Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#73730

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wiodłam sobie życie spokojne i pozbawione piekielności, a potem postanowiłam kupić mieszkanie...

Prezentuję Państwu tragikomedię pod tytułem „Kroniki absurdu, czyli kredyt hipoteczny”.

Rozdział pierwszy „Wpis do hipoteki”.

Występują:
Sprzedający: Pani Kasia
Notariusz
Sąd rejonowy
Dobry Bank
Kupujący: ja i mój najukochańszy małżonek.

Opis warunków wstępnych:
Pani Kasia ma mieszkanie, które chce sprzedać. Mieszkanko kupiła w 2001 z niewielką tylko pomocą kredytu, który już spłaciła. We wszystkich dokumentach, od umowy kupna po księgę wieczystą, widnieje jako jedyny właściciel.
Pani Kasia ma również męża i podpisaną w dniu ślubu intercyzę.
Na nasze nieszczęście mieszkanie kupiła będąc już po ślubie i intercyzie, a w tamtym okresie obowiązywało w Polsce idiotyczne prawo, że rozdzielność, rozdzielnością, ale mieszkanie wchodzi do wspólnoty majątkowej. Zawsze. Nieodwołalnie. Niezależnie od umów, intercyz i tego kto za nieruchomość płaci. O przepisie tym ani Pani Kasia, ani jej Mąż nie wiedzą i żyją w błogiej nieświadomości, aż do chwili gdy p. Kasia nie wybrała się do Notariusza by dostarczyć dokumenty niezbędne do sporządzenia umowy przedwstępnej.
Podpisanie umowy się odsuwa w czasie, bo Mąż mieszka na stałe we Włoszech gdzie p. Kasia musi się udać by tam notarialnie uzyskać pełne pełnomocnictwo w kwestii sprzedaży mieszkania. Pełnomocnictwo przyznane, przetłumaczone przez tłumacza przysięgłego, dołączone do dokumentów – Sukces!

Dalej idzie szybko, przedwstępna, kredytowa, kupna-sprzedaży, wypłata kredytu i już mieszkanko jest nasze...

Kredyt hipoteczny jak sama nazwa wskazuje wymaga wpisu do hipoteki i tu zaczynamy cyrk:
Podpisując akt notarialny mieliśmy wybór, albo o wpis wnioskujemy w sądzie sami, albo zrobi to za nas Notariusz za drobną opłatą 400zł. Ponieważ Bank za każdy miesiąc bez wpisu liczy sobie 250zł „ubezpieczenia” to postanowiliśmy, że wpis załatwi nam Notariusz – będzie wszystko prawidłowo, szybko, sprawnie – tia...

Umowy podpisane pod koniec czerwca, mija lipiec, mija sierpień, we wrześniu jedziemy na upragniony dłuższy urlop... i wtedy dostajemy telefon od teściów (mąż ciągle tam był zameldowany) – „Jakieś pismo z sądu przyszło, ale nam impost nie wyda”. Dzwonię więc do moich rodziców czy aby do Babci (ja jestem zameldowana w mieszkaniu Babci) nic nie przyszło. Nie przyszło.

Jesteśmy spokojni, przecież to nic innego jak powiadomienie o wpisie do hipoteki, nie odbierzemy, trudno po powrocie pojadę do sądu, załatwię wypis, będzie cacy... Nasz błąd.

Jak wiadomo, pismo dwukrotnie awizowane jest doręczone i zegarek zaczyna tykać.

Jak się domyślacie w piśmie nie było zawiadomienia o wpisie tylko o „błędzie” we wniosku, jeśli go nie poprawimy w terminie, wniosek zostanie zwrócony... a my w błogiej nieświadomości się opalamy...

Czas mija, urlop się skończył. Sprawdzam księgi wieczyste on-line – brak wpisu, ale ja się tam nie znam, może potrzeba czasu na aktualizację? W pracy nawał urlopowych zaległości, do Sądu nie ma jak jechać, bo nawet jak pracują do 18 to się nie wyrabiam. Nie czuję pośpiechu, nadal jestem pewna, że wpis już jest, do Banku mogę dostarczyć później - kasę za ubezpieczenie i tak mi zwrócą. Do Teściów przychodzi drugie pismo, do mojej Babci również, razem z dwoma awizami na to pierwsze, wystawionymi ze wsteczną datą.
Jadę, odbieram, a tam informacja, że wniosek cofnięty ze względu na błędy formalne, wpisu nie ma i nie będzie!

Oczywiście wte pędy do Notariusza „a tak, tak sobie myślałem, czemu tego wpisu jeszcze nie ma...” ale powiadomić, że może byśmy się tak zaniepokoili, to już sobie nie pomyślał.

