Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#72532

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mój pracodawca nie przestaje mnie zaskakiwać.
Pracuję na recepcji pewnego londyńskiego biurowca.
Słowem wstępu - w zeszłym tygodniu zostałam poproszona o pozostanie na recepcji o dwie godziny dłużej na prośbę klienta z budynku obok. Prośba dość nietypowa, bo chodziło o udostępnienie klientowi naszej "prywatno-publicznej" toalety (obok mieli jakąś awarię, czy coś), znajdującej się nieopodal mojego biurka.
A co za tym idzie - potrzebowali osoby, która zostanie na recepcji, by w razie potrzeby wpuścić gości z budynku obok, oczywiście wszystko według naszych procedur i tak dalej.

Oczywiście najłatwiej było firmie poprosić mnie, ponieważ byłam już na miejscu, niż szukać kogoś na tak krótki okres, bo jak nietrudno się domyślić, na dwie godziny do pracy nikomu przychodzić się nie chce (tutaj dodam, że zwykle firmy za taka fuchę płacą tak jak za 4-6 godzin, bo przy stawce godzinowej nikt by takiej pracy nie wziął).
A że firma akurat oficerów "awaryjnych"(dostępnych 24/7) na stanie nie miała, to poprosiła mnie. W porozumieniu z zarządem budynku oczywiście. Co ważne - była to druga taka prośba w przeciągu miesiąca, i zaraz wytłumaczę, dlaczego tym razem - w pierwszym odruchu - odmówiłam.

Otóż kilka dni przed wykonaniem tego drugiego zlecenia, odebrałam maila z rozmową, z której wynikało, że rzeczony klient w obu przypadkach zapłacił zarządowi za sześć godzin mojej pracy plus VAT. Nie wiem, ile dostał z tego zarząd budynku, a ile mój pracodawca, jednak wiem, że mi zapłacono wtedy tylko za dwie godziny, co w rozliczeniu końcowym było ledwie zauważalne, ponieważ przekroczyłam jakiś tam próg podatkowy (tutaj się nie wypowiem, bo się nie znam - w każdym razie zabrano mi za to więcej podatku, przez co gra nie warta była świeczki).
Czyli, łopatologicznie rzecz ujmując, czym więcej godzin pracujesz - tym więcej ci zabiorą.
No więc z mojego punktu widzenia siedzenie w pracy po godzinach okazało się zupełnie nieopłacalne. Poza tym ostatnią rzeczą, na jaką mam ochotę po 12-godzinnym maratonie jest siedzenie w pracy za parę złotych tylko po to, by wpuszczać marudnych (no niestety) ludzi do swojego kibla.

A dlaczego ten mail do mnie w ogóle trafił? Bo jakaś nowa osoba w biurze przez przypadek dodała mnie do odbiorców maila, przez co miałam czarno na białym ile miałam mieć zapłacone, a ile faktycznie mi zapłacono. Dodam, że takie gafy zdarzają się dość często i uważam, że ludzie w zarządzie powinni się dużo bardziej pilnować.
Sytuację wyjaśniłam zaraz na drugi dzień osobiście z moim bezpośrednim przełożonym. Pokazałam chłopu maila (mogliście widzieć jego minę, jak go zobaczył), z którego ewidentnie wynikało, że za poprzednią fuchę miałam mieć zapłacone zdecydowanie więcej, niż otrzymałam.

Wytłumaczyłam facetowi, że do tej pory nie czepiałam się, bo po prostu nie byłam tego stanu rzeczy świadoma, a tym razem odmówić mam prawo, bo nikt do siedzenia za półdarmo po godzinach mnie zmusić nie może. A cała sytuacja nie miałaby miejsca, gdyby nie czyjaś gafa i zwykła niekompetencja.

W związku z powyższym tym razem nie zgodziłam się na pokrycie recepcji, bo nauczona doświadczeniem zaczęłam węszyć kolejny przekręt. Przełożony zaczął coś tłumaczyć okrężnie, ale przeprosił i zapewnił, że zaszła pomyłka, i że jeśli tylko się zgodzę, to zostanie mi zapłacone za 6 godzin plus te 4 zaległe.

I tak ostatecznie się zgodziłam, obiecując sobie, że to ostatni raz. I pewnie o sprawie bym zapomniała, gdyby nie to, że na ostatnim odcinku wypłaty nie doszukałam się ani wyrównania za poprzedni raz, ani obiecanych sześciu godzin, a jedynie dwie - tak samo jak za pierwszy razem. I znów to samo tłumaczenie, że pomyłka, że coś tam. A dopiero nie tak dawno zrobili mnie w wała a to z uniformem (tyle dobrego, że ostatecznie mi go przyznano), a to z krzesłem (czekam na nowe już któryś miesiąc, męcząc kręgosłup na starym rupieciu), a to z urlopem - no ileż można?

Dlaczego o tym wszystkim piszę?
Bo w firmie pracuje kilkaset takich pracowników jak ja. Jestem przekonana, że podobnych sytuacji zdarza się więcej niż to, co tutaj opisuję. Tylko że ludzie machają ręką na takie "drobiazgi", bo po prostu im się nie chce dochodzić swoich praw (bo dla paru groszy nie warto), albo nie są świadomi polityki firmy, albo też nie mają szansy się dowiedzieć, że ktoś ich - umyślnie bądź nie - robi w konia. A szkoda, bo na kilku takich niedociągnięciach miesięcznie, pomnożonych razy kilka przypadków, ktoś tam na górze dorabia się ciężkich pieniędzy.

Praca na recepcji

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 228 (252)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…