Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#73776

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Cztery lata temu tak się złożyło, że przed Euro szukałam pracy.
Wiadomo, wiele sytuacji o poszukiwaniu chlebodawcy było już opisane tu na piekielni.pl, to i ja dodam swoją, nieco zaskakującą.

Tak więc, przeglądając oferty wysyłałam CV w odpowiedzi na interesujące mnie oferty. Po jakimś czasie dzwoni telefon, umawiam się z Panią na próbny dzień. Jest to bar kawowy. Stawiam się w na miejscu 5 min przed czasem. Pani właścicielka pokazuje mi lokal z grubsza i wskazuje mi docelowe miejsce pracy. Od czegoś trzeba zacząć, jest to tak zwany zmywak. Jak dla mnie na początek bardzo bezpieczne stanowisko, z którego mogę obserwować jak dane miejsce funkcjonuje itd. Do moich obowiązków należało także zebranie brudnych naczyń po klientach.

Tak więc krążę sobie miedzy stolikami, szefowa siedzi na sali i rozmawia ze swoją znajomą, a kilka stolików dalej siedzi, gostek. Pan z twarzy widać, że sporo w życiu przeżył, zapewne nie jedną butelkę ognistej wody wypił, ale ubrany koszulę i spodnie od garnituru. Wyglądał jak typowy pan Miecio, z bardzo pomarszczoną twarzą, że ciężko wiek rozpoznać, tyle że w eleganckim wydaniu. Niby normalny klient, ale zagaduje szefową co jakiś czas wołając ją po imieniu.

W pewnym momencie mnie przywołał i mówi żeby mu przynieść "pięćdziesiątkę". Wracając na zaplecze przekazałam tę informację koleżance za barem. Za jakiś czas wychodzę pozbierać naczynia i pan znów mnie przywołuje. Tak dość nieładnie i już mocno nietrzeźwy. Pyta czemu nie przyniosłam mu zamówienia. Wytłumaczyłam, że przekazałam koleżance, bo ja inne obowiązki dostałam. Pan było niezadowolony, bo ja mu miałam przynieść zamówienie, po czym pokazuje mi palcem drzwi i mówi, że mam iść do sklepu i przynieść mu śliwki w czekoladzie. Zdębiałam, bo nie byłam pewna czy dobrze słyszę, ale Pan szybko ponowił swoja prośbę, mniej grzecznie "No! Już! Idź mi przynieś te śliwki!".

Otrząsnęłam się z małego szoku i mówię, że ja tu na miejscu pracuję i nie będę nigdzie wychodzić. Pan głośniej, ponawia swoją prośbę, ja skonsternowana, nie wiedząc co zrobić. Poszłam więc do szefowej, mówię co i jak. Szefowa zdezorientowana, ale próbowała grać jak by to oczywistość była mówi, "no... idź mu przynieś te śliwki".

Tu już moje tryby ruszyły z kopyta, myślę sobie: dzisiaj śliwki, a jutro może mam pijanym klientom w inny sposób dogadzać? Powiedziałam krótko, NIE PÓJDĘ PO ŻADNE ŚLIWKI. Odwróciłam się, poszłam po swoje rzeczy. Wychodząc powiedziałam, że przyszłam do pracy w barze, a nie na posyłki pijanych klientów. 

Pozytywną osobą była koleżanka szefowej, która poparła moją postawę i zganiła szefową.
Na prawdę poczułam się potwornie zażenowana. Rozumiem, klient nasz pan, ale bez przesady.
Nigdy tak nie żałowałam straty czasu, nawet jeśli praca biurowa okazała się, aktywną sprzedażą AGD po domach.

Dodam, że bar usytuowany jest na początku reprezentacyjnej ulicy, mojego kochanego stołecznego miasta, nieopodal egzotycznego drzewa.

bar kawowy praca

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 158 (194)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…