Zainspirowany ostatnimi historiami takatamtala o podkradaniu klientów i zaniżaniu cen.
Tu wyższy szczebel wtajemniczenia: jak ukraść klientów samemu sobie.
Od lat szczenięcych mam przyjaciółkę Hankę. Razem okładaliśmy się łopatkami w piaskownicy, więc znamy się jak łyse konie. Hanka jest bardzo atrakcyjną kobietą, ale to raczej typ chłopczycy. Szpilki i filmowy włos na specjalne okazje. Na co dzień jeansy i mokasyny.
Hanka ma wykształcenie techniczne, ale siedzenie nad projektami zawsze ją nudziło. Sama o sobie mówi, że ma "żydowski łeb". Widzi pieniądze tam, gdzie nie widzi ich nikt inny, umie wszystko załatwić, każdego zna, a jak kogoś nie zna, to zna kogoś kto zna tą osobę :). Jej żywiołem jest sprzedaż. To ten typ, który sprzeda piasek na pustyni, a klient jeszcze będzie się cieszył że dostał luksusowy towar w atrakcyjnej cenie.
Hankę po studiach nosiło trochę po kraju i świecie. Pracowała w kilku fajnych miejscach. Kilka ładnych lat temu zaczęła częściej bywać w naszym Zadupiu Mniejszym i spotkała naszego kolegę z piaskownicy Tomka.
Tomek kończył tą samą uczelnię, ale po studiach wrócił do domu i przejął rodzinny interes. Taką manufakturkę, która ledwie ciągnęła.
Od słowa, do słowa dogadali się. Żeby nie przedłużać i tak długiego tekstu. Tomek produkował, Hanka sprzedawała. W krótkim czasie udało się rozbudować i zmodernizować zakład (Hanka zdobyła unijną kasę). W pewnym momencie zakład produkował towary w 80% na zamówienia Hanki. Hanka ładnie budowała rynek, zdobyła klientów zagranicznych. Firma Tomka ładnie się rozwijała.
Hanka nigdy nie była pracownikiem Tomka. Współpracowali na zasadzie firma < - > firma.
Kilka razy była rozmowa, że może zawiązaliby spółkę, ale zawsze to się rozmywało - bo firma rodzinna i rodzice będą kręcić nosem, bo dobrze jest tak jak jest... Mieli jakąś umowę, ale bardzo ogólną. Hanka jednak była właścicielką i współwłaścicielką kilku projektów i form, które były wykorzystywane do produkcji.
Hanka miała swoje biuro w budynku fabryczki. Tomek nie wcinał jej się do sprzedaży, ale sam chętnie prosił ją o przypilnowanie interesu, gdy wyjeżdżał na urlop. Więc ona znała od podszewki proces produkcyjny, pracowników i dostawców.
Przez kilka lat wszystko ładnie się kręciło. Oboje pobudowali domy, mieli solidne zaplecze finansowe. Pełna harmonia.
Z jednego z urlopów Tomek przywiózł Justynkę, która w ekspresowym czasie została jego żoną. Justynka jest od nas młodsza o ponad dekadę. Panie niespecjalnie przypadły sobie do gustu. Niby zachowywały się poprawnie, ale zaczęły się tarcia w firmie.
Kilkakrotnie Hanka zastała ją przy swoim komputerze. Niby miała odpalone tylko jakieś nieistotne strony w internecie, ale Hanka zabezpieczyła komputer hasłem i w krótkim czasie przerzuciła wszystko na laptopa, którego zabierała do domu.
Po powrocie z jakiegoś przedłużonego weekendu stwierdziła, że ma chyba paranoję, bo wydaje jej się, że ktoś grzebał w jej fakturach i zamówieniach. Wymieniła zamki i zaczęła zamykać biuro, gdy wychodziła.
Okazało się, że nie miała paranoi.
Justynka wymyśliła sobie, że to ona poprowadzi sprzedaż. Ale zamiast szukać nowych klientów postanowiła ukraść ich Hance i tym samym wyeliminować ją z gry. Wykradła adresy mailowe i kontakty do klientów i wysłała im ofertę w cenach, po których towar kupowała Hanka.
Kilka transakcji udało się Justynce przeprowadzić, ale bardzo szybko wszystko się wydało.
Hanka próbowała rozmawiać z Tomkiem, ratować współpracę. Ale on nie potrafił postawić się żonie. A Justynka podskakiwała i krzyczała, że sama potrafi sprzedać kilka razy tyle co Hanka.
Hanka zabrała swoje papiery, formy i projekty, które były jej własnością i wypowiedziała umowę. Żeby nie stracić klientów, zleciła produkcję gdzieś indziej.
Justynka jednak nie poradziła sobie ze sprzedażą. Tym bardziej, że Hanka dość szybko odzyskała swoich klientów. Tomek został z rozkręconą firmą, zobowiązaniami wobec pracowników oraz dostawców i bez sprzedaży.
Walczył przez prawie 3 lata i... sprzedał zakład Hance.
Oczywiście imiona zmieniłem, ale ta kobieta prosiła, żeby zwracać się do niej zdrobnieniem. Inaczej udawała że nie słyszy, albo strzelała focha.
