Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#73628

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wybaczcie, drodzy Piekielni, kolejną historię "silnej i niezależniej kobiety z kotami", ale wydaje mi się, że ta sytuacja jak najbardziej zasługuje na miano piekielnej.
Jak już wspominałam, jestem kociarą. Miałam trzy koty (teraz już dwa) i to będzie historia właśnie o tym trzecim.

Zaczęło się kilka miesięcy temu, gdy mając dwa koty, stwierdziłam, że wezmę trzeciego. Nie wiedziałam, jak pozostałe na niego zareagują, więc dla bezpieczeństwa warunki były takie: kot musi być dorosły i dużej rasy (pozostałe dwa to duże rasy, nie chciałam, by ewentualnie zdominowały trzeciego). Wybór padł na kotkę Maine Coon, sprzedawaną przez profesjonalną hodowlę.
No właśnie, skoro profesjonalna hodowla, wszystkie papiery są, zapewnienia, że kotka zdrowa, nigdy nie chorowała, to nic złego się nie stanie. Nic bardziej mylnego.

Wzięłam kotkę i już przez pierwsze dni zauważyłam coś, co mnie zaniepokoiło. Mianowicie kotka robiła rzadkie kupki. No ale dobra, może kot jest zestresowany zmianą domu, postanowiłam dać jej czas. Gdy po dwóch tygodniach nie było żadnej poprawy, poszłam do weterynarza. Okazało się, że kotka cierpi na zaawansowany nowotwór jelita. Pisałam do hodowli, tak, nagle im się przypomniało, że kotka faktycznie miała biegunkę i to od dwóch lat (!). Oczywiście, żadne badania krwi ani kału nie zostały zrobione, gdy dopytywałam się, na jakiej karmie była, też nie umieli powiedzieć. Próbowałam ją leczyć na każdy możliwy sposób, zmieniłam karmę na bezglutenową dla kotów z biegunką, ale weterynarze nie dawali jej za bardzo szans. Kotka miała na tyle wyniszczone jelita, że nie trawiła w ogóle pokarmu, po prostu go wydalała. I niestety kotka, po kilku miesiącach walczenia, odeszła, wyniszczona i wygłodzona (mimo że jadła więcej niż wszystkie pozostałe koty razem wzięte).

Cieszę się, że chociaż przez te kilka miesięcy mogła mieć prawdziwy dom, gdzie nie była traktowana jak maszyna do robienia kociaków. Ale z drugiej strony czuję się ogromnie oszukana, bo zapłaciłam za nią niemałe pieniądze, a nikt nie powiedział mi ani słowa, że kotka cierpi na jakąś dolegliwość.
Hodowla stała się nagle bardzo niechętna do współpracy. "Zdechła? No trudno, oni nie mogli tego przewidzieć".
Czy ktoś z Was, drodzy Piekielni, wie może, co w takiej sytuacji można by było zrobić?

hodowla_kotów

Skomentuj (72) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 282 (320)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…