Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#72323

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Tak czytam różne historie o tym, jaki to ludzie mieli strasznie ciężki start w życiu, jak to w kolejnych pracach nimi pomiatali czy pomiatają, jak to z szefostwem nigdy nie da się dogadać, jak to w tym kraju nie da się zarobić, itd, itd.

Mam 28 lat i od ponad 5 spłacam 60 tysięcy długów, których się nawarstwiło gdy ratowałem rodziców przed bankructwem po tym, jak mocno się przeliczyli z kilkoma biznesami, które próbowali ciągnąć. Obiłem się w życiu o komorników, został mi jeszcze rok spłacania do wyjścia na prostą, a banki jeszcze długo nie będą pewnie chciały ze mną rozmawiać o pożyczkach :)

Przez studia na filologii angielskiej (swoją drogą fatalny wybór studiów - trzeba było się przemęczyć i iść na informatykę) łapałem różne prace, szkoły językowe, tłumaczenia, korki prywatnie, nawet bileter w kinie przez któreś wakacje. Nawet jest o tym trochę historii na piekielnych, jeśli to kogoś interesuje.

Natomiast ostatecznie poszedłem po prostu do korpo. Robota wcale nie była lekka, zdarzało się dużo nadgodzin (rekordem było 96 w jednym kwartale, z czego jakieś 2/3 to te płatne 200% - dodatkowe dni pracy), praca była słuchawkowa i bywało tak, że się siedziało po kilka godzin kamieniem, bo się najzwyczajniej w świecie nie dało między dzwoniącymi ludźmi wbić na przerwę.

Ale pensja była na czas, nikt nikim nie pomiatał, nikt nikomu nie podkładał świń, a przede wszystkim robiąc w spokojniejsze dni dodatkową robotę (nieodpłatnie) można było nauczyć się dość, by zostać wypuszczonym na rozmowę kwalifikacyjną na wyższą pozycję.

I tak oto siedzę w tej firmie kolejne lata, 2 razy już sobie awansowałem, zarabiam dość, żeby przy w miarę skromnym życiu utrzymać siebie, swoją żonę i ewentualne potomstwo (choć żona pracuje, dzięki czemu aż tak bardzo liczyć każdego grosza nie trzeba), a jednym wymogiem na początku był komunikatywny angielski, który powinien być standardem u każdego, kto kończy liceum w tym kraju.

Zastanawiam się zatem - skąd się bierze to, że z jednej strony wszyscy narzekają jak to w tym kraju nie ma pracy, a jak już jest to niepewna, że pomiatają, że głodowe pensje i inne takie, a tymczasem w naszej robocie brakuje spokojnie setki ludzi, z czego przynajmniej 1/3 tylko z angielskim? Przy warunkach finansowych pozwalających parze pracującej u nas na podstawowych stanowiskach z dodatkiem za jakiś język spokojnie kupić niewielkie mieszkanie na kredyt! I to w biednym ponoć mieście włókienniczym...

W innych branżach w sumie jest podobnie - rozmawiałem ostatnio z szefem zakładu, w którym robiłem kilka rzeczy przy samochodzie. Facet narzekał, że znaleźć mechanika, który cokolwiek potrafi, to cud, ale on już nawet przyjmuje żółtodziobów po szkole i robi z nimi na początku, i nawet takiemu potrafi płacić ponad 4000 brutto, przy czym ma taki nawał zleceń, że nadal mu się to opłaca. I ciągle mu brakuje pracowników, mimo wszystko.

praca

Skomentuj (77) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 199 (319)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…