Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#74005

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mój pies niedomaga. W czwartek udałam się więc z nim do kliniki weterynaryjnej (wtedy jeszcze nie było wiadomo co z nim jest), gdzie obejrzało go dwóch wetów, wstępnie zdiagnozowali, zaordynowali trzy różne zastrzyki i pobrali krew do badania. W czasie badania, pobierania krwi itd. siedziałam w poczekalni, bo w mojej obecności pies sieje na widok człowieka w kitlu taką panikę, że szkoda słów ;) Mieli nadzieję, że jak straci z oczu obiekt, za którym się można chować, to się uspokoi.

W każdym razie - w poczekalni kilka osób sobie siedzi, rozmowy o zwierzakach, wiadomo. Pewien pan zaczął mnie zagadywać, niby normalna sprawa, choć w pewnym momencie poczułam się jak na przesłuchaniu... Przytoczę tutaj dialog:

P - pan
J - ja

P - A pani piesek to ten co tak wył?
J - Tak, to mój, panikarz:)
P - A co, szczepienie?
J - Nie, takie i takie problemy (tu wyjaśnienie co dokładnie) i takie podejrzenia.

(Streszczę trochę, bo wyjdzie dialog na pięć stron: Jak karmię? Ile godzin spaceru dziennie? Gdzie na spacer chodzę? Ile ma lat? Ile waży? Wnioski z rozmowy: źle karmię, za mało spacerów itd.)

W którymś momencie weterynarz przyprowadził mi psiaka i kazał jeszcze chwilę zaczekać. No to czekam.

P - Eee tam, wymyślanie. Nic mu nie jest. Przecież widać, że wszystko w porządku.
J - No, wie pan, chyba jednak jest, znam swojego psa i widzę, że się coś złego dzieje.
P - Wymyślanie, wybiegać się musi!
J - Akurat teraz to go, proszę pana, oszczędzam, bo przy wysiłku go boli...
P - O, widać że zdrowy. Tylko niewybiegany!
J - ...
P - Da sobie pani spokój, co go pani ciąga po weterynarzach i stresuje tylko? Porządny spacer mu jest potrzebny!
J - ...
P - E, ale ludzie wymyślają, a widzę, że niewybiegany, no widzę.

Cierpliwie przemilczałam, chociaż już miałam na końcu języka sugestię, żeby pan otworzył własną praktykę, skoro, patrząc z odległości kilku metrów, lepiej wie co psu dolega niż weterynarze. W końcu nie po to tam przyszłam, żeby się kłócić z jakimś (przepraszam za określenie) pacanem. Ale ciśnienie mi podnieść to mu się udało. Na szczęście zaraz zawołali mnie do gabinetu, a jak wyszłam, pana niewybieganego już nie było.
Zastanawiam się tylko, czy facet naprawdę był taki, hmm, mądry inaczej, czy przylazł tam dla rozrywki podenerwować ludzi, bo zwierzaka żadnego ze sobą nie miał...

u psiego lekarza

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 159 (201)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…