Notariusz kazał jechać do sądu i wydobyć to pierwsze pismo, bo w drugim nie ma informacji, dlaczego cofnęli. Nastraszył mnie, że jeśli to się uprawomocni, to „tak jakbyśmy nic nie kupili i tego odkręcić się nie da.”

Dzień wolny w pracy, wycieczka do sądu* i okazuje się, że błąd, który spowodował cofnięcie wniosku nie był nasz, ale pani w Sądzie, która nie umiała aktu przeczytać ze zrozumieniem... Otóż według Sądu „z Aktu wynika”, że p. Kasia sprzedaje mieszkanie sama, a przecież to współwłasność z mężem! To, że połowę pierwszej strony aktu stanowi pełna informacja, że Pani Kasia występuje w imieniu swoim oraz jako pełnomocnik męża i wyjaśnienie sytuacji, jakoś Pani w sądzie umknął. Po drugie sąd żąda dostarczenia adresu do doręczeń Męża p. Kasi. Adresu na terenie Polski. Adresu obywatela Włoch na terenie Polski.

Odwołać się nie możemy, bo termin minął. Notariusz wyśmiał Panią z Sądu, że czytać nie umie, i nakazał złożenie skargi, skargę nam napisał – ja mam tylko złożyć. Kolejny dzień urywam się wcześniej z pracy i składam skargę osobiście.

Czas mija, wpisu brak... robi się październik jesteśmy już w na tej imprezie plecy o 1400zł (liczę 400zł dla Notariusza, bo kurde miało być bez problemu!). Dzwonię do Sądu, dostaję odpowiedź, że oni nie mają określonego terminu kiedy skarga ma być rozpatrzona, rozpatrują w kolejności jak wpływają, więc może to potrwać i pół roku...

Piszę obszerne pismo do Naczelnej Działu Ksiąg Wieczystych, że cofnięcie bezpodstawne, że Bank mi może umowę rozwiązać, kajam się bardzo, że mi się urlopów zachciało i pism z Sądu nie odbierałam i że ja bardzo, bardzo proszę o priorytetowe rozpatrzenie sprawy...

Listopad - Hura! Jest wpis i pozytywne rozpatrzenie skargi. Lecę do Dobrego Banku z dokumentami w zębach.

Koniec?

A gdzieżby tam!

Bank ma 14 dni na zmianę wysokości pobieranej raty. Dokumenty złożyłam pod koniec listopada. 4 grudnia pobrana zostaje rata bez zmian, spoko nie minęło 14 dni wyrównają mi w styczniu.

Grudzień mija, z banku cisza, opiekun milczy mimo pytań – okres świąteczny.

Styczeń. Rata bez zmian... zaczynam się wkurzać. Na infolinii nic nie wiedzą, opiekun się odzywa „Przepraszam, za ciszę, urlop... Ja sprawdzę co i jak” i tak kilka razy.

Luty. Rata bez zmian, i pismo... że nie złożyłam wymaganych dokumentów, oni mnie obciążą karnymi odsetkami i grożą zerwaniem umowy... Dociskam opiekuna i dowiaduję się, że:

Odpis z księgi wieczystej, który złożyłam, zawiera wzmianki w działach II i IV i oni nie wiedzą co to są za wzmianki, więc oni tego dokumentu nie przyjęli. Trzeba było dostarczyć drugi bez wzmianek... Tylko tak jakby, zapomnieli mi o tym powiedzieć...
Piszę reklamację do Dobrego Banku na 6 strom z 11 załącznikami. Robię rozróbę w Sądzie, bo okazuje się, że te wzmianki to powinny automatycznie zniknąć w momencie pojawienia się wpisu i oni „nie wiedzą czemu nie zostały usunięte”, wzmianki usuwają, informację o tym dokładam jako załącznik nr.12 do reklamacji.

Marzec – alleluja, reklamacja rozpatrzona pozytywnie, Dobry Bank przeprasza, kary cofa, zaległości zwraca wraz z odsetkami i wyraża nadzieję na dalszą owocną współpracę.

Pozytyw: nabieram wprawy w pisaniu skarg, zażaleń, próśb i reklamacji.

* Jako smaczek dodam, że w czasie tej zabawy do Sądu dwukrotnie wniosłam spory, ostry nóż – nieświadomie! ot był sobie na dnie torebki – która dwa razy przejechała przez skaner. Ochrona nie była zaniepokojona faktem wnoszenia do budynku broni, cóż widać wyglądam niegroźnie.

W kolejnych rozdziałach:
„Ależ proszę się nie martwić! Wszystko załatwi Pani w dowolnej placówce Dobrego Banku”
oraz
„Pani jeszcze podstempluje” czyli jak szybko i sprawnie ubezpieczyć mieszkanie.

Sąd i Bank

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 242 (258)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…