Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#74372

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Praca w sieci sklepów Żabka od kuchni.

Ogólnie była to moja pierwsza praca. Już na rozmowie kwalifikacyjnej usłyszałam, że szef celuje głównie w młode osoby, które nie mają dużego doświadczenia (a najlepiej żadnego), ponieważ nie wnoszą starych nawyków do nowego miejsca pracy. Naiwnie myślałam, że to dobrze, iż ktoś daje możliwość zdobyć młodym doświadczenie. Dopiero po czasie przekonałam się, że liczą po prostu na osoby, które jeszcze nie do końca wiedzą co należy do ich obowiązków, a co im się należy. Mój błąd, że nie zainteresowałam się tym tematem od początku.

1. Grafik.

Z założenia miało być "normalnie". Kilka dni na zmianę poranną, dzień/2 dni przerwy, kilka dni na zmianę popołudniową i tak dalej i dalej. Żeby nikt się nie przemęczał, miał z góry ustalony czas pracy i mógł sobie jakoś życie ułożyć. Co najmniej 1 weekend w miesiącu wolny. Piękna teoria, teraz praktyka.
Układaniem grafiku zajmowała się siostrzenica szefa. Dziewczyna przychodziła do pracy dorabiać, z założenia 3 pracownice były zatrudnione na stałe, ona miała przychodzić kilka dni w tygodniu na popołudnia i w wybrane weekendy. W praktyce z grafikiem był cały czas problem. Bo siostrzenica jednak w środę nie przyjdzie, bo następnego dnia musi się uczyć, o czym poinformowała wszystkich we wtorek. Grafik się zmienia. Ustawiła sobie w grafiku pracujący weekend, wszystkie popołudnia. Nie, żadna z nas ma nie przychodzić do pomocy bo ściągnie sobie koleżankę, chcą razem jechać na wakacje i chcą same zarobić. Piątek rano - im jednak wypada ważna impreza, w sobotę nie przyjdą. Z co najmniej 1 weekendu wolnego wypada nam 0, bo jednak zawsze któraś musiała przyjść.
Po 2 miesiącach przestałam przychodzić w weekendy za kogoś. Popracowałam jeszcze około miesiąca, po czym usłyszałam, że przenoszą mnie na inny sklep, bo nie dogaduję się z personelem. Kij z tym, że nie dogadywałam się tylko z siostrzenicą w kwestii tych weekendów.
Trafiłam na inny sklep, na którym rządziła, tak do dobre słowo, rządziła znajoma szefa. Ona pracowała od poniedziałku do piątku, po tygodniu na jedną zmianę, w weekendy nie przychodziła. Bo nie, ona zajmuje się grafikiem. W konsekwencji wychodziły cyrki - kończyłam o 23.30, następnego dnia zaczynałam o 5.30. To + ciągłe zgrzyty między samozwańczą kierowniczką, brak reakcji szefa - zwolniłam się.

2. Umowa.

Męczyłam o nią szefa 3 miesiące. Oczywiście umowa - zlecenie, pomimo zapewnień, że kiedyś w końcu każda z nas dostanie umowę o pracę, bo komuś musi dać - wszystkie zasuwały na zleceniu. Żałuję, że tematem umów zainteresowałam się dopiero po zwolnieniu z Żabki.

3. Cenówki, wielosztuki.

Kolejny cyrk na kółkach. Ceny zmieniały się prawie codziennie. Oczywiście zmiana ceny w systemie następowała zanim zaczynałam pracę, wydrukiem cenówek zajmował się szef. Co z tego, że sklep był otwarty od 6 rano, a cenówki dostawałam koło 11, albo nawet później. Przez x h musiałam liczyć na to, że klient nie zechce kupić produktu ze zmienioną ceną i nie będę musiała świecić przed nim oczami. Nie, cenówki nie mogłam zdjąć, nawet jeśli była nieprawdziwa. Przecież pod każdym produktem cena musi być. Tylko raz miałam sytuację, że klient jednak domagał się sprzedaży produktu po niższej cenie, widniejącej pod produktem. Sprzedałam, ale ze swoich nie dołożyłam do manka.
Wielosztuki - wieczny problem z wchodzeniem na kasę. Conajmniej 1/4 wystawionych wielosztuk nie wchodziła na kasę. Znów trzeba było świecić przed klientami oczami.
Samo ustawianie kartek informujących o wielosztukach było kompletnie nieprzemyślanym przedsięwzięciem. Musiałam je układać dzień przed ich wejściem na promocję, bo z rana już muszą być ułożone. Znów świecenie oczami przed klientem, "no jak Pani mi nie sprzeda dziś tych batonów w promocji?".

4. Pogotowie kasowe.

Miałyśmy w kasie 300 zł pogotowia kasowego. Najczęściej bilon kończył się na 5 gr, żadnych 2 - 1 groszówek. Żabka ani ajent (przynajmniej w naszych sklepach) nie pilnował, by w kasie były rozmienione pieniądze. Albo same uzbierałyśmy co nam potrzeba, co jest trudne ponieważ ludzie notorycznie płacili banknotami 100 i 50 złotowymi, albo nie miałyśmy groszy.
W związku z bardzo małym pogotowiem kasowym wypłacanie u nas pieniędzy było praktycznie niemożliwe do godziny około 17/18. Z rana nie uzbierałyśmy wystarczająco dużo pieniędzy by mieć z czego wypłacić, około 14.30 była zmiana kasjera i w kasie znów zostawało 300 zł pogotowia.

5. Weryfikator.

Osoba, która kontroluje czy Żabki spełniają odpowiednie wymagania - czy rozłożone są wielosztuki, kasjerki noszą żabkowe koszulki, czy wymagane towary są na sklepie itp. Pomijając ajenta, który wiedział o kontrolach, bo dostawał cynki, jeździł z 2 paczkami promocyjnych orzeszków po 3 sklepach bo aktualnie znajdowały się tylko na 1 sklepie a są przecież w gazetce. Weryfikatora bardziej interesowały kasjerki niż sam sklep, więc co, przykazanie od szefa żeby go zagadywać. Który sklep zgarnie najlepszy wynik dostanie premie. Osobiście nie bawiłam się w takie rzeczy, bo mnie coś takiego odrzuca, musiałam za to wysłuchiwać tyrady "samozwańczej kierowniczki", że premię dostałyśmy dzięki niej, a ja się w ogóle nie postarałam.

Ogólnie wytrzymałam dość długo, bo aż 4 miesiące. Stali klienci wręcz podziwiali moją determinację, bo większość młodych zwalniała się po maksymalnie 2 miesiącach.

praca

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 145 (165)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…