Byłam dziś na najbardziej kuriozalnej wizycie lekarskiej w swoim życiu. Ortopedycznej.
Pan "doktor" nie odpowiedział na powitanie, zapytał w czym problem - odpowiedziałam, że w stopie - po czym bez zapoznania się z badaniem obrazowym, ba, nawet bez badania palpacyjnego przystąpił do wypisania recepty.
Lubię wiedzieć, jakie specyfiki mam zażywać, więc spytałam na co ta recepta - dowiedziałam się, że na zastrzyki.
Pyskata jestem z natury, ale wpadłam w lekki stupor i wyszłam. Dzięki niebiosom, że jako zasłużony krwiodawca weszłam poza kolejnością, bo gdybym straciła czas czekając na taką "poradę" mógłby mnie nerw ogarnąć.
Jak słowo daję, miał na pieczątce napisane "dr n. med".
Pan "doktor" nie odpowiedział na powitanie, zapytał w czym problem - odpowiedziałam, że w stopie - po czym bez zapoznania się z badaniem obrazowym, ba, nawet bez badania palpacyjnego przystąpił do wypisania recepty.
Lubię wiedzieć, jakie specyfiki mam zażywać, więc spytałam na co ta recepta - dowiedziałam się, że na zastrzyki.
Pyskata jestem z natury, ale wpadłam w lekki stupor i wyszłam. Dzięki niebiosom, że jako zasłużony krwiodawca weszłam poza kolejnością, bo gdybym straciła czas czekając na taką "poradę" mógłby mnie nerw ogarnąć.
Jak słowo daję, miał na pieczątce napisane "dr n. med".
Ocena:
195
(235)
Komentarze