasia cierpi na rdzeniowy zanik mięśni, jeździ na wózku elektrycznym. Po terapii spotkałyśmy się na mieście i razem pojechałyśmy do niej.
Gdy wysiadłyśmy na jej przystanku, wózek padł. Rozładował się. Trochę pogadałyśmy, odstał ciut i zaczęłam ją pchać. Pod górę. Ja maleństwo 163 wzrostu, z dyskopatią, ok. 200 kilo do pchania. Pchałam po 5 metrów, bo tyle mniej więcej naciągał wózek podczas postoju, a bez działającego wózka nie działał i joystick od kierowania.
Wokoło było paru ludzi, pan poproszony o pomoc wymówił się brakiem czasu. Inni ludzie potrafili iść tak, by przed nami przejść na drugą stronę ulicy i wrócić na naszą stronę po ominięciu nas.
Trasa 5-minutowa zajęła nam dobre pół godziny.
Kasia powiedziała mi potem, co działo się tydzień temu. Otóż wózek rozładował się w podobnym miejscu, koło przystanku. Było zimno, zacinał deszcz, wiatr. Na tyle silny, że zsunął jej na twarz czapkę, a jako że Kasi już ręce nie działają, nie mogła jej sobie nawet poprawić. I tak stałą w tym deszczu, z czapką na jednym oku, 2 godziny.
Reakcje ludzi podobne, ale wszystkich przebiła kobieta z mieszkania naprzeciwko miejsca, gdzie Kasia stała. Baba gapiła się na nią 1,5 godziny. I kolejne ponad pół godziny zza firanki.
Ot, taki folklor lokalny - osoba na wózku moknie 2 godziny w deszczu z czapką na jednym oku. Może lubi.
Strach zemdleć czy nogę złamać na mieście.
Zgroza.
Pojechałam odwiedzić przyjaciółkę. Kasia cierpi na rdzeniowy zanik mięśni, jeździ na wózku elektrycznym. Po terapii spotkałyśmy się na mieście i razem pojechałyśmy do niej.
Gdy wysiadłyśmy na jej przystanku, wózek padł. Rozładował się. Trochę pogadałyśmy, odstał ciut i zaczęłam ją pchać. Pod górę. Ja maleństwo 163 wzrostu, z dyskopatią, ok. 200 kilo do pchania. Pchałam po 5 metrów, bo tyle mniej więcej naciągał wózek podczas postoju, a bez działającego wózka nie działał i joystick od kierowania.
Wokoło było paru ludzi, pan poproszony o pomoc wymówił się brakiem czasu. Inni ludzie potrafili iść tak, by przed nami przejść na drugą stronę ulicy i wrócić na naszą stronę po ominięciu nas.
Trasa 5-minutowa zajęła nam dobre pół godziny.
Kasia powiedziała mi potem, co działo się tydzień temu. Otóż wózek rozładował się w podobnym miejscu, koło przystanku. Było zimno, zacinał deszcz, wiatr. Na tyle silny, że zsunął jej na twarz czapkę, a jako że Kasi już ręce nie działają, nie mogła jej sobie nawet poprawić. I tak stałą w tym deszczu, z czapką na jednym oku, 2 godziny.
Reakcje ludzi podobne, ale wszystkich przebiła kobieta z mieszkania naprzeciwko miejsca, gdzie Kasia stała. Baba gapiła się na nią 1,5 godziny. I kolejne ponad pół godziny zza firanki.
Ot, taki folklor lokalny - osoba na wózku moknie 2 godziny w deszczu z czapką na jednym oku. Może lubi.
Strach zemdleć czy nogę złamać na mieście.
Zgroza.
niepelnosprawnosc znieczulica
Ocena:
366
(412)
Komentarze