Parę dni temu napisał do mnie zleceniodawca z prośbą o dokonanie jak najszybszej korekty książki, bo musi ona niebawem pójść do druku (podejrzewam, że w jakimś wydawnictwie self-publishingowym). Wprawdzie proponował cenę zaledwie 2 zł za stronę, ale zapewniał solennie, że chodzi jedynie o przejrzenie tekstu i przeredagowanie dosłownie kilku miejsc. Postanowiłam zaryzykować.
Otrzymałam tekst. Wystarczyło mi rzucić na niego okiem, żeby wiedzieć, że tego tekstu przejrzeć się nie da. Już w pierwszym akapicie (3 linijki) znalazłam 20 błędów i to bynajmniej nie interpunkcyjnych. Dalej było już tylko gorzej. Zleceniodawca chciał mieć sprawdzony rozdział już na następny dzień, więc napisałam, że rezygnuję, ponieważ poprawianie go zajmie mi z pewnością o wiele więcej czasu, a ja akurat przygotowuję materiał do druku dla innego zleceniodawcy i zwyczajnie się nie wyrobię.
Przez następne dwa dni moja skrzynka była bombardowana wiadomościami typu: "Proszę wysłać tyle, ile pani zrobiła", "Proszę sprawdzić tyle, ile będzie pani w stanie", "Naprawdę mi zależy" i tak dalej. Pomyślałam więc, że mogłabym wobec tego ponegocjować cenę, w końcu mam pochylić się nad tekstem, który będzie wymagać większej ilości pracy. Napisałam więc, że nie ma problemu - mogę się tego zlecenia podjąć, ale na pewno nie za taką stawkę. Co ważne, była to odpowiedź na wiadomość, którą otrzymałam dosłownie chwilę wcześniej. Na reakcję nie musiałam długo czekać - okazało się, że tekst jednak magicznie został już sprawdzony (pewnie się inni korektorzy zabijali o to zlecenie), a moja propozycja wyższej stawki jest niepoważna.
Cóż, przynajmniej moja skrzynka pocztowa jest mi za to wdzięczna.
Otrzymałam tekst. Wystarczyło mi rzucić na niego okiem, żeby wiedzieć, że tego tekstu przejrzeć się nie da. Już w pierwszym akapicie (3 linijki) znalazłam 20 błędów i to bynajmniej nie interpunkcyjnych. Dalej było już tylko gorzej. Zleceniodawca chciał mieć sprawdzony rozdział już na następny dzień, więc napisałam, że rezygnuję, ponieważ poprawianie go zajmie mi z pewnością o wiele więcej czasu, a ja akurat przygotowuję materiał do druku dla innego zleceniodawcy i zwyczajnie się nie wyrobię.
Przez następne dwa dni moja skrzynka była bombardowana wiadomościami typu: "Proszę wysłać tyle, ile pani zrobiła", "Proszę sprawdzić tyle, ile będzie pani w stanie", "Naprawdę mi zależy" i tak dalej. Pomyślałam więc, że mogłabym wobec tego ponegocjować cenę, w końcu mam pochylić się nad tekstem, który będzie wymagać większej ilości pracy. Napisałam więc, że nie ma problemu - mogę się tego zlecenia podjąć, ale na pewno nie za taką stawkę. Co ważne, była to odpowiedź na wiadomość, którą otrzymałam dosłownie chwilę wcześniej. Na reakcję nie musiałam długo czekać - okazało się, że tekst jednak magicznie został już sprawdzony (pewnie się inni korektorzy zabijali o to zlecenie), a moja propozycja wyższej stawki jest niepoważna.
Cóż, przynajmniej moja skrzynka pocztowa jest mi za to wdzięczna.
pracs
Ocena:
260
(272)
Komentarze