Tu wyższy szczebel wtajemniczenia: jak ukraść klientów samemu sobie.
Od lat szczenięcych mam przyjaciółkę Hankę. Razem okładaliśmy się łopatkami w piaskownicy, więc znamy się jak łyse konie. Hanka jest bardzo atrakcyjną kobietą, ale to raczej typ chłopczycy. Szpilki i filmowy włos na specjalne okazje. Na co dzień jeansy i mokasyny.
Hanka ma wykształcenie techniczne, ale siedzenie nad projektami zawsze ją nudziło. Sama o sobie mówi, że ma "żydowski łeb". Widzi pieniądze tam, gdzie nie widzi ich nikt inny, umie wszystko załatwić, każdego zna, a jak kogoś nie zna, to zna kogoś kto zna tą osobę :). Jej żywiołem jest sprzedaż. To ten typ, który sprzeda piasek na pustyni, a klient jeszcze będzie się cieszył że dostał luksusowy towar w atrakcyjnej cenie.
Hankę po studiach nosiło trochę po kraju i świecie. Pracowała w kilku fajnych miejscach. Kilka ładnych lat temu zaczęła częściej bywać w naszym Zadupiu Mniejszym i spotkała naszego kolegę z piaskownicy Tomka.
Tomek kończył tą samą uczelnię, ale po studiach wrócił do domu i przejął rodzinny interes. Taką manufakturkę, która ledwie ciągnęła.
Od słowa, do słowa dogadali się. Żeby nie przedłużać i tak długiego tekstu. Tomek produkował, Hanka sprzedawała. W krótkim czasie udało się rozbudować i zmodernizować zakład (Hanka zdobyła unijną kasę). W pewnym momencie zakład produkował towary w 80% na zamówienia Hanki. Hanka ładnie budowała rynek, zdobyła klientów zagranicznych. Firma Tomka ładnie się rozwijała.
Hanka nigdy nie była pracownikiem Tomka. Współpracowali na zasadzie firma < - > firma.
Kilka razy była rozmowa, że może zawiązaliby spółkę, ale zawsze to się rozmywało - bo firma rodzinna i rodzice będą kręcić nosem, bo dobrze jest tak jak jest... Mieli jakąś umowę, ale bardzo ogólną. Hanka jednak była właścicielką i współwłaścicielką kilku projektów i form, które były wykorzystywane do produkcji.
Hanka miała swoje biuro w budynku fabryczki. Tomek nie wcinał jej się do sprzedaży, ale sam chętnie prosił ją o przypilnowanie interesu, gdy wyjeżdżał na urlop. Więc ona znała od podszewki proces produkcyjny, pracowników i dostawców.
Przez kilka lat wszystko ładnie się kręciło. Oboje pobudowali domy, mieli solidne zaplecze finansowe. Pełna harmonia.
Z jednego z urlopów Tomek przywiózł Justynkę, która w ekspresowym czasie została jego żoną. Justynka jest od nas młodsza o ponad dekadę. Panie niespecjalnie przypadły sobie do gustu. Niby zachowywały się poprawnie, ale zaczęły się tarcia w firmie.
Kilkakrotnie Hanka zastała ją przy swoim komputerze. Niby miała odpalone tylko jakieś nieistotne strony w internecie, ale Hanka zabezpieczyła komputer hasłem i w krótkim czasie przerzuciła wszystko na laptopa, którego zabierała do domu.
Po powrocie z jakiegoś przedłużonego weekendu stwierdziła, że ma chyba paranoję, bo wydaje jej się, że ktoś grzebał w jej fakturach i zamówieniach. Wymieniła zamki i zaczęła zamykać biuro, gdy wychodziła.
Okazało się, że nie miała paranoi.
Justynka wymyśliła sobie, że to ona poprowadzi sprzedaż. Ale zamiast szukać nowych klientów postanowiła ukraść ich Hance i tym samym wyeliminować ją z gry. Wykradła adresy mailowe i kontakty do klientów i wysłała im ofertę w cenach, po których towar kupowała Hanka.
Kilka transakcji udało się Justynce przeprowadzić, ale bardzo szybko wszystko się wydało.
Hanka próbowała rozmawiać z Tomkiem, ratować współpracę. Ale on nie potrafił postawić się żonie. A Justynka podskakiwała i krzyczała, że sama potrafi sprzedać kilka razy tyle co Hanka.
Hanka zabrała swoje papiery, formy i projekty, które były jej własnością i wypowiedziała umowę. Żeby nie stracić klientów, zleciła produkcję gdzieś indziej.
Justynka jednak nie poradziła sobie ze sprzedażą. Tym bardziej, że Hanka dość szybko odzyskała swoich klientów. Tomek został z rozkręconą firmą, zobowiązaniami wobec pracowników oraz dostawców i bez sprzedaży.
Walczył przez prawie 3 lata i... sprzedał zakład Hance.
Oczywiście imiona zmieniłem, ale ta kobieta prosiła, żeby zwracać się do niej zdrobnieniem. Inaczej udawała że nie słyszy, albo strzelała focha.
handel
Ocena:
517
(529)
Komentarze